PASJE

Dominik Szczepański i jego opowieści o życiu na krawędzi

Jest autorem bestsellerów o polskich himalaistach, trzykrotnie uczestniczył w wyprawie do amazońskiej dżungli i przez trzy miesiące podróżował z przyjaciółmi samochodem po krajach Ameryki Południowej. Wyprawę przerwał wybuch pandemii. Ostatni rok Dominik Szczepański, absolwent krośnieńskiego Kopernika poświęcił wraz z podróżnikiem Mateuszem Waligórą na napisanie książki o królowej polskich rzek – Wiśle.
Anna Kania
Dominik jest nie tylko pisarzem, ale również dziennikarzem. Od wielu lat jest związany z "Gazetą Wyborczą"
Damian Krzanowski

Dominik Szczepański pochodzi z Jedlicza. Jako dziecko uczestniczył w obozach wędrownych organizowanych w Bieszczadach. Stąd narodziła się jego miłość do gór. Po maturze przeprowadził się do Warszawy, gdzie rozpoczął studia i pracę w redakcji sportowej Gazety Wyborczej. Gdy uruchomiono serwis o sportach ekstremalnych, Dominik zaczął go prowadzić w wolnych chwilach.

Można powiedzieć, że pisarzem został dzięki sprzyjającemu losowi. W 2015 roku Aleksandrowi Dobie udało się w wieku 67 lat samotnie przepłynąć kajakiem Atlantyk. Dominik, który na bieżąco relacjonował jego wyprawę, dostał propozycję napisania biografii o niezwykłym kajakarzu. Powstała książka „Na oceanie nie ma ciszy”.

Zainteresował się sportami ekstremalnymi, bo w redakcji, w której pracował, uruchomiono poświęcony im serwis. Zaczął go prowadzić w wolnych chwilach
damian krzanowski

Fascynacja himalaizmem

Później bohaterami książek Dominika stali się himalaiści. – Gdy w 2013 roku na Broad Peak, ośmiotysięczniku na styku Chin i Pakistanu, zginęło dwóch wspinaczy - Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, cała Polska zaczęła się interesować himalaizmem po wielu latach przerwy – wspomina.

Gdy zimą 2016 roku szczyt Nanga Parbat atakowało aż pięć ekip, Dominik był tam na miejscu. W bazie pod Nagą Górą spędził trzy tygodnie. – Spotkałem jednych z najlepszych himalaistów świata: Adama Bieleckiego, Alexa Txikona i Simona Moro. Zobaczyłem, jak himalaizm wygląda od podszewki i przekonałem się, że nie ma jednej prawdy o wyprawie. Nawet ludzie, którzy są w jednym zespole, potrafią się sprzeczać i przedstawiać swoje wersje wydarzeń. Potem nie zawsze dochodzą do porozumienia.

Z tej wyprawy narodziła się książka „Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia”, którą napisał z Piotrem Tomzą. Jednak to jego dwie kolejne książki stały się prawdziwymi bestsellerami: „Spod zamarzniętych powiek” o Adamie Bieleckim oraz „Czapkins - prawdziwa historia Tomka Mackiewicza”.

W trakcie zbierania materiałów o Tomku Mackiewiczu, Dominik wyruszył w podróż do Pakistanu. Na zdjęciach Ściana Rupal, Nanga Parbat oraz Dominik w wiosce Passu w północnym Pakistanie
fot. Wiktor Mańkowski

Najtrudniejsza do napisania okazała się biografia Tomka Mackiewicza, który zimą 2018 roku zmarł wracając z Elisabeth Revol ze szczytu Nanga Parbat. – Do tej pory nie wiem, czy pisanie tak wcześnie o tragicznie zmarłych osobach jest właściwe. Z drugiej strony pamięć ludzka jest ulotna, a wspomnienia zacierają się – mówi Dominik.

Pomimo moralnych wątpliwości nie żałuje, że podjął się tego zadania, zwłaszcza że miał przychylność Anny Solskiej-Mackiewicz, wieloletniej partnerki Tomka. Dominik odwiedził Pakistan, rozmawiał z mieszkańcami wiosek, gdzie zatrzymywał się Czapkins, spotkał się z Elisabeth Revol i innymi wspinaczami oraz z jego znajomymi z Monaru (stowarzyszenie działające przeciwko narkomanii, bezdomności i zagrożeniom społecznym).

