Oprócz lipcowego "Dnia grilla", restauratorzy zaplanowali jeszcze dwie podobne imprezy – w sierpniu kusić będą szerokim wyborem deserów ("Dzień deserów"), zaś we wrześniu zaproszą na pełen kulinarnych niespodzianek "Dzień specjałów". - Gastronomiczne wydarzenia są niezwykle modne w dużych miastach i ściągają prawdziwe tłumy. Warto korzystać z dobrych praktyk – podkreśla Adrian Krzanowski.
- Te trzy akcje to początek. Mamy nadzieję, że w miarę upływu czasu przyłączać się do nas będzie coraz więcej osób – mówi Sylwia Musiał z Caffe Antonio. Restauratorka zaprzecza przy tym, aby opustoszenie rynku wynikało z wysokich cen narzucanych przez lokale. - Mamy ceny mniej więcej takie, jak wszędzie – twierdzi. - Tendencja jest jednak taka, że ludzie z przyzwyczajenia chodzą do galerii handlowych, gdzie znajdą w jednym miejscu wszystko, czego szukają.
Stąd pomysł, aby w związku z kulinarnymi imprezami godziny pracy wydłużyły mieszczące się przy rynku sklepy, które także uwzględniono w strategii ożywczych działań. - To trudna i rozdrobniona branża, obejmująca kilkadziesiąt podmiotów. Liczymy, że ich również uda nam się zjednoczyć, aby zorganizować wspólne handlowe wieczory, na przykład raz w miesiącu, w piątki w godz. 20:00-23:00 – proponuje koordynator projektu.
Niemniej ważna niż współdziałanie jest skuteczna promocja imprez, tak w mieście jak i w okolicach Krosna. To drugie zadanie, jakie postawili przed sobą inicjatorzy projektu. Słowa zaczęli już przekuwać w czyn: - Wspólne promowanie ma na celu zbudowanie marki krośnieńskiego rynku, który poszukuje swojego spójnego wizerunku i charakteru w czasach zmian. Każde z wydarzeń będzie też promowane na plakatach i w mediach. Latem powstaną również filmy o restauracjach, spot reklamowy rynku i mapa sklepów – zapowiada Adrian Krzanowski.
Projekt "Rynek Krosna. Serce miasta" pozytywnie ocenia reporter Filip Springer, który od wielu lat zajmuje się tematyką przestrzeni publicznej, przyglądając się m.in. przyczynom rozkwitu lub agonii rynków w miastach takich jak Krosno. Wizyty na dziesiątkach polskich rynków utwierdziły go w przekonaniu, że ich ożywianie wymaga zaangażowania się w działania wszystkich ich użytkowników, ścisłego współdziałania i zaufania między na pierwszy rzut oka konkurującymi ze sobą podmiotami. - Rynek to dobro wspólne. Żeby ożył, każdy, kto prowadzi przy nim biznes, musi dać coś od siebie, a jednocześnie z czegoś zrezygnować, bo wtedy zyskają wszyscy - przekonuje.
I przestrzega przed zagrożeniem, które, storpedowało już niejedną podobną inicjatywę: - Chcieć muszą wszyscy, to podstawa. Jeśli tylko ktoś się wykruszy, wykruszać zaczną się kolejni, a to oznaczać będzie koniec.