Każdy krośnianin z Krosna powinien mieć lotnictwo we krwi. I fotografię. I platynę za szybą meblościanki.
Kiedyś znajomy ze Ślunska, fascynat lotnictwa, gdy przejeżdżaliśmy przez Krosno (Z Krakowa do Biecza przez Krosno!), gdy zobaczył na lotnisku lądującą wilgę, to aeroorgazmu dostał. Mówił, że lotnisko w Krośnie, w środowisku fascynatów lotnictwa, to absolutny top, legenda. Bardzo mi zazdrościł, że mieszkam w Krośnie.
Swoją drogą, ciekawe ile w Krośnie rodowitych krośnian się ostało. Takich z przedwojennymi korzeniami. Na pewno nie jestem jedyny. Warszawiacy np. szacują swoją populację w Warszawie, na pojedyncze procenty.