ARCHIWUM 1999-2017

Sol Berger: wojenne wspomnienia z Krosna

- Gdybym miał wtedy granat, to może 15 mln ludzi by nie umarło - opowiada o wizycie Hitlera w Krośnie polski Żyd, krośnianin - Sol Berger. Podczas spotkania w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej podzielił się (29.05) z mieszkańcami naszego miasta wspomnieniami koszmaru II wojny światowej. Opowiedział swoją historię po polsku, mimo że nie używał tego języka ponad 60 lat.
Redakcja Portalu
Sol Berger

Sol Berger (na zdjęciu obok) urodził się w Krośnie w 1919 r. W 1945 roku zawierucha wojenna zmusiła go do opuszczenia Polski. Obecnie mieszka w Kalifornii. Wspomnienia dotyczące swojej historii w naszym mieście, w jego pamięci są ciągle żywe. Przyjechał do Polski i Krosna po raz pierwszy od 1945 roku. - Skorzystaliśmy z tej okazji i poprosiliśmy go o podzielenie się z nami swoimi wspomnieniami z tamtych czasów - powiedział Władysław Witalisz, prorektor ds. rozwoju Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Krośnie.

Zanim wybuchła wojna, Sol Berger mieszkał z rodzicami w domu przy ul. Szkolnej 2 - teraz ul. Szczepanika. Miał 5 sióstr i 3 braci. Dziś ich dom już nie istnieje. Jego fragment został przyłączony do sądu. - Pamiętam bardzo dobrze tą ulicę. To była bardzo biedna, polska ulica. Na dole, gdzie teraz są schody było źródło. W 1935 zrobili wodę na środku ulicy. Każdego dnia, o tej samej godzinie przychodził ktoś z magistratu i otwierał wodę. Każdy musiał kupić dwa wiadra - wspomina.

W sąsiedztwie znajdowały się szkoły: po lewej męska, po prawej żeńska, a w środku - tkacka. Sol Berger przez 7 lat chodził do szkoły powszechnej. Choć mieszkał bardzo blisko, nigdy nie zdążył przed dzwonkiem. - Lubiłem spać. Jak dzwonił dzwonek to łapałem spodnie i leciałem do szkoły. Potem na przerwie wracałem do domu na śniadanie - żartuje. Chciał pójść do gimnazjum, ale ojciec nie mógł sobie pozwolić na wydatek 20 zł miesięcznie. Sol poszedł więc do handlówki. - Po dwóch latach chciałem zostać księgowym, ale nie mogłem dostać posady - opowiada. Pracował u ojca w warsztacie krawieckim. W 1937 wyjechał na rok do Krakowa.

Na miejscu tego ogrodu przy ul. Szczepanika mieszkał przed wojną Sol Berger

Wojna zastała go w Krośnie. - Pamiętam jak dziś. O 5 rano w piątek pierwszego września Niemcy bombardowali lotnisko, huty szkła, fabrykę butów i rafinerię. Niedługo potem Rosjanie zaatakowali ze wschodu. Polska utraciła samodzielność. Na zachodniej stronie była niemiecka okupacja, po wschodniej rosyjska. Około 2 mln Żydów zostało na niemieckiej stronie - wspomina.

W krótkim czasie gestapo przyszło do Krosna. Objęli rządy w Krośnie, zaczęli wydawać rozkazy. Wszyscy Żydzi musieli nosić opaski z gwiazdą Dawida i pracować. - Zacząłem organizować młodych ludzi, żeby uciekać z Polski. Potrzebowaliśmy dolarów, żeby z Rumunii okrętami pojechać do Palestyny - relacjonuje Sol Berger. W tym celu pojechał do Tarnowa. Został tam aresztowany. - Bili mnie dwie godziny, nic się nie dowiedzieli. Jak mnie zostawili to uciekłem przez okno. Były okratowane, w środku było koło. Ja byłem bardzo chudy i uciekłem - opowiada. Po trzech tygodniach ukrywania się, został złapany ponownie i przewieziony do więzienia w Jaśle. - W tej samej celi był ksiądz i 10 polskich politycznych więźniów. Ksiądz nauczył mnie wszystkiego, co należy do religii katolickiej - mówi. To pomogło mu później przeżyć z fałszywymi dokumentami na polskie nazwisko - Jan Jeżowski.

Wspomina jak po sześciu miesiącach opuścił więzienie: - Niemiecki oficer pokazuje mi papier, że ja pojechałem do Tarnowa, chciałem kupić amerykańskie dolary, zostałem aresztowany i uciekłem. Mówi: podpisz to. Powiedziałem, że nie podpiszę, bo to nie jest prawda. Powiedzieli mi, że za każde kłamstwo dostanę 25 batów. Dostałem 4 razy po 25 batów. Jak wyszedłem z więzienia, to matka mi powiedziała, że zapłacili dużo pieniędzy. Dlatego mnie wypuścili.

