Lekkoduchy ciężko przechodzą zderzenie z rzeczywistością. Zwykłe restauracje mają pod górkę z utrzymaniem się na rynku a tu taki ekstremizm w serwowanych daniach. Unijnym kretynom całkiem się w lewackich łbach pokręciło, bo nie sądzę, że bez solidnego grantu finansowego na takie cele można w Krośnie z takim czymś wejść w rynek. W Krakowie mając własny lokal miałbym... obawy o przetrwanie bez comiesięcznych dotacji. Jaki potęny głód musiałby zapanować na świecie, żebyśmy zaczęli jeść robaki. Stawiam 100 000 rubli mających pokrycie w złocie przeciw 1000 dolarów mających pokrycie tylko w końskim łajnie, że szybciej staniemy się kanibalami.