ARCHIWUM 1999-2017

Krośnianin na olimpiadzie w Atenach

Marcin Majewski z Krosna relacjonuje przebieg olimpiady w Atenach dla TVN 24. Udało nam się z nim porozmawiać: o przygodach na igrzyskach, o kulisach pracy dziennikarskiej i... o Krośnie w Atenach.
Redakcja Portalu
TVN 24

Kiedy dowiedziałeś się, że będziesz relacjonował olimpiadę dla TVN24 i dlaczego padło właśnie na Ciebie?
- O tym, że jadę na igrzyska dowiedziałem się w kwietniu br., kiedy szef poprosił mnie o wypełnienie dokumentów akredytacyjnych. Dlaczego ja? To pytanie do mojego szefa, nie do mnie. Na pewno miałem tę przewagę nad kolegami z redakcji, że już wcześniej relacjonowałem igrzyska w Sydney. Doświadczenie sprzed czterech lat bardzo się w Atenach przydaje.

Jak przebiegały Twoje przygotowania do pracy w Atenach?
- Na dobre zacząłem przygotowywać się do igrzysk na przełomie maja i czerwca. Byłem wówczas na stypendium Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w Olimpii, w Międzynarodowej Akademii Olimpijskiej. Ale tak naprawdę tematyką olimpijską interesuję się już od dawna. Pamiętam igrzyska w Calgary, Seulu, Barcelonie, Lillehamer, Atlancie, Nagano. Ja to po prostu lubię, bo igrzyska to wyjątkowe zawody. Zanim pojechałem do Sydney, na igrzyska patrzyłem z pozycji widza. Od Sydney jest już zupełnie inaczej.

Czy relacjonowanie olimpiady to ciężka praca?
- Bardzo! Śpisz po kilka godzin, czujesz się wyczerpany. Ale kiedy Otylia zdobywa złoty medal, to są cudowne chwile. Kilka dni temu wstaliśmy o 5.15, żeby pojechać na wioślarstwo. I co? Tomasz Kucharski i Robert Sycz zafundowali nam piękne chwile. To jest pasjonujące być przy największych sukcesach polskich sportowców.

Opowiedz, jak wygląda olimpiada "od kuchni". Czego nie widzimy w telewizji?
- Nie widać w telewizorze tego jak tu jest gorąco. Masz wrażenie, ze ktoś rozgrzał żarówkę 1000W. Ponad 40 stopni w cieniu, ufff... A serio. Dobijają mnie wolontariusze. Są mili, kochani, ale wiedzą, że nic nie wiedzą. Kiedyś śpieszyłem się, bo miałem przekaz do Polski i pytałem ich gdzie jest wyjście. Jeden mówi że po lewej, drugi że po prawej... Miałem też taką sytuację, że zrobiłem wywiad z Otylią Jędrzejczak tuż po tym jak zdobyła dwa srebrne medale. Jest 23.15, a o 23.35 mamy przekaz do Polski. Wsiadamy do autobusu dla dziennikarzy i jedziemy. Jest korek, uznajemy, że szybciej będziemy piechotą. Trzeba otworzyć drzwi w autobusie. Proszę kierowcę raz, drugi, zaczynam krzyczeć. Autobus jest pełen ludzi, którzy czuję, że są po mojej stronie. Nie pomaga, choć nalegam. Kierowca zlany potem wreszcie otwiera, owacja w autobusie. Przesyłamy przekaz do Polski. Zdążyliśmy...

Jak to jest być na ceremonii otwarcia olimpiady?
- Wielkie wrażenie. Niezapomniane chwile. Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy kibice na stadionie zgotowali owacje sportowcom z Iraku i Grecji. Kiedy maszerowała polska ekipa miałem łzy w oczach i oczywiście machałem flagą.

Czy spotkały Cię jakieś szczególne przygody podczas pobytu w Atenach?
- To jedna z wielu przygód. Czekam na finał z udziałem Otylii Jędrzejczak. Na finały pływania dziennikarze dostają bilety. Polscy dziennikarze, a jest ich ponad 40, dostali tylko 12 wejściówek. Bilet dostaje mój operator, ja zostaje w centrum prasowym i czekam na rozwój wypadków. Przychodzę do centrum prasowego na pływalni trzy godziny przed rozpoczęciem finałów, bo dowiedziałem się, że będąc wcześniej może uda mi się dostać jakoś na finały. Czekając na finał z udziałem Polki, oglądam w telewizorze finał pchnięcia kulą w Olimpii. Dosiada się do mnie Grek. Ponad 50 lat, pan farmaceuta, wolontariusz, pracuje na pływalni. Jednym tchem wymienia mi nazwiska polskich lekkoatletów sprzed lat - Władysław Komar, Zdzisław Krzyszkowiak, Bronisław Malinowski. Jest 18.00. W centrum prasowym na pływalni sprawdzają dziennikarzy czy mają bilety. Ja nie mam. Widzi to Grek, który szepnął coś do menadżera na pływalni. Menadżer przychodzi i mówi, że muszę mieć bilet i spisuje numer mojej akredytacji. Czuję niepokój, a za chwilę zdziwienie. Pan menadżer wyciąga z kieszeni bilet na finał z udziałem Otylii Jędrzejczak. Daje mi go. Cieszę się jak dziecko. Grek cieszy się, że ja się cieszę.

Podobno w Atenach spotkałeś Krosno?
- Na meczu Polska-Serbia i Czarnogóra na przeciwko trybuny prasowej widziałem polskich kibiców i napis "Krosno" na fladze. Jezu, strasznie się wzruszyłem, było mi strasznie miło. No i są tu wszędzie krośnieńskie krzesła z "Nowego Stylu". Koledzy z innych redakcji ciągle pytają mnie: "Co ty tak sprawdzasz te krzesła?"...

Marcin Majewski - pochodzi z Krosna, jest absolwentem dziennikarstwa na Uniwersyteciem Warszawskim. Debiutował w tygodniku "Podkarpacie" i na antenie krośnieńskiego Radia Fakty. Doświadczenie dziennikarskie zdobywał m.in. w TVP2 i Polsacie. Od ponad 2 lat jest dziennikarzem sportowym w TVN 24.

Czytaj też: Krośnianin w TVN-ie (2002-03-18)

Rozmawiał: Adrian Krzanowski