JUBILEUSZ

"Nie ma przepisu na takie życie". Krośnianie świętowali kamienne gody

Taka rocznica zdarza się bardzo rzadko. Tadeusz i Kazimiera Chajcowie z Krosna jako małżeństwo przeżyli 70 lat. Mówią, że jeszcze nikt nie wymyślił przepisu, żeby żyć razem długo i szczęśliwie - to w życiu się tak układa. Poznajcie historię ich miłości.
Anna Kania
Pani Kazimiera i pan Tadeusz świętowali 28 lutego kamienne gody, czyli 70 lat pożycia małżeńskiego. Na zdjęciu z córką Basią (od lewej) i Agnieszką, żoną wnuka
Archiwum

Patrząc na zrywającą wiśnie z drzewa 16-letnią dziewczynę, 18-letni Tadeusz Chajec nie przypuszczał, że właśnie obserwuje swoją przyszłą żonę, Kazimierę, z którą przeżyje aż 70 lat. Ale właśnie tak to się między nimi zaczęło w 1948 roku.

- W tym czasie pracowałem jako młody chłopak w krośnieńskiej hucie. Zaprzyjaźniłem się tam z bratem mojej przyszłej małżonki. Kazimierę poznałem, gdy odwiedziłem ich rodzinny dom w Polance – opowiada pan Tadeusz.

Młodzi wpadli sobie w oko, ale nie od razu było im dane być razem. Na początku były tylko sporadyczne odwiedziny. W 1950 roku pan Tadeusz wyjechał z Krosna, na otarcie łez pozostało pisanie listów.

Praca w "Służbie Polsce"

W tym czasie krośnianin jako ochotnik Powszechnej Organizacji "Służba Polsce" uczestniczył w budowie Nowej Huty pod Krakowem. Dowodził pierwszym plutonem murarzy 51. Brygady "SP", która liczyła łącznie 500 osób.

Oboje są ze sobą bardzo zżyci
Archiwum

Młodzież uczono tam zawodu np. murarza, dekarza czy zbrojarza. Jednym z moich podwładnych był Piotr Ożański, który w osiem godzin położył 12 tys. cegieł, ustanawiając tym samym rekord i stając się inspiracją do filmu Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru".

Po zakończeniu tej służby pan Tadeusz pracował m.in. jako traktorzysta w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Dobrodzieniu na Śląsku czy w ośrodku rolniczym w Ustrzykach Dolnych. Odbył też służbę wojskową w Lęborku koło Gdyni jako mechanik kierowca czołgów ciężkich. Do Krosna powrócił jesienią 1953 roku i rozpoczął pracę w Krośnieńskich Hutach Szkła. Odnowił też znajomość z panią Kazimierą.

Początki wspólnego życia

Ślub wzięli 28 lutego 1954 roku w kościele w Polance. Jak on wyglądał? – Nie tak jak teraz, gdy śluby są takie wystawne. Nie byliśmy zamożni, więc zorganizowaliśmy takie wesele, na jakie było nas stać. Odbyło się ono w domu rodzinnym małżonki. Świętowała z nami najbliższa rodzina. Mieliśmy też orkiestrę – wspomina 94-latek.

Zdjęcie solenizantów z młodości
Archiwum

Na początku mieszkali w domu rodzinnym pani Kazimiery, później po sąsiedzku w wynajmowanym mieszkaniu. Tam urodziło im się pierwsze dziecko. - To był grudzień, a mieszkanie nie miało dobrych warunków. Ogrzewaliśmy je piecem żelaznym. Jak trzeba było zmienić pieluchę, to trzymałem nad łóżkiem kołdrę, a żona przewijała córeczkę – wspomina pan Tadeusz.

Młody tata chcąc zapewnić swojej rodzinie lepsze warunki, starał się o mieszkanie zakładowe. W końcu otrzymał je na ul. Piastowskiej, a następnie w nowym bloku na ul. Naftowej. Gdy rodzina się powiększyła i zaczynało brakować miejsca, przeprowadzili się na ul. Oficerską, gdzie mieszkają do dziś.  

Praca hutnika

Większość swojego życia pan Tadeusz przepracował jako hutnik w Krośnieńskich Hutach Szkła w Krośnie. Jego hutnicza przygoda rozpoczęła się w wieku 16 lat tuż po wojnie, kiedy taką pracę zaproponował mu wujek. – Gdy zaczynałem, budynki zakładu były w złym stanie, zniszczone przez wojnę, przykryte prowizorycznym dachem. Później je odbudowano.

