Kilka lat temu chciałem oddać do kociarni małego kotka, który przypałętał się do mojego ogrodu chudy, wybiedzony i z zaropiałym okiem. W miarę możliwości go odkarmiłem i oporządziłem, ale pani pracująca w kociarni kategorycznie odmówiła jego przyjęcia "bo może mieć robaki, może być chory, zarazi inne koty". Pojechałem z kotkiem do weterynarza i dopiero wtedy pani z wielką łaską się zgodziła na przyjęcie do kociarni. Nie polecam.