- Tomek wielu osobom jest bliski. Jego życie to historia zmagania się ze swoimi słabościami: nałogiem, trudną przeszłością i relacjami rodzinnymi. To też uniwersalna opowieść o pasji i przekraczaniu granic. Dla Tomka himalaizm był pasją, którą realizował pomimo braku pieniędzy i szyderstw ze strony środowiska himalaistów. Zdobycie zimą Nanga Parbat w małym zespole, bez dużego budżetu i medialnego wrzasku, odmieniło postrzeganie Czapkinsa przez innych.

Dominik twierdzi, że pisarzem został dzięki sprzyjającemu losowi. - Zawsze byłem we właściwym miejscu o właściwym czasie - mówi. Jest autorem książek m.in. o kajakarzu Aleksandrze Dobie i himalaistach Adamie Bieleckim oraz Tomku Mackiewiczu
DAMIAN KRZANOWSKI

Szukając skalnych malowideł

Dominik nigdy nie próbował się wspinać w wysokich górach, ale odważył się wybrać na trzy wyprawy kajakarskie i eksploracyjne w głąb amazońskiej dżungli. Zabrał go na nie Maciej Tarasin, podróżnik i odkrywca, którego poznał podczas jednego z wywiadów. Jak mówi Dominik, były to wyprawy w starym stylu: niski budżet, byle jaki sprzęt, kilka tygodni w dziewiczej dżungli.

- Pojechaliśmy do Parku Narodowego Chiribiquete w Kolumbii w poszukiwaniu malowideł naskalnych sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, namalowanych przez szamanów. Dotarcie do tego największego obszaru chronionego w Amazonii było niebezpieczne ze względu na trwającą w Kolumbii wojnę domową. Nigdy nie wiedzieliśmy, co nas spotka.

Ich przewodnikiem w dwóch pierwszych wyprawach był Camilo Martapi, Indianin z plemienia, które już prawie wyginęło. – Camilo wiedział, jak przetrwać w dżungli, gdzie łapać ryby, jak poruszać się po lesie deszczowym, jak czytać znaki i ścieżki. Dużo wiedział o zwierzętach i zagrożeniach w dżungli.

Pierwszy spływ rzeką Rio Ajaju. Park Narodowy Chiribiquete w Kolumbii 
 fot. Michał Dzikowski

W trakcie pierwszej wyprawy zostali zatrzymani przez partyzantów, którzy nie przepuścili ich dalej. W trakcie drugiej Maćka Tarasina ukąsiła żararaka lancetowata, jeden z najbardziej jadowitych węży w Amazonii. – Camilo odrąbał głowę gadowi i wyciągnął z niej naturalną fiolkę z czarną substancją. Kazał ją Maćkowi wypić, tłumacząc, że to lekarstwo. Według wierzeń jego plemienia każde zwierzę w dżungli ma w sobie odtrutkę na jad węża, on sam także. Maciek trochę wypił, a trochę wsmarował w ranę.

Helikoptery wydostały uczestników wyprawy z dżungli po trzech dniach. – Maciek przeżył, bo prawdopodobnie wąż ukąsił go bez jadu – wspomina Dominik. W trakcie trzeciej wyprawy jako pierwsi przepłynęli rzekę Rio Ajaju kajakami i dotarli do malowideł.

Nie znaleźliśmy nowych rysunków, ale zobaczyliśmy kawał tego parku. A to, co zobaczyliśmy na płaskiej ścianie tepui, góry stołowej, już zawsze będzie wracało do nas w snach. Malowidła Chiribiquete oszałamiają swoim rozmiarem i tym, co przedstawiają. To zapis amazońskiej kosmologii, zbiorowe dzieło setek ludzi tworzone przez tysiąclecia.

W drodze nad Rio Ajaju. Park Narodowy Chiribiquete w Kolumbii
fot. Michał Dzikowski

Wygnani z dżungli

W 2018 roku wraz z przyjaciółmi - Bartoszem Deliowskim i Wiktorem Mańkowskim, Dominik kupił 25-letni samochód Mitsubishi Delica. – To takie połączenie vana z terenówką. Wyremontowaliśmy go w półtora roku, a następnie przetransportowaliśmy statkiem do Kolumbii. Tak zaczęła się nasza podróż przez Amerykę Południową.

