WASZE SPRAWY

Dom łączniczki AK zamieniony w melinę. Sąsiedzi boją się o swoje bezpieczeństwo

Dzicy lokatorzy urządzili sobie enklawę z opuszczonego budynku przy ul. Bieszczada 1 w dzielnicy Zawodzie. Niegdyś był to dom Ireny Okólskiej, łączniczki AK i dyrektorki Muzeum w Dukli. Dzisiaj jest to miejsce pijackich burd i wysypisko śmieci. Zaniepokojeni mieszkańcy tej okolicy nieraz zgłaszali problem służbom. Teraz ma się tym zająć Miasto.
Anna Kania
Tak wyglądał dom przy ul. Bieszczada 1 na przełomie czerwca i lipca. Niegdyś należał do Ireny Okólskiej, łączniczki AK
Fot. Mieszkańcy Zawodzia / "DRAMAT PPŁK STEFANA W. RUTKOWSKIEGO 'HASZYSZA'"

Posłuchaj audycji na ten temat:

Do domu przy ul. Bieszczada 1 prowadzi ścieżka przez niewielki zagajnik. Sam budynek jest ukryty wśród drzew i zarośli, co sprzyja jego dewastacji. Jest to obiekt parterowy, z niewielkim ganeczkiem i płaskim dachem. Nie jest odpowiednio zabezpieczony, więc każdy może do niego wejść. Wokół nieruchomości porozrzucano przeróżne śmieci: worki, plastikowe i szklane butelki, słoiki, garnki czy ubrania.

Nie jest to jedyny pustostan niszczony i nielegalnie zasiedlany przez dzikich lokatorów. Takich miejsc na terenie Krosna jest kilka. O jednym pisaliśmy tutaj.

Burdy, pijaństwo i ogniska

Problem z budynkiem przy ul. Bieszczada pojawił się prawie dwa lata temu. To wtedy w pustostanie osiedlili się dzicy lokatorzy, którzy zaczęli zakłócać spokój osobom mieszkającym w pobliżu. Robili to zarówno w dzień, jak i w nocy. Ich zachowanie stało się na tyle dokuczliwe, że mieszkańcy zaczęli zgłaszać problem policji i straży miejskiej, w grudniu ubiegłego roku napisali też pismo do Urzędu Miasta z prośbą o interwencję.

Mieszkańcy mówią, że żal patrzeć na dewastację domu pani Ireny i pamiątek, które pozostały po rodzinie Okólskich
Fot. Mieszkańcy Zawodzia

- Dewastują systematycznie ten dom, zamieniając go w wysypisko śmieci. Ciągłe burdy, pijaństwo, wulgarne słowa i głośne zachowanie nie pozwalają nam spokojnie egzystować i wypoczywać w domu czy też na zewnątrz naszych posesji. "Roszada" osób, które bez przerwy się tam przewijają, budzi w nas strach i niepokój, ponieważ ewidentnie można stwierdzić, że są to osoby agresywne z problemem alkoholowym i narkotykowym – tak opisywali sytuację w piśmie do krośnieńskiego magistratu.

Mieszkańcy boją się też, że nieodpowiedzialne zachowanie dzikich lokatorów może skończyć się tragedią. Ich obawy nie są bezpodstawne, był już incydent rozpalenia ogniska w jednym z pokoi. - Ściany tego budynku wypełnione są słomą. Boimy się, że w każdej chwili może dojść do pożaru. Ogień widoczny jest w otwartych oknach i iskry wydostające się na zewnątrz mogą doprowadzić do zapalenia się okolicznych suchych drzew – tłumaczą.

Gęste zarośla wokół domu powodują, że to, co się w nim dzieje, nie jest widoczne od strony ulicy
Adrian Krzanowski

Problemem jest też to, że dzicy lokatorzy swoje potrzeby fizjologiczne załatwiają wokół budynku. Przez to w cieplejsze dni z posesji unosi się nieprzyjemny zapach. - Sama zauważam, że spacery wieczorami w tej okolicy coraz częściej wiążą się ze strachem – słychać krzyki, dziwne odgłosy, a niektóre osoby zachowują się niepokojąco. Póki co "wszystko jest w porządku", bo jeszcze nic poważnego się nie stało – ale przecież nie o to chodzi, żeby czekać aż dojdzie do tragedii – pisze w mediach społecznościowych jedna z mieszkanek.

