Pizza "włoska" (bo włoska to nie jest żadna w Krośnie i okolicy) jest droższa niż w Krakowie, czy Wrocławiu. Chleb choć trochę lepszy od chemii z biedronki po 10zł (one tak naprawdę też są na tablicy mendelejewa, ale smakują trochę lepiej). Piwo w knajpie po 15zł. Zarobki w krośnieńskich gułagach to minimalna krajowa. A ludzie wydają pieniądze jak szaleni. Brawo Jarek. Cud nad Wisłokiem.