Jako dziecko brałam udział w jego seansach: w Katowicach (w Spodku) i w KROŚNIE (na STADIONIE). Jak dzis pamiętam tłumy, które przybywały z nadzieją na cud.
Pamiętam też słowa które na koniec wypowiedział, a o których nikt nie napisał (wiedział już o swojej chorobie i że umiera ogłosił to nawet w słowach pożegnania na STADIONIE w KROŚNIE), że do 4 lat po jego śmierci u ludzi, którzy byli na jego seansie mogą być cuda uzdrowienia. Nikt tego nie brał sobie do głowy wtedy. Tak jak autor tekstu opisał, ludzie uzdrowieni na miejscu i ich bliscy na widok tego co było wychodzili szczęśliwi, reszta ludzi raczej rozczarowana. Jedni uważali to wszystko za statę czasu i nadziei, inni mimo wszystko powtarzali seanse z Nardellim (jak w moim przypadku) w innych miastach, których gościł.