Oprócz pijaków i osób w kryzysie bezdomności do pustostanu przychodzi też młodzież na urbex. Jest to eksplorowanie i zwiedzanie opuszczonych, niedostępnych lub zapomnianych miejsc, takich jak niezamieszkane budynki, fabryki czy bunkry. – Przyjeżdżają też tutaj samochody, czasem nawet 8 lub 9 jednocześnie – dodaje jeden z mieszkańców, który chce pozostać anonimowy.

Posesja znajduje się przy drodze, jest otoczona ogrodzeniem, ale furtka pozostaje otwarta. Każdy może tam wejść
Adrian Krzanowski

Interwencje nic nie dają

Od początku 2024 roku policja interweniowała w pustostanie przy ul. Bieszczada 16 razy. - Interwencje dotyczyły głównie zakłóceń porządku, czyli np. awantur czy spotkań przy alkoholu. W takich sytuacjach policjanci legitymowali osoby przebywające na terenie posesji, sprawdzali je pod kątem poszukiwań, posiadania zabronionych substancji czy przedmiotów – mówi komisarz Paweł Buczyński, rzecznik krośnieńskiej policji.

Działania policjantów utrudnia fakt, że zgłoszenia dotyczyły terenu prywatnego, który nie ma ustalonego właściciela ani potencjalnych spadkobierców. - To jest główny problem, bo uniemożliwia skuteczne zabezpieczenie tego obiektu przed dostępem osób nieupoważnionych – dodaje rzecznik.

Wtargnięć dzikich lokatorów nie można też uznać za włamania, bo zawiadomienia o nich musiałby złożyć właściciel nieruchomości, a tego brak. Wiadomo, że jedno ze zgłoszeń trafiło do prokuratury, która zleciła policji sprawdzenie podejrzeń o naruszenie miru domowego (prawa do spokoju i prywatności) oraz narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia innych ludzi.

Budynek znajduje się na rogu dwóch ulic: Zagórze i Bieszczada w dzielnicy Zawodzie
obliview

Skomplikowana sytuacja własnościowa nieruchomości sprawia, że działania policji i straży miejskiej nic nie zmieniają. - Po interwencjach policji dzicy lokatorzy opuszczają to miejsce, ale po 2-3 godzinach niektórzy wracają – mówi jeden z mieszkańców.

Miasto rozwiąże problem?

Sytuacja może się wkrótce zmienić, ale za sprawą Urzędu Miasta Krosna. Decyzją Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego z lipca tego roku magistrat ma zabezpieczyć budynek, mimo że jest on własnością prywatną.

Jak zapowiada urząd, wszystkie okna i drzwi zostaną zabezpieczone płytami OSB i kratami. Dodatkowo na budynku zostaną umieszczone tabliczki o jego złym stanie i zakazie wstępu. Zabezpieczone zostaną również studnie kanalizacyjne i ujęcie wody. Zostanie to wykonane do końca października tego roku. Wiceprezydent Grzegorz Rachwał zaznaczył też na ostatniej sesji Rady Miasta (26.09.2025), że w najbliższym czasie zadrzewienia i zakrzewienia wokół tego obiektu zostaną przerzedzone. Teren ma być też uporządkowany.

I chociaż takie wieści cieszą, to jeden z okolicznych mieszkańców zwraca uwagę, że nikt nie wyciąga konsekwencji w stosunku do dzikich lokatorów. - W świat idzie przekaz, że można na takie pustostany wchodzić, siedzieć tam, praktycznie mieszkać i imprezować. W razie czego Miasto posprząta i będzie zabezpieczać, a my będziemy dyskutować o tym, czy zabezpieczenia będą skuteczne, czy nie, zamiast o tym, że na nieswoją działkę się po prostu nie wchodzi i nie robi tam syfu – komentuje.

