Śmierdzi, gdy się wchodzi, śmierdzi, gdy tylko się przechodzi, kabina toitoi to podrzędne rozwiązanie tymczasowe. To plastik, który nie pasuje do otoczenia, robi złe wrażenie. Na budowę, podczas remontu - idealne. Nie zastąpi jednak solidnej toalety na mieście, do użytku mieszkańców i turystów tak, aby nie trzeba było jej szukać goniąc po mieście, pytając przechodniów. Na dziś trudno by mi było taką czynną wskazać. Godzina 18.00 to zdecydowanie zbyt wczesna pora na zamknięcie, powinna być dostosowana do pory roku, przebywania na powietrzu. W nowoczesnych szaletach miejskich nawet nie musi być stałego pracownika, obsługa pojawia się raz na jakiś czas. Znalazłam to, co pisałam 2 miesiące temu przy okazji pod artykułem o psim parku.
W mieście brakuje toalet, to racja. Mieszkańcy w imieniu swoim i przyjezdnych oraz turystów podnoszą tę kwestię jako utrudnienie w załatwianiu różnych spraw w mieście, spacerów i zabaw. Ławek przybywa, a toalety tylko w krzaczkach. Nie sądzę jednak, że brakuje nam tu w mieście toi-toiów. Gdzie się nie ruszyć tam zza drzew, przy blokach, w otoczeniu zabytkowych kamienic również bywały (ślizgawka na rynku) czy nawet przy nadmorskich plażach na pierwszy plan wyłaniają się niebiesko-białe plastikowe kontenery. Ludzie wchodzą i szybko uciekają wstrzymując oddech nawet po dezynfekcji. Dziś już doszło do tego, że zamiast określać je właściwym mianem toalet, szalet publicznych, wszyscy nazywają je uproszczoną nazwą TOI-TOI. Przy czym nie uświadamiają sobie, że to nazwa firmy, która ma w ofercie o wiele więcej niż przenośną plastikową latrynę.
Optuję za tym, że należałoby wybudować szalety o przyzwoitym standardzie, z prawdziwego zdarzenia. Buduje się szalety z przyjaznych środowisku materiałów, wtapiające się kolorystyką w otoczenie, mogą być uzupełnieniem marki miasta, jak tutaj szkło, obsługiwane przez automat i nie muszą mieć nadzoru stałego pracownika.