Franciszek Zygmunt urodził się 6 marca 1924 roku w Lubatowej nieopodal Iwonicza-Zdroju. Uczył się w siedmioklasowej szkole podstawowej, w międzyczasie pomagał w gospodarstwie rolnym. 1 września 1939 roku miał rozpocząć naukę w Gimnazjum Męskim w Sanoku. Wszystko zniweczyła II wojna światowa.
W trakcie okupacji w Lubatowej stulatek działał w ruchu oporu Armii Krajowej i Batalionach Chłopskich. – Zapisałem się do BCh, złożyłem przysięgę i wspólnie z kolegami rozpoczęliśmy ćwiczenia. Roznosiłem ulotki, pisma, rozkazy, przechowywałem i przenosiłem broń, prowadziłem nasłuch radiowy oraz przekazywałem zasłyszane informacje innym członkom organizacji. Uczęszczałem również na tajne komplety. Miałem nadzieję, że wojna szybko się skończy – wspomina.
Niemcy aresztowali go w trakcie łapanki w styczniu 1942 roku. Pan Franciszek trafił do obozu koncentracyjnego w Płaszowie koło Krakowa. Po dwóch tygodniach przebywania w trudnych warunkach uciekł i wrócił do domu. - Musiałem się ukrywać, bo interesowała się mną niemiecka policja.
W czasie pacyfikacji w czerwcu i lipcu 1944 roku wojska niemieckie aresztowały kilkudziesięciu mieszkańców Lubatowej, których następnie rozstrzelano. - W tych tragicznych dniach zaszyłem się w kryjówce i ocalałem. Tak dotkliwe straty nie złamały partyzantów. W ramach akcji „Burza” powstała Rzeczpospolita Iwonicka – opowiada o dramatycznych wydarzeniach.
Końcem sierpnia 1944 roku do Lubatowej zbliżały się wojska sowieckie, a Niemcy zaczęli się wycofywać i przygotowywać umocnienia. Panu Franciszkowi i innym mężczyznom kazali kopać okopy. Podczas jednego z nalotów został ranny. - Najpierw przetransportowano mnie do punktu sanitarnego, gdzie opatrzono mi ranę. Potem wieziono przez Słowację, Węgry, aż znalazłem się w Luckau – w szpitalu, w którym przeprowadzono operację mojej nogi.
Gdy wrócił do sił, rozpoczął pracę na roli u niemieckiego gospodarza w Egsdorfie. - Byłem traktowany dobrze. Wraz z innymi Polakami mogłem wrócić do domu. Niestety rana nogi zaczęła się jątrzyć. Już w Polsce miałem trzy kolejne operacje. W końcu część stopy mi amputowano.
Po wojnie pan Franciszek ukończył Liceum Pedagogiczne w Krośnie i rozpoczął naukę w Studium Nauczycielskim, gdzie poznał swoją przyszłą żonę. Po kilku latach pobrali się.
Stulatek ukończył również Studium Zawodowe i inne kursy specjalistyczne. Pracował jako nauczyciel i kierownik szkół w Tylawie, Wietrznie, Moderówce, Przybówce i Bratkówce. Prowadził też kursy dla analfabetów i przez jakiś czas angażował się w pracę jako inspektor społeczny przy Sądzie Powiatowym w Krośnie.
W latach 80. przeszedł na emeryturę i zajął się pracą na działce. Współtworzył też organizację działającą na terenie Krosna – Stowarzyszenie Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę.
Za swoją walkę w trakcie okupacji i późniejszą działalność otrzymał liczne odznaczenia oraz nagrody, m.in. Krzyż Batalionów Chłopskich, Krzyż Partyzancki, Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski czy Dyplom Uznania za zasługi przy likwidacji analfabetyzmu w Polsce.
Został też mianowany na stopień podporucznika, a w 2005 roku na porucznika. Pan Franciszek doczekał się córki i syna oraz dwóch wnuków. Żona i syn nie żyją.
Na pytanie, jaki jest przepis na długowieczność, odpowiada: - Moja dieta składa się w dużej mierze ze zdrowej żywności, między innymi warzyw i owoców. Bardzo lubiłem pracę nauczyciela. Cieszyłem się, gdy moi uczniowie odnosili sukcesy. Potem moją pasją była praca na działce. Często przebywałem na łonie natury. Dziękuję wszystkim lekarzom, którzy dobrze mnie leczyli, bo też dzięki nim żyję już 100 lat.
Jubilat swoje urodziny świętował z bliskimi. Odwiedził go również Piotr Przytocki, prezydent Krosna z życzeniami i gratulacjami.