W połowie września decyzję o zawieszeniu działalności podjęli właściciele Kebabu Pod 13 (podcienia na Rynku), którzy na krośnieńskim rynku funkcjonowali od czterech lat. - Na chwilę obecną rosnące koszty i wszystkie problemy, z którymi muszą się mierzyć dzisiejsi przedsiębiorcy, nie pozwalają nam działać dalej. Nie mówimy żegnamy, ale do widzenia – możemy przeczytać na fanpage'u na Facebooku.
To niejedyny lokal, który zdecydował się na taki krok. Zamknęło się również Krosno Wegańskie (ul. Grodzka), które swoją działalność rozpoczęło w lutym ubiegłego roku oraz OX (ul. Portiusa), restauracja powstała tuż przed pierwszym lockdownem. - Gdy otworzyliśmy OX, zaskoczyła nas pandemia, a teraz doszły podwyżki cen. W związku z tym postanowiliśmy ograniczyć działalność tylko do dwóch restauracji – mówi Daniel Aniołowski, który jest także właścicielem Wino i Talerzyki oraz NaSushi (ul. Kazimierza Wielkiego).
Niepewna jest również przyszłość Irish Torridonu (ul. Krakowska), lokalu istniejącego w naszym mieście od 17 lat. Jego właściciel do niedawna szukał na niego najemcy, teraz wystawił go na sprzedaż.
Restauratorzy zgodnie przyznają: ten czas jest gorszy niż pandemia.
Głównym powodem jest inflacja. Rosną nie tylko ceny produktów o kilkadziesiąt procent, ale przede wszystkim energii i gazu – tutaj notuje się kilkusetprocentowy wzrost cen. – W zeszłym roku mieliśmy dobre stawki za energię elektryczną - ok. 400 zł, teraz cena poza szczytem to 1600, a w szczycie - 2 600. Więc, jeśli za dwa miesiące płaciliśmy rachunek na ok. 6 tys. zł, teraz musimy zapłacić 20 tys. zł, z uwzględnieniem fotowoltaiki. Podobnie z gazem, gdzie zamiast 95 zł za megawatogodzinę, teraz jest 790. To jest dramat – mówi Paweł Caban z Galeonu (ul. Lwowska).
Inny przykład zawrotnego wzrostu cen energii podaje restauracja Atmosfera (ul. Piłsudskiego). W styczniu tego roku za prąd płacili prawie 2 tys. zł, teraz we wrześniu muszą zapłacić ponad 6,6 tys. zł. - Nadszedł taki czas dla małych firm, że walczą o życie. A będzie jeszcze gorzej. Bo to nie koniec podwyżek – piszą na Facebooku.
Do tego dochodzą płace pracowników, czynsze i paliwo na dowozy. Tym samym przekłada się to rosnące ceny dań. Niektórzy od początku roku podnieśli je już nawet dwa razy. - Ile razy można podnosić? Są jakieś granice. W końcu klient powie dość i przestanie u nas kupować. Z drugiej strony, jeśli nie podniesiemy, to przestanie nam się to opłacać – mówi pan Paweł. Restauracja zdecydowała się na pierwsze podniesienie cen dopiero we wrześniu. Nie wyklucza jednak kolejnej podwyżki.
- Do tej pory zrobiliśmy wszystko, jeśli chodzi o optymalizację kosztów. Na przykład zainstalowaliśmy fotowoltaikę, ale wystarczy, że włączymy piec konwekcyjno-parowy oraz parę innych urządzeń i pobory energii są ogromne.
Restauracja zastanawia się również nad ograniczeniem menu i godzin otwarcia. Podobnych rozwiązań nie wyklucza Posmakuj (Rynek), które na krośnieńskim rynku działa od 2014 roku.
– Towary np. mięso, oleje, masło cały czas drożeją. I to nie są małe kwoty. Już teraz odczuwamy rachunki za grzanie ciepłej wody, które poszły o 600% w górę w stosunku do ubiegłych lat – mówi Małgorzata Smerecka-Biś z Posmakuj. - Dysproporcja pomiędzy kosztami, które obecnie ponosimy, a wysokością cen w menu, które podnieśliśmy już dwukrotnie, nadal jest zbyt duża. Teraz rozmawiamy z przedstawicielami dostawców i szukamy najkorzystniejszych ofert cenowych.
- Jeżeli na restauracji zarabia się 10 lub 20% obrotu, to w momencie, gdy wszystko drożeje, czasem wychodzi się na zero lub nawet na minusie. A teraz ma być jeszcze gorzej. Elastycznie będziemy reagować na kolejnej zmiany – mówi Daniel Aniołowski i zaznacza, że plan nie będzie obejmował redukcji zatrudnienia, oszczędności na produktach czy cięcia godzin otwarcia restauracji. Zapowiada za to wprowadzenie dodatkowej oferty śniadaniowej dla studentów, turystów i klientów biznesowych, której w Krośnie brakuje.
- Na razie funkcjonujemy, ale zobaczymy, jak to będzie dalej – mówi Paweł Caban. - Obecnie biznes gastronomiczny jest nieopłacalny. Na nim się nie zarabia. Próbujemy go utrzymać i przeczekać ten trudny czas. Mam nadzieję, że z początkiem roku ceny energii spadną, bo takich irracjonalnych stawek, jak są teraz, gospodarka nie jest w stanie wytrzymać. Szkoda tylko, że kieszenie małych przedsiębiorstw zostaną wydrenowane.
- Na grupach gastronomicznych można przeczytać, że ludzie zamykają lokal za lokalem, wysprzedają sprzęty. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Zima będzie dla nas trudna, ale mam nadzieję, że przez te podwyżki nie stracimy klientów i przetrwamy – dodaje Małgorzata Smerecka-Biś.