Magistrat zastanawia się nad nabyciem nieruchomości w drodze dziedziczenia ustawowego. W praktyce oznacza przejęcie nieruchomości przez gminę, gdy nie ma innych uprawnionych spadkobierców. Obecnie jest to ustalane.

Dom łączniczki Armii Krajowej

Obecny, przykry stan nieruchomości przy ul. Bieszczada jest tym bardziej bolesny, gdy pozna się losy niezwykłej kobiety, która kiedyś nazywała to miejsce domem. Była to Irena Okólska, łączniczka Armii Krajowej ps. "Irka", po wojnie dyrektorka Muzeum w Dukli oraz jej mama Jadwiga, nauczycielka gry na fortepianie.

- Kobieta odważna, wierna Polsce, gotowa narażać swoje życie dla innych. Dla mnie to przykład człowieka, którego historia powinna być żywa w naszej pamięci. I właśnie dlatego tak boli to, co dzieje się teraz w miejscu, gdzie mieszkała. Zamiast szacunku – mamy melinę. Zamiast pamięci – rozkradzione i sprzedane resztki tego, co po niej zostało – pisał w mediach społecznościowych jeden z mieszkańców.

Irena Okólska, ps. "Irka" w 1945 roku. Była dzielną i oddaną całym sercem łączniczką AK
"Dramat ppłk Stefana W. Rutkowskiego „Haszysza”"

Irena Okólska urodziła się 11 lutego 1922 roku. Była jedynaczką. Jej ojciec, Konstanty Okólski od 1929 roku pracował jako kierownik kopalni naftowej w Jaszczwi. Tam też Okólscy zamieszkali w domu przy szybie naftowym (ten budynek już nie istnieje). Rodzina miała tradycje patriotyczne. Pradziadek Ireny walczył w powstaniu styczniowym w 1863 roku, a w trakcie II wojny światowej cała rodzina Okólskich była zaangażowana w działalność konspiracyjną.

Dzielna "Irka"

Irena była harcerką w Szarych Szeregach Hufca w Krośnie. W trakcie II wojny światowej została łączniczką AK pomiędzy kopalniami ropy naftowej w rejonach Dobrucowej, Jaszczwi, Potoka i Krościenka. Realizowała niebezpieczne zadania konspiracyjne, działała też w służbie kwatermistrzowskiej i sanitarnej. Ukrywała broń i amunicję, transportowała ją zgodnie z planami, przenosiła meldunki, regulowała przepływ ludzi i zabezpieczała warunki konspiracyjne.

Od lewej Krystyna (kuzynka Ireny) i Irena Okólskie, łączniczki sztabu inspektoratu AK Jasło w 1944 roku
Józef Zuzak, "Kopalnia Nafty Jaszczew. Rok 1944 we wspomnieniach Ireny Okólskiej i w relacjach innych osób"

Jako sanitariuszka uratowała życie Józefowi Mrozowi ps. "Młot", członkowi AK w Jedliczu. Ściganemu przez Gestapo i rannemu w nogę mężczyźnie, pieszo zaniosła do kryjówki surowicę i zrobiła dwa zastrzyki przeciw tężcowi. - Dla upozorowania mych wizyt szłam z matką, niosąc dwie wielkie królice do samca Starzychiewicza [kryjówka "Młota" - przyp. red.] dla poprawienia rasy z jego hodowli – wspominała Irena.

We wrześniu 1944 roku dom Okólskich w Jaszczwi stał się siedzibą ewakuowanego z Krościenka Niżnego Sztabu Inspektoratu Podkarpacie i magazynu broni. Było to o tyle odważne, że po sąsiedzku stacjonowali niemieccy artylerzyści. W pewnym momencie zamieszkał u nich ppłk. Stefan W. Rutkowski ps. "Haszysz", inspektor AK Podkarpacie i organizator akcji "Burza" na Podkarpaciu. Dochodziło więc do nietypowych sytuacji, o których pisała w swoich wspomnieniach Irena.

