ARCHIWUM 1999-2017

Nie chcę być postrzegana jako głupia blondynka

Kiedyś marzyła, żeby zostać piosenkarką. Teraz chciałaby grać w dobrych polskich filmach. Denerwują ją plotki, które w Krośnie szybko się rozchodzą. Publikujemy rozmowę z 22-letnią Karoliną Smolińską, aktorką rodem z Krosna.
Redakcja Portalu
Karolina Smolińska zadebiutowała w ubiegłym roku na scenie Krośnieńskiego Domu Kultury. Podczas Spotkań Teatralnych zagrała w spektaklu Aleksandra Fredry "Mąż i Żona". Sztukę przygotował Teatr Profesjonalny Profeteum w Krośnie

W którym momencie Twojego życia przyszła myśl o aktorstwie?
- Taka myśl pojawiła się już w dzieciństwie. Już z wieku 8 lat chciałam występować na scenie. Lubiłam występować w domu - puszczałam muzykę i tańczyłam. Z kuzynem tworzyliśmy też teatr lalek, który nagrywaliśmy na kamerę. Od tamtego czasu minęło kilkanaście lat, ale to były właśnie pierwsze ukryte marzenia o aktorstwie.

Kiedy dojrzałaś do tego, że chcesz naprawdę zostać aktorką?
- Duży wpływ na mnie miała szkoła muzyczna. Tam miałam prawdziwy kontakt ze sceną. Egzaminy odbywały się przed publicznością, więc już wtedy trzeba było walczyć z tremą. Grając na fortepianie miałam większą tremę niż teraz jako aktorka. Potem poszłam do liceum ogólnokształcącego na profil humanistyczny. Na kółku teatralnym graliśmy różne scenki. W końcu postanowiłam, że pójdę do szkoły wokalno-aktorskiej Marka Wiatra. Pan Marek już całkowicie zaraził mnie aktorstwem i zasugerował mi, bym poszła na studia aktorskie.

Poszłaś do SPOT-u czyli do Szkoły Aktorskiej i Telewizyjnej w Krakowie, w której wykłada m.in. Maciej Luśnia, krośnianin, założyciel Teatru Profeteum.
- Tak. Na państwową uczelnię się nie dostałam, więc poszłam do prywatnej szkoły SPOT. Pierwszy rok był najtrudniejszy, bo musiałam pokonać swoje słabości i lęki. Po udanych egzaminach podtrzymałam jednak swoją samoocenę. I wtedy naprawdę poczułam, że coś potrafię. Pod koniec pierwszego roku studiów dostałam propozycję wystąpienia w sztuce "Mąż i Żona". To była dla mnie niesamowita niespodzianka. Po tym spektaklu w 100% wiedziałam, że chcę grać dalej i być aktorką. Ale tak naprawdę, nigdy nie wierzyłam, że to marzenie może się spełnić.

Jaki wpływ na Twoją karierę miał Maciek Luśnia?
- Chyba największą, bo zaproponował mi tę rolę [rolę Justysi, służącej w "Mężu i Żonie" - przyp. red.]. Maciek prowadził też na pierwszym roku etiudy aktorskie. Były to zajęcia, które pomogły mi rozwinąć wyobraźnię i pokonać pewne lęki. Dzięki nim coś się w nas, studentach, odblokowywało. Nie baliśmy się później grać tego, co wydawało się trudne. Na drugim roku mieliśmy z nim jeszcze sceny klasyczne.

Teraz mieszkasz w Warszawie.
- Zdecydowałam, że muszę się dalej rozwijać. Poszłam na studia wyższe. Wybrałam Wydział Aktorski Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedrojcia w Warszawie. Dziekanem szkoły jest Marek Wysocki - wspaniały człowiek, wykładają w niej wybitni aktorzy, m.in.: Adam Hanuszkiewicz, Mariusz Czajka, Robert Janowski czy Wojciech Siemion. Szkoła współpracuje z trzema teatrami w Warszawie i to może się okazać dla mnie szansą na wejście na duże sceny.

Spotkałaś się już z jakimiś oznakami popularności?
- Nigdy nie chciałam być osobą sławną i medialną. Ja chcę po prostu robić to, co sprawia mi radość i przyjemność. Chcę, żeby moja praca dawała mi szczęście, bo inaczej traci ona urok.

Ale nie wierzę, że nie słyszałaś żadnej plotki o sobie albo, że nikt nigdy nie pokazywał cię palcem.
- Plotki w tym mieście pojawiają się nawet wtedy, gdy przechodzę z kimś przez Rynek. To mnie trochę denerwuje w Krośnie. Inny przykład. Jestem na imprezie. Ktoś podchodzi do mnie i pyta co piję. Odpowiadam, że wodę mineralną, a tu... zdziwienie, że tylko wodę. Niektórzy na wszystko patrzą i wszystkim się interesują, a podświadomie zazdroszczą: "tobie się udało, a mnie nie".

Musisz się jednak liczyć z tym, że jak wystąpisz np. w jakimś serialu to potem będziesz kojarzona na ulicy.
- Boję się tego, choć jeszcze w ogóle nie wiadomo co będzie z moim aktorstwem. Zresztą większym zaszczytem dla mnie będzie gra w Teatrze Narodowym. Serial może być tylko dodatkową pracą. Wolałabym zagrać w jakimś dobrym filmie, z dobrą obsadą aktorską.

No właśnie. Karolina Smolińska za 10 lat. Co robi?
- Gra w dobrych polskich filmach. W dobrych podkreślam. Nic pod komercję i nic głupiego. Denerwuje mnie to, że reżyserzy - nie wszyscy, ale większość - dopasowują aktorki i ich wygląd do postaci. Wiadomo, że jeśli jest się blondynką, to łatwiej zagrać głupią blondynkę niż kogoś innego. A tego nie chcę.

A o czym marzyłaś kilka lat temu?
- Chciałam występować w musicalach, bardzo podobały mi się muzyczne kabarety, tańce, śpiewanie. Pierwszym moim marzeniem było zostać piosenkarką. Może jeszcze kiedyś do tego wrócę, bo lubię śpiewać i tańczyć. Czasem myślę, żeby zostać krytykiem muzycznym, bo to co się dzieje na rynku muzycznym przeraża mnie.

Dziękujemy restauracji Marhaba za pomoc w realizacji sesji zdjęciowej.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
Rozmawiał: Adrian Krzanowski, fot. Mariusz Kasza