(...) dziwnym zbiegiem okoliczności akurat wybrali moment "przełomowy" dla uczniów (...)
Nie ma w tym nic dziwnego, niezrozumiałych ani podejrzanych ruchów ze strony nauczycieli. Zatrudnieni na państwowych posadach grają takimi kartami, jakie rząd rozdaje. Tyle że rząd ostrzej zagrywa, władza raz wydarta, deprawuje każdą sferę życia. Na szkołach - nauczycielach i rzecz jasna uczniach, gdyż oni stoją w tej hierarchii najniżej - odbija się to najdobitniej.
Kiedy więc miałby być ten najbardziej odpowiedni moment na strajk? W wakacje, kiedy uczniowie dostają wolne od nauki i cichną korytarze, mimo iż nauczyciele jak każdy inny pracownik przychodzą do pracy (jeśli myslicie, że jest inaczej, to ktoś wam bajki opowiada, oszukuje, żebyście napuszczali jednych na drugich), wykonując inne obowiązki.
Może w wakacje, kiedy posłowie nie pracują, decyzyjna instytucja państwowa odpoczywa i cichną sejmowe korytarze?
Podczas strajku szkoły nie zamykają się na cztery spusty, zapewniają uczniom opiekę, można wejść do świetlicy i samodzielnie się czymś zająć, zintegrować z innymi uczniami, odnaleźć się w niecodziennej sytuacji, porozmawiać o strajku, wczuć się w rolę nauczycieli. Takie wydarzenia to lekcja historii, lekcja życia.