10 sierpnia 1942 roku to był najgorszy dzień w moim życiu

- podkreśla Sol Berger. Przypomina jak gestapo daje rozkaz: "Wszyscy Żydzi muszą przyjść na miejską targowicę na rejestrację i deportację. Domy muszą zostać otwarte, można zabrać małe paczki. Kto nie przyjdzie, będzie zastrzelony".

Na targowicę zgłosiło się około 2500 osób. Wszystkich okrążyła policja. Gestapo zabrało na samochody około 500 starszych osób. Wywieźli ich do Barwinka i rozstrzelali. - Około 600 młodych ludzi zabrali do pracy. Wśród nich ja i moi trzej bracia. Zamknęli nas w jakimś magazynie - przywołuje. W tym czasie Niemcy zamknęli pół ulicy Franciszkańskiej i zrobili getto. - Przed wieczorem dali nam kawałek chleba i zabrali do getta. Powiedzieli: to będzie wasze miejsce, jak długo będziecie żyć.

Resztę Żydów, która została na targowicy załadowano do pociągu i wywieziono do Bełżca. - Tam była moja matka i siostra z dziećmi. Wszystkich zagazowali i pochowali w masowych grobach - informuje Sol Berger.

600 osób, które trafiło do getta, każdego dnia musiało pracować. Bracia Bergerowie naprawiali niemieckie mundury w warsztacie krawieckim. Na noc wszyscy zostali zamykani w getcie. Mieszkali w pokojach po 15-20 osób.

Tu, przy ul. Franciszkańskiej, od lipca do grudnia 1942 r. znajdowało się getto żydowskie

Miesiąc później Niemcy zabrali stamtąd 100 osób - w tym Michała i Mosesa Bergerów. Zawieźli ich do Moderówki, potem do Szebni i w końcu do Oświęcimia. - Moses tam zginął. Ktoś mi powiedział, że go powiesili. Michał był w Oświęcimiu przeszło dwa lata. W styczniu 45 roku, kiedy Rosjanie byli koło Oświęcimia, Niemcy zabrali wszystkich do Niemiec. Michał został uwolniony przez Amerykanów. W 1946 roku pojechał do Los Angeles - wyjaśnia Sol Berger.

W getcie został z bratem Joshuą. Codziennie pracowali. Pomagali im Polacy, przynosili jedzenie. Julia Duchowska - przyjaciółka matki chłopców, przychodziła do warsztatu krawieckiego dwa razy w tygodniu. - Nie wiem jak ona to robiła. 1 grudnia 1942 roku przyszła i powiedziała: dużo policji, SS i gestapo jest na ulicach. To nie jest normalne. Trzeba uciekać.

Wieczorem bracia przeszli pod drutami. Sol Berger schował się u Julii Duchowskiej w domu przy ul. Lwowskiej. Rano Niemcy okrążyli getto i wszystkich wywieźli do obozów. Ofiarą padł również Joshua Berger. - Schował się gdzieś indziej, ale wyszedł z kryjówki i go złapali. Więcej go nie zobaczyłem - dodaje brat.

W tym czasie mąż Julii Duchowskiej był dyrektorem prac budowlanych we wschodniej Polsce, niedaleko Stanisławowa. Przebudowywano tam most na Dniestrze. - Pani Duchowska powiedziała do mnie: Jedź tam do niego. On ci pomoże. Wieczorem, razem z Solem poszła 7 kilometrów, przez pola, śnieg - do stacji kolejowej w Iwoniczu. - Wiedzieliśmy, że tam nie ma policji. Dałem jej pieniądze, a sam się schowałem. Kupiła mi bilet do Stanisławowa. Pojechałem tam z fałszywymi dokumentami jako Jan Jeżowski.

Dostał tam posadę przy budowie mostu. Nikt się nie dowiedział, że Jan Jeżowski jest Żydem. Kiedy po skończonej pracy robotnicy wyjechali, Sol Berger uciekł do lasu. - Mieszkałem tam 13 miesięcy. Dołączyłem do polskich partyzantów. Walczyłem z Niemcami. Wszyscy mnie nazywali "Jasiu". Kiedy Niemcy się wycofali, został wcielony do wojska rosyjskiego.

Rodzina Bergerów w 1921 r. Stojący na stoliku chłopiec to Sol (Shlomo) Berger

Wrócił do Krosna w maju 1945 roku. Postanowił jechać do Ameryki, jednak ciągle nie było to łatwe. Udał się do Krakowa. Tam spotkał dziewczynę - Żydówkę, której również udało się przeżyć z polskim nazwiskiem. Razem wyjechali do Rumunii, gdzie w krótkim czasie pobrali się. Chcieli dostać się do Palestyny. - Jak przyjechaliśmy do Bukaresztu to powiedzieli, że nie ma okrętów i musimy jechać do Włoch - mówi. Mieszkali tam trzy lata, urodził im się syn - Jack. Ciągle nie ustawali w staraniach, by dostać się do Ameryki, gdzie przebywały trzy siostry Sola Bergera. Przeszkodą był brak wizy. Udało im się to dopiero w 1950 roku. Osiedlili się w Los Angeles, gdzie mieszkają do dziś.

