"Wolność słowa" to fundamentalne prawo szczególnie w kontekście głoszenia idei politycznych. Takiej wolności nie było w czasach komunizmu i nie ma nadal w Chinach, Rosji i innych krajach totalitarnych. (Zatem ***** *** mieści się w granicach języka społecznego oporu wobec reżimowej władzy).
"Wolność słowa" w normalnej sytuacji ma jednak swoje granice. Nie oznacza bowiem prawa do bezkarnego kłamstwa, oszustwa, dezinformacji i języka nienawiści.
W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z językiem skrajne nienawistnym i dehumanizującym.
Przypomnę, że w latach 30. XX wieku w Niemczach i Polsce używano języka skrajnie dehumanizującego wobec Żydów. Nazywano ich "podludźmi", "pasożytami", porównywano do szczurów. Od języka się zaczęło, a jak to się skończyło wszyscy wiemy.
Dokładnie taki sam faszystowski charakter ma określenie "tęczowa zaraza". To dehumanizacja ludzi. Odczłowieczenie także konkretnych ludzi, którzy mieszkają w Krośnie i okolicach.
To skrajnie nienawistny język, który powinien być napiętnowany przez wszystkich: dziennikarzy, obywateli, innych radnych, a przede wsztstkim - księży ze wszystkich parafii. To przecież oni powinni być pierwszymi apostołami walki ze Złem! A milczą.
Reasumując. Jeśli natychmiast nie zatrzymamy języka nienawiści takich ludzi jak Hejnar, jeśli natychmiast jako lokalna społeczność stanowczo nie zareagujemy, będziemy mieli do czynienia z cichą zgodą społeczną na eskalację języka, a w dalszej kolejności na wyrażanie nienawiści o charakterze fizycznym.