I mimo że z hutą na chwilę się rozstał, to w końcu do niej powrócił. Wszystkich podstaw uczył się w praktyce. – Na początku trzymałem formę, jak hutnik dmuchał do niej szkło. Przyglądałem się, uczyłem, zdobywałem doświadczenie. Potem stopniowo awansowałem.

Pan Tadeusz całe swoje życie przepracował w hucie szkła. Na zdjęciu w trakcie pracy
Archiwum

Później pracował jako brygadzista, miał swój zespół. – Wykonywaliśmy kieliszki. To była praca zespołowa. Ktoś najpierw wydmuchiwał szkło do odpowiedniej formy kielicha. Później ktoś inny dorabiał nóżkę, a na końcu ja robiłem stopki. Jedna osoba mogła robić np. szklaneczki, bo nie wymagały one łączonych elementów – opowiada z sentymentem. Zaznacza, że atmosfera była przyjemna i wspomina, że grał również w zakładowej orkiestrze na alcie, a później na waltorni.

W krośnieńskiej hucie pracował do 1981 roku. Mając przepracowane 35 lat w warunkach szkodliwych, odszedł na wcześniejszą emeryturę. Po paru latach wrócił do zawodu, dorabiając w prywatnych hutach. Łącznie przepracował 51 lat. – Zakończyłem swoją pracę zawodową, a małżeńska nie wiem, kiedy mi się skończy – śmieje się pan Tadeusz.

Ryby i makatki

Z kolei pani Kazimiera od 16. roku życia pracowała w handlu. Najpierw w placówce handlowej tzw. Cepelii, czyli organizacji zrzeszającej spółdzielnie rękodzieła ludowego i artystycznego w Polsce, a następnie w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlowo-Usługowym (W.P.H.U).

Poza tym tańczyła w zespole ludowym w Polance. Razem z nim wyjeżdżała na występy po okolicznych wioskach. Lubiła też wyszywać i piec ciasta, była świetną organizatorką rodzinnych uroczystości.

Natomiast pasją pana Tadeusza było wędkarstwo, o co w małżeństwie bywały drobne spory. - Babcia robiła sceny o to i to było zabawne – mówi pani Agnieszka, żona jednego z wnuków. – Dziwiła się, że dziadziowi wędkowania się zachciewa. Ale sposób wyrzutu był taki, że nie było się o co gniewać.

Według bliskich pani Kazimiera świata poza dziadziem nie widzi. - Czuje się przy nim bezpiecznie. I to jest wspaniałe. Oni są tak bardzo ze sobą związani. To jest przepiękna miłość.

94-latek należał także do zakładowej orkiestry. Grał na alcie i waltorni 
ARCHIWUM

Bywały też kryzysy

Małżeństwo doczekało się trójki dzieci: córki i dwóch synów, ośmioro wnucząt oraz dziesięcioro prawnucząt. Dzieci, podobnie jak pan Tadeusz, w pewnym okresie swojego życia były zaangażowane w pracę w hucie. - Dziadzio z babcią przeżyli przełom cywilizacji. Są przykładem, że nie trzeba mieć majątku czy świetnych warunków, aby założyć rodzinę – mówi pani Agnieszka.

Kobieta zaznacza, że cała rodzina lgnie do dziadków, którzy są dla niej przykładem. - Zawsze nam wszystkim pomagali. Jeśli komu coś się nie udało, powinęła się noga czy ktoś stracił pracę, to zawsze wspierali dobrą radą czy finansowo. Nigdy z nikim się nie kłócili. 

W życiu bywa jednak różnie, podobnie w małżeństwie.

Jeszcze nikt chyba nie wymyślił reguły, według której małżeństwa mogłyby się kierować, aby żyć długo i szczęśliwie. Nie ma tego, to w życiu się tak układa

– mówi pan Tadeusz.

Jubilaci świętowali swoje kamienne gody wśród najbliższej rodziny
ARCHIWUM

94-latek zaznacza, że między nim a żoną były też kryzysy. - Nieraz się kłóciliśmy, nawet z błahych powodów, ale nigdy żadne nie powiedziało, że zabiera manatki i idzie do swojej rodziny. Cichych dni nigdy za długo nie mieliśmy. Szybko dochodziliśmy do porozumienia.

- Ksiądz nam mówił, że jesteśmy przykładem, bo już ile rozwodów mogło być między nami, a jakoś wytrzymaliśmy – dodaje pani Kazimiera, a pani Agnieszka zaznacza: - Babcia zawsze mówiła, że ma dobrego męża. Jesteśmy bardzo wdzięczni za całe ich życie.