- Zgłosiliśmy się, bo do rozdania były słodycze i korony.
Tylko uzależniające puste ulepki im w głowie i przepych. Dzieci łatwo pociągnąć na sznureczku oferując słodycze, lgną jak muchy do miodu, dorośli doskonale o tym wiedzą i wykorzystują tę naiwną skłonność do swoich celów, tu: religijnych, uzależnienia od religii. Uzależnionymi łatwo manipulować. Im większy tłum, tym lepiej, bo ludzie chcą się do siebie upodabniać, myśleć tak samo, robić to samo, wyglądać tak samo i lubić to samo. Tłum niemyślących tylko tak może siebie akceptować.
- Wielbłąd przyjeżdża ze swoim opiekunem, jedzeniem i wszystkim, co jest mu potrzebne do życia. Miasto, które wygra, musi spełnić konkretne wymagania: zapewnić mu lokum, jeżeli przyjedzie na noc, a jego udział w Orszaku musi być zabezpieczony, by ludzie do niego swobodnie nie podchodzili.
I już? I tyle? Atrakcja dla tłumu. Żeby przyciągnąć uwagę, wzbudzić zachwyt gawiedzi, pokazać się w mediach, podnosząc słupki poparcia dla kościelnej ideologii.
A gdzie w tym widowisku, które już rozpoczęli, jest miejsce dla etyki? Wygrajcie sobie wielbłąda! Kto chce? Objazdowy wielbłąd tylko czeka na to, żeby wziąć udział w turystyce religijnej, zwierzęcej pielgrzymce... żeby być łatwym kąskiem dla (nie)ludzkiej próżności. Może pokaże jakieś cyrkowe sztuczki, zaryczy choćby, pokaże zęby, stuknie kopytami o krośnieński bruk i zamiecie ogonem niczym fantazyjna przebiegła postać z biblijnych przypowieści. Powieje grozą. A ludzie lubią się bać, lubią być poddani uczuciu strachu. Kościółowi łatwo manipulować zastraszonym ludem. I taki pusty zachwyt "żywą zabawką" ominie krośnieńskich katolików? Pokazać dziecku cukierka i go zabrać sprzed nosa? Już pewnie obmyślają plan, jak zaspokoić tłum katolików żądnych wrażeń. Zawsze się znajdzie jakiś nieświadomy osiołek. Za wielbłąda robił nie będzie, może być tylko sobą, tak jak ludzie nie chcą, nie mogą. Kościelny matrix nimi rządzi.