Kioski spełniały najróżniejsze funkcje, jednak najpopularniejszą był handel. Można było w nich kupić kwiaty, warzywa, jedzenie typu fast-food, tytoń, tabakę, gazety. Mogły być również kasą biletową, miejscem pracy parkingowego czy rzemieślnika. Chociaż niektóre ich odsłony (np. budka policyjna czy miejsce dla dziennikarzy na stadionie) zaskakują, to takie było założenie projektanta. Kioski K67 miały spełniać różnorodne funkcje.
Zaprojektował je około 1966 roku Saša Mächtig. Ten słoweński architekt i projektant urodził się w 1941 roku. Koncepcję K67 stworzył jeszcze w czasie studiów na lublańskim Wydziale Architektury (Ljubljana School of Architecture), podczas których duży nacisk kładziono na eksperymentowanie, poszukiwanie nowych rozwiązań, ale także praktykę w zawodzie.
O zapotrzebowaniu miasta na nowe kioski dowiedział się przypadkiem. Realizował wówczas projekt letniego pawilonu kawiarni. Problemy związane z wykonaniem pierwszego poważnego projektu, zmusiły go do odwiedzania różnych urzędów. - Tak, poznając nowe osoby, dowiedział się, że władze Lublany chcą stworzyć dla całego miasta nowy, ujednolicony projekt kiosku. Miasto aspirowało wówczas do bycia jednocześnie zabytkowym, ale i nowoczesnym – mówi Katarzyna Solińska, edukator historii sztuki z Biura Wystaw Artystycznych, która przeprowadziła niedawno wykład na temat jugokiosków.
Podczas tworzenia projektu Saša Mächtig wykorzystywał plastikowe rury, łączył je w różnych kombinacjach, tworząc korytarze. Jednak szybko ich okrągły przekrój zamienił na prostokątny – tak, aby wygodnie mógł mieścić się w nich człowiek. W taki sposób powstał projekt kiosku K67.
Każda ze ścian miała około 2,5 metra (zarówno wysokości jak i szerokości). Pierwsza wersja kiosku zakładała, że jest on jednym modułem (jego podłoga przechodziła płynnie w naroża ścian, a następnie w sufit). Poszczególne moduły (budki) można było łączyć, poprzez usuwanie ścian bocznych, w niekończące się aglomeracje. Projekt zakładał również, że można ustawiać je jedna na drugiej i łączyć klatką schodową.
Charakterystyczny czerwony kolor był celowym działaniem projektanta. - Kioski miały przykuwać uwagę i rzucać się w oczy w przestrzeni miasta. Kolor powodował, że nie trzeba było obklejać ich reklamami. Były jak czerwone światło latarni, prowadzące do celu – tłumaczy Katarzyna Solińska.
Pierwszy z kiosków stanął w 1969 roku na rynku małego miasteczka Ljutomer, w którym produkowała je firma Imgrad.
Już rok później zyskał światową sławę, ukazując się w brytyjskim magazynie Design. Wówczas zainteresowało się nim Museum of Modern Art (MoMA) w Nowym Jorku, które chciało, aby jeden z kiosków stał się ich eksponatem.
To wtedy Saša Mächtig zmienił projekt K67. Okazało się, że jednoczęściowy stelaż był na tyle duży, że nie można go wnieść do środka muzeum. – Saša Mächtig z jednej strony chciał, aby kiosk był częścią zbiorów muzeum, a z drugiej pomyślał o późniejszych użytkownikach, którzy mogliby mieć problem z przenoszeniem kiosku. Dlatego w 1971 roku ruszyła produkcja drugiej generacji K67, której projekt umożliwiał zdejmowanie dachu, demontaż podłogi i ścian – tłumaczy Katarzyna Solińska.
Kariera zagraniczna kiosków zaczęła się o wiele później. Poza krajami byłej Jugosławii (Bośnią i Hercegowiną, Chorwacją, Czarnogórą, Macedonią, Serbią i Słowenią) trafiły m.in. do Niemiec, Japonii, Nowej Zelandii, Kenii, Iraku, byłego Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych. W Polsce pojawiły się z początkiem lat 90. Wiązało się to z upadkiem komunizmu. – Był to czas gospodarczych przemian. Na masową skalę pojawili się prywatni przedsiębiorcy, którzy mogli otwarcie i bez ograniczeń prowadzić sprzedaż lub inną działalność – wyjaśnia Katrzyna Solińska.
Krosno było jednym z pierwszych miast, w którym stanęły. – To były takie barwne motyle w tym czasie szarości – mówi uczestniczka wykładu. Sprowadziła je firma Tetrix prowadzona wówczas przez obecnego prezydenta miasta Piotra Przytockiego.
- To był trudny czas, bo w Bośni i Hercegowinie zaczęła się wojna. Miałem kontrakty z firmą z Sarajewa, więc były pewne obawy czy uda się je dopiąć. Ostatecznie udało się przywieźć około kilkunastu sztuk koleją z Sarajewa – wspomina prezydent miasta.
W ciągu ostatnich lat kioski zaczęły powoli znikać z przestrzeni miasta. – Na zdjęciach map Google z 2017 roku jest ich więcej. Były na ul. Podwale oraz Lwowskiej w okolicy „ronda” Monte Cassino – mówi Katarzyna Solińska.
Budki zachowały się jeszcze na dworcu, jednak w ostatnich tygodniach pojawiły się głosy, że także stamtąd mają zniknąć. Ich właściciele niespodziewanie otrzymali wypowiedzenia umów dzierżawy.
- Dzisiaj kioski nie pasują do architektury, której chcemy, aby była w Krośnie – mówi prezydent miasta Piotr Przytocki. Przyznaje jednak, że urzędnicy pospieszyli się z wręczeniem wypowiedzeń i dodaje: - Nie rezygnujemy z działalności przedsiębiorców na dworcu. Chcemy im stworzyć nowe miejsce i lepsze warunki, które nie będą kłóciły się z otoczeniem.
Koncepcja władz miasta zakłada stworzenie pawilonu w rejonie starej poczty, w którym przedsiębiorcy nadal będą mogli prowadzić sprzedaż. W towarzystwie pawilonu ma pojawić się zieleń i miejsca do odpoczynku.
- Inwestycja jest w tej chwili na etapie projektowania. Trudno zatem określić terminy jej realizacji - informuje Joanna Sowa, rzecznik Urzędu Miasta Krosna. Wiadomo jednak, że kioski nie znikną przynajmniej do końca tego roku.