Na koniec spotkania Sol Berger wspomina wizytę Hitlera i Mussoliniego w Krośnie: - To był 1941 rok. Na ulicach, dachach była policja i gestapo. Przyszedłem zobaczyć co się dzieje, nie bałem się. Przyjechało 5 aut. W pierwszych dwóch była niemiecka SS i gestapo, w trzecim stał Hitler, a obok niego Mussolini. Wszyscy krzyczą: Heil Hitler! Wylądował na lotnisku w Krośnie. Jechał do Stępiny - relacjonuje. - Może jestem jedynym Żydem na świecie, który widział Hitlera z takiej odległości. On już nie żyje. Ja jestem tutaj. Gdybym wtedy miał granat, to może 15 mln ludzi by nie umarło.

89-letni Sol Berger w Krośnie (29.05.2008), na drugim planie jego syn

Dlaczego dopiero teraz zdecydował się odwiedzić Polskę? W ubiegłym roku ciężko się rozchorował. Przeszedł poważną operację. Był jednak pod dobrą opieką swojego syna - lekarza. - Powiedziałem wtedy, że jak wyzdrowieję, chcę jeszcze raz zobaczyć Polskę, zobaczyć gdzie się urodziłem, gdzie mój ojciec jest pochowany - mówi Sol Berger.

Zanim przyjechał do Krosna, odwiedził Oświęcim. W wizycie towarzyszył mu m.in. Władysław Witalisz. - Była to niezmiernie emocjonalna wizyta. Kiedy zwiedzał muzeum, co chwilę podchodzili do niego uczestnicy innych wycieczek. Widzieli, że jest to człowiek, który prawdopodobnie przeżył Holokaust. Oczekiwali komentarza. Pan Berger mówił do nich przez 4 godziny - mówi. - Pytałem go o antysemityzm polski. Mówił, że istnieje i pewnie będzie istniał w każdej nacji, ale na każdym kroku podkreślał, że przeżył dzięki polskiej rodzinie katolickiej - dodaje Władysław Witalisz.

- Krosno dzisiaj jest piękne. Wszystko się zmieniło - ocenia Sol Berger. - Tu mieszkali biedni ludzie. W Rynku były małe domu, małe sklepy. Żydzi mieszkali w środku, a Polacy naokoło. Myśmy bardzo dobrze żyli z Polakami - dodaje.

Henryk Duchowski - syn państwa Duchowskich, którzy w czasie II wojny światowej uratowali życie młodemu Sol Bergerowi

W podróży sentymentalnej towarzyszy mu również Henryk, syn państwa Duchowskich. Sam o tej historii dowiedział się dopiero w 1989 roku, kiedy do Krosna przyjechał Michał Berger z rodziną. - Rodzice mnie o tym nie informowali. Uznali, że to jest rzecz naturalna - mówi. Opowiada jak doszło do pierwszego po wojnie spotkania jego rodziców z Michałem Bergerem. - Pewnego dnia przyjechał jakiś pan z Krakowa i pyta ojca czy zna pana Bergera. Odpowiedział nieśmiało: znane mi nazwisko. A Jan Jeżowski? - A tak. Spytał czy przyjmiemy gości. Po paru dniach przyjechał Michał Berger z rodziną. Chcieli wszystko zobaczyć - relacjonuje.

Potem Henryk Duchowski pomagał m.in. w odszukaniu grobu Jakuba Bergera - ojca. - Po paru miesiącach odnaleźliśmy go. Jest w lesie, koło Barwinka, 3 kilometry od granicy ze Słowacją. Trudno znaleźć to miejsce. To zbiorowa mogiła - wyjaśnia.

Kilkanaście lat temu Michał Berger napisał książkę o Holokauście. Zawarte są w niej wojenne i powojenne losy jego rodziny. Wydawnictwo istnieje jednak tylko w wersji angielskiej. Krośnieńska Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa chce wydać tę książkę po polsku. Nad jej nową wersją, której ostatnim epizodem ma być wizyta Sola Bergera w Krośnie i Oświęcimiu, właśnie pracuje rodzina Bergerów. Przedsięwzięcie jest kosztowne. - PWSZ z przyjemnością sfinansuje sam druk tej książki, ale tłumaczenia to koszt dość wysoki, dlatego prosimy o pomoc - apeluje Władysław Witalisz.

ZOBACZ W ARCHIWUM PORTALU:
Aneta Kut, fot Damian Krzanowski, reprodukcje archiwalnych zdjęć