W ciągu trzech miesięcy przejechali Kolumbię, Ekwador i wjechali do Peru. W trakcie podróży spali w samochodzie, namiotach lub hamakach. – Nasz budżet był niewielki, ale była to dla nas zabawa. Swoimi przygodami dzieliliśmy się na blogu.

Podróżowali od miasta do miasta bocznymi drogami. Chcieli zobaczyć, jak ludzie tam mieszkają. - Patrząc na Kolumbijczyków, którzy tak wiele wycierpieli z powody wojny, a mimo to byli wciąż ufni, otwarci, gościnni, doszedłem do wniosku, że człowieka bardzo trudno złamać, a do szczęścia jest o wiele mniej potrzebne niż nam się wydaje – twierdzi Dominik.

Sanktuarium Jaguara to jeden z największych kompleksów malowideł w Ameryce Południowej. Park Narodowy Chiribiquete w Kolumbii 
fot. Michał Dzikowski

Z przyjaciółmi szukał też plemion indiańskich, które dopiero niedawno skontaktowały się z cywilizacją. Udało im się porozmawiać z przedstawicielami Indian Nukak (zwanych ostatnimi nomadami Amazonii). Są oni dopiero pierwszym lub drugim pokoleniem, które opuściło dżunglę.

– Nie chcieli kolaborować z partyzantami, więc zostali wygnani. Mieszkają w obozie, który jest dla nich za mały. Wielu z nich nie mówi jeszcze po hiszpańsku, nie ma kwalifikacji do życia w naszym mieście, więc żyją bardzo biednie. Pomaga im Czerwony Krzyż i inne organizacje humanitarne. Zaczynają cierpieć na choroby cywilizacyjne, chcieliby wrócić na swoje ziemie. Co podoba im się w naszym świecie? Żartowali, że przede wszystkim gra w bilard – Dominik tak opisuje plemię.

Wyprawę Polaków przerwał wybuch pandemii. W połowie marca 2020 roku udało im się wrócić do Polski.

Obecnie Dominik pracuje nad biografią polskiej himalaistki, chce też przejechać kamperem Stany Zjednoczone
damian krzanowski

1200 km wzdłuż Wisły

Rok 2020 i szalejąca na świecie pandemia zmieniły plany Dominika. Jego przyjaciel i podróżnik Mateusz Waligóra, który jako pierwszy przeszedł mongolską część pustyni Gobi, zaproponował mu współpracę przy książce o swojej wędrówce wzdłuż Wisły.

Na początku pomysł mnie nie porwał, ale Wisła i walka o jej przyszłość okazała się kopalnią tematów. Opowiedzieliśmy nie tylko o zagrożeniach, które czyhają na największą polską rzekę: o suszy, gwałtownych powodziach czy jej kruchym ekosystemie, ale również o ludziach, którzy są z nią związani i kultywują dawne tradycje. Na przykład opisaliśmy historię poszukiwaczy, którzy w Wiśle znaleźli skarb zrabowany w trakcie potopu szwedzkiego, czy historię pana Piotra, który nad brzegami Wisły zbiera kości prehistorycznych zwierząt.

 „Szlak Wisły. 1200 km pieszej przygody” to napisania przez Dominika wspólnie z podróżnikiem Mateuszem Waligórą książka o królowej polskich rzek
DAMIAN KRZANOWSKI

W książce znalazły się też wywiady z biologami, hydrologami, klimatologami. Książki „Szlak Wisły. 1200 km pieszej przygody” nie znajdziemy w żadnej księgarni. Dominik i Mateusz wydali ją własnym nakładem dzięki pomocy partnerów i internautów. Można ją nabyć tylko na stronie internetowej wydawnictwa, które założyli - neverendingstories.

Obecnie Dominik pracuje nad biografią polskiej himalaistki i historią pewnej wyprawy żeglarskiej, która dotarła najdalej na południe świata. Planuje też z Mateuszem kolejną akcję - tym razem podróżnik miałby wędrować wzdłuż Bałtyku, dając pretekst do opowiedzenia o zagrożeniach dla polskiego morza. Co dalej? – Może kilka miesięcy w kamperze po Stanach Zjednoczonych? Takie podróże rozwalają życie na atomy, sprawiają, że proza jest trudniejsza do przyjęcia, a praca na etacie przestaje być spełnieniem marzeń.