Byliśmy dobrzy w kilku dziedzinach, ale zachłyśnięci kolorowym światem "zachodu", reformując gospodarkę do tzw. rynkowej, na fali zrywania z komuną, wylaliśmy sporo "złotych dzieci" naszego przemysłu z kąpielą. Polacy mają duże zdolności w dziedzinie chaotycznego zarządzania, myślenia maksimum na 2 dni do przodu i (dość podłego) marnowania wysiłku rodaków. To bardzo demotywujące, złe i głupie, ale jakże polskie. Z tego m.in. wypływała główna fala emigracji, nie tyle z braku wolności i "prześladowań". Profesor Balcerowicz to był facet z jednej strony potrzebny, z drugiej zbyt zadufany w "cudowną rękę wolnego rynku". Ponieważ widział same patologie w firmach państwowych, postanowił brutalnie się z nimi rozprawić. Nie ważne, że gros "inwestorów" zagranicznych (i polskich nowobogackich), to była zwykła gangsterka. Nie ważne, że zwykli ludzie popełniali samobójstwa. Ważne było szybkie przejście w (jak się okazało) XIX-wieczny kapitalizm. Ofiar było sporo. Wszyscy, którzy nie byli gotowi na drastyczne zmiany, albo akurat jechali na kredycie, popłynęli. Do nich zaliczyły się firmy krosnienskie, co przy dołożonej na koniec reformie prof. Kuleszy, odbierającej nam status województwa, zdetonowało hekatombę nieszczęść.
Ale i w tej rzeczywistości dałoby się odnaleźć i rozwijać. Kluczem było skuteczne działanie na rzecz ściągnięcia tu kapitału, zachęconego ulgami, niższymi kosztami działalności, a przede wszystkim budową solidnych drogowo-kolejowych połączeń Krosna ze światem. Tego żaden prezydent, ani polityk z Krosna nie zdołał nie zrobić. To jest niestety cień kładący się na każdej krośnieńskiej prezydenturze.