Czwarta fala się rozpędza. We wtorek w województwie podkarpackim stwierdzono 875 przypadków koronawirusa, w tym w Krośnie – 18, zaś w powiecie krośnieńskim – 35. A apogeum zakażeń wciąż przed nami. Więcej piszemy o tym tutaj.
Wojewódzki Szpital Podkarpacki w Krośnie już teraz odczuwa skutki kolejnego ataku epidemii. Oddział pulmonologiczny dysponuje 20 łóżkami dla pacjentów covidowych, oddział intensywnej terapii 6, a przekształcony od kilku dni oddział gastroenterologiczny 16. Obecnie wszystkie są zajęte. Jedno łóżko znajduje się na SOR-ze dla osób podejrzanych o zakażenie. Zawieszony został oddział reumatologiczny. Jego załoga musiała bowiem zasilić oddziały covidowe.
- U pacjentów chorych na COVID-19 stosujemy tlenoterapię i wentylację mechaniczną, ale zdarzają się też przypadki ciężkie, które wymagają użycia respiratorów – mówi Piotr Czerwiński, dyrektor placówki i dodaje, że już niedługo zostaną przygotowane kolejne miejsca dla pacjentów z ciężkim przebiegiem tej choroby. - Wstępnie planujemy, że następny oddział covidowy z 16 łóżkami zostanie utworzony w miejscu, w którym znajduje się oddział rehabilitacji z pododdziałem rehabilitacji neurologicznej, natomiast oddział rehabilitacyjny zostanie przeniesiony w inną lokalizację.
Pomimo narastającej czwartej fali, w krośnieńskim szpitalu nadal odbywają się planowe zabiegi i operacje. – Staramy się przez nią przejść ze spokojem, stosując też działania profilaktyczne. Chcemy, aby była ona jak najmniejszym obciążeniem dla pacjentów – tłumaczy Piotr Czerwiński.
Dyrektor dodaje, że hospitalizowane są głównie osoby niezaszczepione. Sporadycznie zdarzają się przypadki, gdzie pacjent jest zaszczepiony. – Często jest tak, że niezaszczepione są całe rodziny i to właśnie tam następuje rozprzestrzenianie się koronawirusa – zaznacza.
- Ludzie oswoili się z kolejnymi falami i sądzą, że nic się nie dzieje. A to nie jest prawda. Patrząc na całą sytuację pod kątem szpitala, pomimo naszego doświadczenia i wdrożonych procedur oraz zaszczepienia większości personelu, jest ona dość trudna, a może nawet trudniejsza niż druga czy trzecia fala.
Z powodu narastającej liczby osób zakażonych, coraz więcej ludzi korzysta z punktu, gdzie pobierany jest wymaz do badania na COVID-19. Nie wszyscy oczekujący są zadowoleni z panujących tam warunków, zwłaszcza teraz, gdy pogoda uległa pogorszeniu.
– Ludzie chorzy stoją i marzną na polu po dwie godziny, mimo że mają na daną godzinę – twierdzi jeden z naszych czytelników. – Czasami jest to nawet około 30 osób.
– Brakuje krzeseł, jakiegoś daszku, gdy pada deszcz i toalety – wymienia inna osoba.
Dyrektor informuje, że wydłużony czas oczekiwania na wymaz powstaje głównie z powodu niezdyscyplinowania osób czekających na test.
– Jeśli chcą wykonać test, muszą przestrzegać pewnych procedur. M.in. powinni pozostać w pojeździe i dopiero na znak badającego wejść do pomieszczenia, gdzie jest pobierany wymaz. Tymczasem ludzie sami ustawiają się w kolejce, chociaż nie powinni, zgłaszają się w innych dniach lub godzinach niż wyznaczone. Zdarza się też, że przychodzą osoby niezarejestrowane – tłumaczy.
Piotr Czerwiński dodaje, że przepisy epidemiologiczne nie dopuszczają zastosowania poczekalni w przypadku pacjentów z podejrzeniem zarażenia koronawirusem i apeluje o przestrzeganie zasad.
– Niestosowanie się do przyjętych procedur powoduje wydłużenie oczekiwania i łamanie rygoru epidemiologicznego. Jeśli to możliwe, trzeba korzystać ze środku transportu i opuszczać go wyłącznie w chwili pobierania wymazu. Pacjenci nie powinni ustawiać się w kolejkach oraz stać w grupach narażając siebie i innych na zarażenie koronawirusem – mówi.