Urząd Miasta kupił Skodę Superb w marcu 2012 roku. Auto miało wówczas 4 lata i kosztowało 46,5 tys. zł. Samochód wykorzystywany był do "jazd lokalnych i podróży służbowych prezydenta i innych pracowników urzędu".
Ogłoszenie o jego sprzedaży pojawiło się kilka dni temu na stronie naszego portalu. W anonsie znajdziemy krótki opis przeszłości i charakteru skody: czarne auto o metalicznym połysku urodziło się w 2008 roku, sypiało w garażu, przejechało bez przygód 188 tys. km, pod maską chowa 2-litrowy, 140-konny i spożywający olej napędowy silnik, a drążek zmiany biegów obsługuje się w nim ręcznie. Fabryka obficie je wyposażyła, m.in. w systemy, dzięki którym w upalne dni nikt się w nim nie ugotuje, a w mroźne nie dostanie dreszczy od zimnego fotela. Samochód ma też komplet opon na zmianę, który kupujący dostanie w gratisie. Dostanie, o ile dysponował będzie kwotą 29,5 tys. zł. Może się jednak targować.
Dlaczego Miasto pozbywa się skody? - Samochód jest siedmioletni. Auto czym jest starsze, tym droższe w eksploatacji i bardziej zawodne - odpowiada Joanna Sowa, rzecznik prezydenta.
Informuje również, że funkcje samochodu służbowego przejmie używany Peugeot 508 (rocznik 2012), którego zakup jest "w trakcie realizacji". Po trzech "czeskich" latach, prezydent wraca więc do francuskiej marki, bowiem zanim urząd kupił skodę, korzystał z Peugeota 406.
Umowy jeszcze jednak nie podpisano, więc i ceny zakupu jeszcze nie poznamy. Jeśli jednak przeglądniemy serwisy ogłoszeń motoryzacyjnych, dowiemy się, że ten model francuskiego sedana, w wysokim standardzie i z silnikiem o parametrach nieco lepszych od Skody Superb, kosztuje około 45 tys. zł, chyba że magistrat zdecyduje się na wersję ultra bogatą (Allure), do której musiałby dołożyć kilka tysięcy.
Wracając jednak do skody: gdyby ktoś z czytelników był zainteresowany jej zakupem, powinien wybrać numer wskazany w ogłoszeniu i umówić się na oglądanie auta.
Na dziedzińcu urzędu przy ul. Staszica pan kierowca chętnie je pokaże. Zaprosi, aby usiąść z przodu i z tyłu. Z zadowoleniem przyjmie uwagę, że auto jest w środku czyściutkie (musi być! w końcu prezydent jeździ nim w delegacje - wyjaśni). Otworzy bagażnik (proszę zobaczyć, jaki ma pojemny kufer - powie). Gdy usłyszy pytanie o to, jak auto sprawdza się na drodze, zaproponuje jazdę.
Prowadził będzie on. W trakcie przejazdu przez miasto wymieni podzespoły, które zostały w samochodzie wymienione: klocki i tarcze hamulcowe, sprzęgło, przeguby z przodu, reflektor (stary się rozszczelnił).
Gdy wyjedziemy poza obszar zabudowany, na dłuższym, prostym odcinku zademonstruje, jak żwawo wskazówka prędkościomierza wędruje w górę podczas wyprzedzania. Po zakończeniu manewru wrzuci szósty bieg. Zapewni, że teraz skoda ledwie wącha paliwo. A przy tym sunie stabilnie, cichuteńko, nic w niej nie puka - podkreśli.
Gdyby ktoś chciał samemu przekonać się, jak kieruje się prezydencką skodą, być może da poprowadzić.
O nowym samochodzie powie tylko, że dziennikarze pewnie będą o nim pisać. Ale w sumie od tego są.