Jasne, black crow. Masz tzw. absolutną trafność. Bo to nie był tylko sklep, ale też miejsce spotkań, wymiany doświadczeń, czasem pamiętnych tekstów od kupujących ("Mam pan coś nowego z takno ?...), opowieści o ulubionych płytach i po prostu - chyba już niedługo będzie można tak powiedzieć - kultowe miejsce. Nie wspominając o latach 90, kiedy to wychodziło się ze sklepu z reklamówką - wtedy oczywiście - nielegalnych kaset. Ale dzięki temu człowiek miał w domu masę muzyki, której do tej pory tylko słuchał fragmentarycznie w radiu. To co pisze kurnachata to zresztą smutna prawda. Streamy i jutuby to obecnie codziennośc. Ale przecież nic nie jest w stanie zmienić zapachu odpakowanego na świeżo winyla, albo radości z rozfoliowania nowego kompaktu. Inną jeszcze rzeczą były osoby w tym sklepie pracujące. Jak ktoś pamięta stojącego tam za ladą mojego drogiego przyjaciela "Pipula" wie o co chodzi... Jak ktoś ma jeszcze jakieś wspomnienia z "Fana", dawajcie. Był czas, że spędzałem tam więcej czasu niż w pracy :-)