Irena Okólska przy samochodzie "Fiat". W tle rodzinny dom w Jaszczwi. Zdjęcie z 1938 roku
Józef Zuzak, "Kopalnia Nafty Jaszczew. Rok 1944 we wspomnieniach Ireny Okólskiej i w relacjach innych osób"

- Ojciec mój w tej niezwykłej sytuacji pojawienia się przy stole coraz liczniejszego grona oficerów AK nie stracił zimnej krwi, choć Niemcy nadal korzystali z naszej kuchni, łazienki i plątali się po dorodnym sadzie. Od naszej krowy dostawali świeże mleko, co bardzo sobie cenili. Zaczęło dochodzić do zabawnej sytuacji, gdy w jednym rogu podwórza "pan Rawski" [ppłk Rutkowski - przyp. red.] czyścił buty, to w drugim rogu Niemiec golił się nad miednicą.

Dom w Jaszczwi w 1944 roku znalazł się na linii frontu, walki były "wstępem" do operacji karpacko-dukielskiej. Natarcie wojsk sowieckich na niemieckie Irena, jej bliscy i ich goście przeżyli w piwnicy ogrodowej, którą jej ojciec przekształcił w betonowy schron.

Łączniczka uchroniła ppłk Stefana W. Rutkowskiego "Haszysza" przed aresztowaniem NKWD. Pozbyła się funkcjonariusza NKWD (sowieckiej policji politycznej), który po walkach pojawił się w ich domu, a mógł być groźny dla przebywających w nim oficerów AK. Po wyjeździe "Haszysza" zamieszkał u nich sowiecki dowódca ze swoim sztabem.

Irena Okólska przy rosyjskiej wyrzutni rakietowej katjusza. Zdjęcie ze zbiorów Muzeum Historycznego w Dukli
Józef Zuzak, "Kopalnia Nafty Jaszczew. Rok 1944 we wspomnieniach Ireny Okólskiej i w relacjach innych osób"

Regionalistka, muzealniczka i działaczka

Irena zdała maturę na tajnym nauczaniu w Liceum im. Mikołaja Kopernika w Krośnie w lipcu 1944 roku. Później studiowała na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego i Szkole Nauk Politycznych na Wydziale Prawa UJ. Po studiach rozpoczęła pracę w Państwowym Wydawnictwie Muzycznym w Krakowie, jednak gdy jej ojcu groziła zsyłka do sowieckich łagrów, wróciła do Krosna. W 1960 roku rozpoczęła pracę w Muzeum w Krośnie jako kierownik Działu Historii Przemysłu Naftowego i Oświetlenia.

Od maja 1968 roku pełniła funkcję kierownika, a następnie dyrektora Muzeum w Dukli (jego dawna nazwa to Muzeum Braterstwa Broni), gdzie pracowała do emerytury w 1986 roku. Zainicjowała prace remontowe i konserwatorskie w zespole pałacowo-parkowym Mniszchów.

Irena Okólska oprowadza gości po Muzeum w Dukli. Zdjęcie ze zbiorów Muzeum Historycznego w Dukli
Józef Zuzak, "Kopalnia Nafty Jaszczew. Rok 1944 we wspomnieniach Ireny Okólskiej i w relacjach innych osób"

Została odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim OOP i Kombatanckim Krzyżem AK. Działała też w Stowarzyszeniu Miłośników Ziemi Krośnieńskiej i w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Krośnie, była przewodnikiem turystycznym w krośnieńskim oddziale PTTK, należała do Stronnictwa Demokratycznego. W 1993 roku zainicjowała budowę obelisku w parku na Zawodziu, który miał uczcić Polaków rozstrzelanych przez Niemców w styczniu 1943 roku.

- Była osobą pogodną, wrażliwą i pełną życzliwości dla bliźnich, którym zawsze okazywała wielkie serce i poświęcenie. Jej znamienną cechą była bezinteresowność, zaś w pracy zawodowej – jako długoletniego i zasłużonego pracownika instytucji kultury Krosna i Dukli – śmiałość i energia w działaniu oraz zmysł organizacyjny – tak żegnał Irenę Okólską kpt. w st. sp. Stanisław Pomprowicz.

Zmarła 14 października 2010 roku po długiej chorobie. Została pochowana na Cmentarzu Komunalnym w Krośnie.

ŹRÓDŁA O ŻYCIORYSIE IRENY OKÓLSKIEJ:
ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU: