Linia bezwzględnego zatrzymania P-12. Jak się zachować w przypadku jej pojawienia się na drodze? Co powinien o niej wiedzieć kierowca? Linia bezwzględnego zatrzymania P-12. Definicja.Definicja znaku P-12 pojawia się w par. 89 ust. 1 rozporządzenia ministrów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych. Zapis ten nazywa ją linią bezwzględnego zatrzymania – stop. Ciągła linia namalowana na jezdni wskazuje miejsce zatrzymania pojazdu w związku ze znakami pionowymi B-20 "Stop" lub B-32 "Stój – kontrola celna".
Gdzie można spotkać znak P-12?Linia P-12 zobowiązuje kierowcę do bezwzględnego zatrzymania. Jej zadanie jest proste, wyznacza miejsce przed którym pojazd musi zostać zatrzymany w związku z obecnością np. znaku B-20. Wyznacza się ją w miejscu, w którym kierujący zatrzymanego samochodu będzie miał dobrą widoczność. Dzięki temu dobrze oceni sytuację drogową i będzie wiedział, w którym momencie wyjechać z drogi podporządkowanej. Linia bezwzględnego zatrzymania – stop P-12 pojawia się jednak nie tylko na skrzyżowaniach, ale i przed przejazdami kolejowymi oraz tramwajowymi.
Linia bezwzględnego zatrzymania P-12. Ile wynosi mandat?Znak P-12 według rozporządzenia ministrów infrastruktury oraz spraw wewnętrznych i administracji w sprawie znaków i sygnałów drogowych występuje w związku ze znakami pionowymi B-20 "Stop" lub B-32 "Stój – kontrola celna". W sytuacji, w której kierujący nie zatrzyma pojazdu przed linią, może być ukarany za niezastosowanie się do powyższych oznaczeń. Jaką karę to oznacza? Niezatrzymanie pojazdu w związku ze znakiem B-20 "Stop" wiąże się z mandatem wynoszącym 300 zł. Wykroczenie oznacza 2 punkty karne (od września 2022 r. 6 punktów karnych). W przypadku niezastosowania się do znaku B-32 "Stój – kontrola celna" mandat wynosi 200 zł. Czyn jest obwarowany również 1 punktem karnym.
Ja na twoim miejscu jednak bym sie zatrzymał, bo możesz trafić na pociąg lub coś w tym stylu. Jeżeli tak jest to własnie tak oznakowane są niektóre drogi. Bez sensu, ale to już wina zarządcy