Pierwsze zdjęcie Stanisław Nawracaj wykonał w Krośnie jesienią 1964 roku, z okna mieszkania w nowo wybudowanym internacie dzisiejszego "Mechanika" przy ul. Tysiąclecia. To widok na szkolny plac, z budynkami warsztatów, które niedawno postawiono, i połacią gołej ziemi dookoła nich. Fotografia mogłaby służyć za symbol ówczesnego miasta, z rozpoczynającymi się właśnie potężnymi inwestycjami w przemysł oraz podążającą w ślad za nimi budową osiedli czy ulic.
Przez następne lata fotograf wykonał w mieście setki zdjęć. - Chwileczkę - zastrzega 85-letni dzisiaj Stanisław Nawracaj - ja nie jestem fotografem. Ja po prostu robię zdjęcia. Zacząłem je wykonywać, żeby dokumentować ukształtowanie terenu, bo studiowałem geografię. Szybko weszło mi to w krew.
W latach 60., 70. i 80. chodził po Krośnie z niewielkim aparatem w kieszeni i dokumentował życie ulicy. Temat nie był specjalnie nęcący, więc osoba fotografująca codzienne sceny - sianokosy na Białobrzegach, harmonistę grającego wśród dzieci w okolicach ul. Naftowej, czy osoby posilające się przy barobusie - budziła zdziwienie.
Często zadawano mu pytania, po co mu takie zdjęcia. Nie pamięta, co dokładnie odpowiadał, ale doskonale wie, dlaczego je robił. - Krosno zmieniało się na moich oczach. Czułem, że za kilka, kilkanaście lat, to będzie całkiem inne miasto, dlatego chciałem je zachować dla osób, które nie będą go już takim pamiętać - tłumaczy.
Miał rację. Krosno zachowane na jego kadrach przeistacza się z prowincjonalnego, skupionego wokół rynku miasteczka, w prężny ośrodek szklarski, z pnącymi się do góry murami kolejnych hut oraz blokami z wielkiej płyty. Wiele miejsc trudno dzisiaj rozpoznać, a niektóre sceny, chociażby handel drobiem na Podwalu, wiekowe, drewniane chałupy w okolicach starówki czy graniczące z przemysłowymi terenami łany zbóż i sadów, mogą budzić uśmiech na twarzach młodszych osób.
Na twarzy Tomasza Wajdy z krośnieńskiej Agencji Fotograficzno-Reklamowej Graffia zdjęcia Nawracaja wywołały zachwyt. Zobaczył je dwa lata temu, gdy przygotowywał wystawę prac członków Fotoklubu RCKP. 85-latek przyniósł na nią dwie fotografie - zdjęcie parowej lokomotywy przecinającej zaśnieżone Krosno oraz samochodu nauki jazdy na ul. Ściegiennego.
- To były znakomite zdjęcia, świetne kompozycyjnie i technicznie - wspomina Tomasz Wajda. - Po wystawie spotkaliśmy się i zaczęli przeglądać zgromadzony przez pana Stanisława materiał. Na początku nie widział w nim potencjału na album, ale gdy pogrupowaliśmy zdjęcia, okazało się, że wyszła z tego naprawdę świetna rzecz - opowiada.
Album zatytułowany "Krosno – miasto i ludzie z lat 60-80. XX wieku" właśnie się ukazał. Znalazło się w nim ponad 260 fotografii. - Nikt inny nie robił w tamtym czasie takich zdjęć. Przekazują autentyczne życie, a wiele osób ścisną za serce, tak jak mnie, gdy zobaczyłem na jednym z nich budkę z lodami pana Jaźwieckiego na ul. Podwale, do której sam jako dziecko chodziłem. W takim momencie kompletnie zmienia się odbiór zdjęcia - Tomasz Wajda zachęca mieszkańców, aby wzięli do ręki album i poczuli podobny sentyment.
Najlepszą ku temu okazją będzie promocja albumu połączona z wernisażem wystawy zdjęć Stanisława Nawracaja, która odbędzie się w środę (8.11) o godz. 17, w Saloniku Artystycznym Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej (ul. Wojska Polskiego 41). W czasie spotkania będzie można usłyszeć kulisy powstawania zdjęć, porozmawiać z autorem oraz kupić książkę. Gdyby ktoś nie dotarł w środę do biblioteki, album będzie dostępny w księgarni i antykwariacie Zbigniewa Oprządka na ul. Portiusa 4.
Okazją do zdobycia publikacji będzie także konkurs, który przygotowaliśmy dla naszych czytelników wraz z wydawnictwem Graffia. Szczegóły pojawią się w czwartek (9.11) na naszym profilu na Facebooku.
- Krosno z moich fotografii jest skromne, wręcz ubogie, a dzisiejsze ma niemalże wielkomiejski charakter - uważa Stanisław Nawracaj. - Ale tamto miasto było jednocześnie radosne, ciepłe, rodzinne, a to obecne jest anonimowe i przepełnione narzekaniem, którego przez te lata się nauczyliśmy. Nic nam się dzisiaj nie podoba - zasmuca się.
Album i wystawa to dobra okazja, aby się tego malkontenctwa oduczyć.