Nie dziwi mnie fakt, że ludzie uciekają z Krosna. Studiowałam 5 lat w Lublinie, wróciłam do Krosna ze względu na męża i dość szybko znalazłam pierwszą pracę. Pracodawca był zmuszony zwolnić mnie i inne osoby przez złą sytuację związaną z koronawirusem. W tym słabym dla wszystkich okresie byłam na kilkunastu rozmowach kwalifikacyjnych (w Krośnie i okolicach), z których nic nie wyszło - od części potencjalnych pracodawców usłyszałam "małe/brak doświadczenia na podobnym stanowisku" lub "za dobre kwalifikacje"... Po prawie pół roku niepowodzeń szukałam pracy dalej Krosna. W ciągu kilku dni dostałam propozycje pracy m. in. w Brzozowie, Sanoku i Nowym Sączu. Nadal zostaję w Krośnie tylko ze względu na to, że Brzozów jest na tyle blisko, że mogę pozwolić sobie na codzienne dojazdy do pracy.