Marpol-Trans zajmuje się przede wszystkim drogowym transportem towarów. Firma jest ściśle powiązana z przedsiębiorstwem Marpol, specjalizującym się w serwisowaniu pojazdów. Obie te spółki z o.o. mają siedzibę przy ulicy Tysiąclecia 1. Ich załoga przeżyła w czwartek (26.09) niemały szok, gdy dowiedziała się, że pracodawca stracił płynność finansową.
Jak mówią nam kierowcy, nie otrzymali co prawda wynagrodzeń za sierpień, nie liczą również na terminowe wypłaty za wrzesień, lecz mimo to nadal wyruszali w trasy ciężarowymi autami. Nie spodziewali się, iż sytuacja przedsiębiorstwa jest tak zła. - Firma rozpadła się z dnia na dzień, a szef nie chce z nami rozmawiać. Prawie 60 osób zostało bez pracy i pieniędzy - opisuje jeden z nich.
Szoferzy przyjechali w piątek do siedziby Marpol-Transu, bo mieli otrzymać zaległe pensje, wypowiedzenia oraz świadectwa pracy. Jak słyszymy, tak jednak się nie stało, bo prezes zarządu - choć zjawił się z opóźnieniem - nie udzielił im informacji o przyszłości firmy.
- Nie wiemy, na czym stoimy: kiedy wypłata? Co dalej robić? Niektórzy poszli na urlopy, inni na L4, chociaż wiedzą, że nie dostaną pieniędzy za pierwszy miesiąc (ZUS wypłaca środki od 34. dnia "chorobowego", wcześniej odpowiada za to pracodawca - przyp. red.). Szef tłumaczy, że poblokowane są wszystkie konta i musi czekać, aż zostaną odblokowane - relacjonują.
Kierowcy szacują, iż każdemu z nich Marpol-Trans zalega po 8-10 tys. zł. Zależy im, by na świadectwach, w przyczynach rozwiązania umów, znalazł się zapis o likwidacji ich stanowisk pracy. Nie zgadzają się na formę "za porozumieniem stron" lub jakąkolwiek inną, która zrzucałaby całą lub część odpowiedzialności z władz firmy.
- Nie wiemy, czy to wszystko potrwa tydzień, dwa tygodnie, miesiąc, a może pół roku. Chcemy, aby wydano nam dokumenty, bo zamierzamy szukać nowej pracy. Zostaliśmy na lodzie, ale nie odpuścimy. Ludzie pobrali kredyty na domy, a szef nas zlekceważył - uważają.
Jak dodają szoferzy, kolejną niepokojącą oznaką - poza opóźnieniami w wypłatach - było ściągnięcie do bazy przy Tysiąclecia taboru Marpol-Transu, co stało się w zeszłym tygodniu. Wszystkie ciężarowe pojazdy są leasingowane i pierwsze z nich opuściły już Krosno. Załoga spodziewa się, iż w najbliższych dniach z następnymi stanie się tak samo.
W gronie poszkodowanych mają być kierowcy, ale też mechanicy z Marpol sp. z o.o. oraz pracownicy biurowi. Ich relację chcieliśmy skonfrontować z wersją zdarzeń zarządu przedsiębiorstwa. Prezes Marcin Kubit miał wyłączony telefon, udało nam się natomiast skontaktować z wiceszefem Marpol-Transu Kacprem Kubitem.
Mężczyzna podziękował jednak za rozmowę, nie komentując tym samym doniesień swoich podwładnych. Stwierdził jedynie, że zarząd zamierza "dopiąć wszystko tak, aby było dobrze", a zapytany, czy będą masowe zwolnienia w firmie, odparł: - Niczego nie potwierdzam, niczemu nie zaprzeczam.
Historia Marpol-Transu sięga 2000 roku. Od dwóch lat, po przekształceniu, przedsiębiorstwo funkcjonuje jako spółka z o.o. Na swojej stronie internetowej podaje, że poza usługami transportowymi w Polsce i za granicą zajmuje się dodatkowo zimowym utrzymaniem dróg, a latem - pielęgnowaniem terenów zielonych.
Z danych Krajowego Rejestru Sądowego, aktualizowanych w środę (25.09), wynika, iż Marpol-Trans nie wykazywał zaległości finansowych, nie miał również wierzytelności. Brak wpisów jest ponadto w rubryce dotyczącej potencjalnego zawieszenia działalności gospodarczej.
W 2023 roku firma wykazała nieco ponad 500 tys. zł zysku netto przy niespełna 22,5 mln zł przychodów. Jeszcze na początku września Marpol-Trans poszukiwał nowego kierowcy.