Pracownia na piętrze w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie to miejsce, gdzie odbywają się regularne zajęcia plastyczne. To właśnie tam przez ostatnie tygodnie można też spotkać Valeriego Franchuka, znanego i nagradzanego ukraińskiego malarza, grafika i rzeźbiarza.
Artysta każdego dnia spędza w pracowni kilka przedpołudniowych godzin i tworzy. W przeciwieństwie do innych malarzy, maluje za pomocą szpachelek. To nimi nakłada farbę olejną na płótno czy karton. Pędzli używa do podpisania swoich prac.
Spod jego ręki wychodzą małe i duże obrazy przedstawiające nie tylko krajobrazy, kwiaty czy wspomnienia z Ukrainy, ale również takie, na których możemy zobaczyć Krosno. Szczególnie upodobał sobie wieżę farną oraz ulicę Sienkiewicza.
- Krosno to wspaniałe miasto – mówi. - Razem z żoną spacerowaliśmy jego pięknymi uliczkami i zadziwialiśmy się. Bardzo nam się tutaj podobało i będziemy tęsknić za tym miastem.
Szkice, na podstawie których powstały obrazy, tworzył w trakcie zwiedzania miasta i okolic. – Po prostu siadam w danym miejscu i rysuję, a później niektóre z tych rysunków przenoszę na płótno – takich rysunków z pobytu w Krośnie ma już ponad 50, a obrazów ponad 220. Jak sam mówi, pracuje szybko. – Czasami mam wrażenie, że szpachelka sama tworzy, ja ją tylko trzymam w dłoni.
Malarstwo dla Valeriego Franchuka jest całym życiem i radością. Przed wybuchem wojny w Ukrainie, mieszkał i tworzył w Kijowie. Gdy rozpoczęły się działania wojenne w stolicy, stało się jasne, że on i jego bliscy nie mogą tam zostać. Z kraju uciekł na początku marca wraz z żoną, córką, synową i wnukiem.
– Rosjanie chcieli nas zniszczyć. Zaczęli bombardować Kijów, te trudne chwile przetrwaliśmy w piwnicy. Syn kazał nam uciekać i tak zrobiliśmy. W zbombardowanych samochodach widzieliśmy zabitych ludzi. Przez Ukrainę jechaliśmy trzy dni.
Syn Valeriego wysłał ich do Krosna, sam pozostał w stolicy. Gdy artysta przyjechał do naszego miasta, obawiał się, że nie będzie mógł tutaj pracować. – Nie znałem miasta, nie miałem potrzebnych przyborów.
Zatrzymali się u krośnianki Anny Szmyd, właścicielki hotelu Śnieżka w Krośnie, która udostępniła im swoje mieszkanie. - Valerii i jego żona Pola dostrzegają piękno w naszym mieście. Przyjechali z metropolii, a Krosnem i jego przyrodą są zauroczeni. Potrafią stanąć przed drzewem i powiedzieć: jakie piękne, duże drzewo u nas rośnie. My w tym naszym codziennym pędzie tego nie doceniamy, a oni widzą w tym piękno. Mają zupełnie inne spojrzenie na świat - mówi.
Natomiast Dorota Cząstka, dyrektorka Regionalnego Centrum Pogranicza pozwoliła Valeriemu korzystać z Pracowni na piętrze. I to właśnie to, że mógł dalej tworzyć, pomogło mu przetrwać ten trudny czas.
Valerii Franchuk zawodowo maluje od 40 lat, ale malarstwa uczył się sam już jako dziecko. Lata praktyki i bogata twórczość sprawiły, że stał się znanym i nagradzanym ukraińskim artystą.
W jego twórczości można dostrzec ślady ekspresjonizmu, impresjonizmu i symbolicznego realizmu. W swoim dorobku ma ponad 7 tys. obrazów, 2,5 tys. grafik i ok. 100 rzeźb. Jego prace były prezentowane na licznych zbiorowych i indywidualnych wystawach w Ukrainie i za granicą, w tym w Polsce.
Za jeden ze swoich cykli otrzymał najważniejszą nagrodę dla artystów w Ukrainie. Cykl nosi nazwę „Kołyszące się dzwony pamięci” i dotyczy sztucznie wywołanego przez sowiecki reżim Hołodomoru, czyli Wielkiego głodu w Ukrainie w latach 1932-33. Seria jest oparta na historii matki artysty, która przeżyła to ludobójstwo. – Moja mama, Maria Kobylańska była Polką. Niestety nie nauczyła mnie i moich braci języka polskiego, bo bała się, że sowiecka władza może nas za to ukarać – mówi artysta.
Obrazy Valeriego można obejrzeć w dworze Ostoia w Klimkówce, a także w hotelu Śnieżka w Krośnie. Prowadził też zajęcia w Plastyku w Krośnie i szkole muzycznej - tam również są jego prace. Obrazy można też było zobaczyć na kiermaszu wielkanocnym w Etnocentrum oraz na koncercie "Pomoc dla Ukrainy" w RCKP.
Tęsknota za synem i Kijowem już niedługo się dla niego skończy. Jeśli pojawi się taka możliwość, Valerii z żoną wrócą do domu. - Bardzo dziękuję Polakom za ich serdeczność i za to, że nas przyjęli – mówi.
Po artyście pozostaną w naszym mieście obrazy.