Nie dziwię się rodzicom o tę apelację, od kilku miesięcy tym żyją, są w żałobie, odczuwają stratę, nie pogodzili się jeszcze ze śmiercią, to normalne, w ten sposób chcą jej oddać cześć po raz ostatni. Choć może podświadomie wiedzą, że odpowiedzialnym za skutki wypadku jest każdy, kto bierze w nim udział, choćby przez zaniechanie czy nierozwagę, albo roztargnienie. Dziś każdy gdzieś biegnie, a w głowie rozgrywa wiele scen, bitew, czegoś się boi, zmaga ze stresem, strachem, żyje w pośpiechu walcząc o być albo nie być, w głowie przewija plany i porażki, które mają być tylko lekcjami życua. To życie wewnętrzne obfitujące w wiele emocji nakłada się na rzeczywistość jaka jest wokół nas.
Nikt z biorących udział w jakimkolwiek wypadku w ostatnim momencie tuż przed, nie jest szczęśliwy. Odbija swój stan. Dlatego wydarzają się takie sytuacje, które mają być przełomowe, mają zmienić ludzi, ich perspektywę na życie, ale o śmierć w wypadku łatwo. Rodzina zapamięta ją jako dobrego pomocnego człowieka, na taką ją wychowali, miała dobre życie i tego nie wymaże odpowiedzialność za skutek tego potrącenia. Zawsze jest odpowiedzialność w jakimś stopniu. Ona się śpieszyła, roztargniona goniła czas, w szkole miała ważne sprawy, obowiązki, straciła uwagę. On śpieszył się, w stresie gonił się z czasem, od niego zależało sprawne funkcjonowanie firmy, stracił uwagę. W tym jednym kluczowym momencie. Błąd ludzki z jednej i drugiej strony. Jesteśmy tylko ludźmi. W otoczeniu jest wiele sytuacji zakłócających świadomość i percepcję, błędnie oceniamy na co możemy sobie pozwolić, zapominając o zasadzie ograniczonego zaufania.
Nie obwiniałabym żadnej ze stron za spowodowanie tego wypadku i śmierci. To był ten nieszczęśliwy moment. Natomiast odpowiedzialność jest zawsze. Zaakceptować, pogodzić się ze stratą można dopiero kiedy się zrozumie, co zaszło, kiedy przyjmie się, że oni wzięli na siebie cały przebieg tego zdarzenia.