Pracownia świadomego dotyku Jolanty Peszke mieści się w starej kamienicy przy ul. Lwowskiej 17. W tym samym budynku jest jeszcze Kancelaria Adwokacka, Biuro Rachunkowe i Nieruchomości. To taki trochę symbol dawnego świata Joli, kiedy była jeszcze księgową.
Po wejściu do pracowni ściąga się obuwie. Bose stopy pozwalają na uziemienie i odprężenie. To tylko początek, bo wszystko, co dalej będzie tu miało miejsce, prowadzi właśnie do relaksacji oraz bycia tu i teraz.
W przytulnym salonie-przedpokoju siedzimy na uszatych fotelach. Jola częstuje mnie ziołowym naparem podawanym w małych, ceramicznych filiżankach, zwanych czarkami. Tłumaczy, czym jest Lomi Lomi.
- Jest to masaż hawajski, olejowy, podczas którego masowane jest całe ciało, bez miejsc intymnych, te okrywane są chustą. Pierwotnie na Hawajach taki masaż zarezerwowany był dla wodzów albo ważnych osobistości. Rytuał trwał nawet kilka dni, dzięki czemu wodzowie wnikali w głąb siebie, kontaktowali się ze swoją nadświadomością albo z przodkami. Pomagało im to spoglądać na ziemskie sprawy z zupełnie innej perspektywy i podejmować istotne decyzje – opowiada.
- Później masaż wykonywano również jako ceremonia przejścia w dorosłość, a w ostatnich czasach stał się na tyle rozpowszechniony, że Hawajczycy masują się w rodzinach i przekazują tę umiejętność z pokolenia na pokolenie.
Masaż Lomi nazywany jest także masażem troskliwych lub kochających rąk. Specyficzny rodzaj dotyku ma dać poczucie akceptacji, bezpieczeństwa i zaopiekowania. – W Lomi nie przekraczamy granic bólu. Naszym zadaniem jest rozluźnienie mięśni i stawów, ale ważna jest także część medytacyjna, relaksująca i harmonizująca układ nerwowy. To odróżnia go od innych masaży – dodaje.
Wstępem jest krótka medytacja, którą prowadzi Jola. Pomaga się wyciszyć i zwiększyć świadomość własnego ciała. Następnie przechodzimy do pomieszczenia obok, w którym będzie odbywał się masaż. Jest tam ciepło, przytulnie i panuje półmrok. Światło dają jedynie świece.
Za parawanem należy rozebrać się do naga i okryć chustą. Można użyć bielizny jednorazowej, jednak ograniczy ona płynność ruchów i odczuwanie masażu.
Kładę się na podgrzewanym stole, na którym w międzyczasie rozprowadzony został olej kokosowy. Jest tutaj również obecny element aromaterapii, ponieważ Jola podczas masażu używa różnych olejków eterycznych, w moim przypadku towarzyszy mi woń eukaliptusa.
Pierwszy dotyk czuję przez chustę. Jola delikatnie dociska ciało, jakby chciała osadzić je w danym miejscu. Takie zadanie mają także dźwięki gongu i mis tybetańskich, od których zaczyna się rytuał. - Ich celem jest zharmonizować nasz układ nerwowy i wprowadzić w stan skupienia oraz medytacji – tłumaczy Jola.
Jedną z mis kładzie na moich plecach. Najpierw czuję jej chłód, a następnie wibracje, wywołane przez ruchy w misie. Dźwięki zdają się przenikać do ciała i rozchodzić po nim, docierając do najgłębszych wnętrzności.
Potem chusta jest delikatnie zsuwana i zaczyna się masaż właściwy. Jest on głównie relaksujący, chociaż pojawiają się elementy rozciągania rąk i nóg. Początkowo nie są one przyjemne, ale ostatecznie przynoszą rozluźnienie. Ważne, aby puścić kończyny bezwładnie i dać się kierować Joli.
- Zdarza się, że podczas masażu pojawia się smutek, płacz, czasami śmiech, może być histeryczny lub taki, który przechodzi w płacz. W naszym ciele kumulowane są przeróżne emocje, często takie, które nie zostały przeżyte do końca. W momencie rozluźnienia potrafią się one uwolnić – mówi.
Płynne ruchy sprawiają, że jestem na granicy snu. Czuję, jak dotyk przepływa od stóp do ramion, a czasem ręce wydają się być jednocześnie na obu krańcach ciała.
Jola przyznaje, że każda sesja jest inna. – Chociaż mam ogólny schemat działania, to jest to w dużej mierze masaż intuicyjny. Moje ręce potrafią pokazać mi nowe ruchy i przejścia. Coś nowego może zadziać się na różnych poziomach świadomości zarówno u mnie, jak i osoby przyjmującej masaż. W pewien sposób łączę się z tą osobą i wewnętrznie odczuwam, w których miejscach powinnam zostać na dłużej z danym ruchem lub jaki inny ruch wprowadzić.
Masaż może trwać nawet cztery godziny. – Jedna z osób po takiej sesji powiedziała, że czuje się, jakby została zanurzona w oceanie i wyciągnięta totalnie oczyszczona ze wszystkiego – opowiada.
Porównanie do wody jest tutaj całkiem słuszne, bo masażowi towarzyszy uczucie otulenia. Gdy leży się na plecach, Jola wsuwa pod nie ręce i ma się wrażenie, że unosi cię fala. Na koniec masowana jest twarz i głowa, co także jest niezwykle przyjemne.
Przez cały czas słychać relaksującą muzykę i specyficzny oddech Joli, który mi kojarzy się z odgłosami jakiegoś egzotycznego ptaka. Towarzyszy mu także ruch taneczny. – To elementy, które pomagają nam, osobom dającym masaż, w zachowaniu równowagi i dotarciu w głąb siebie. Ważne jest, abyśmy mieli kontakt ze swoją wewnętrzną mocą – mówi.
Rytuał kończy pojedynczy dźwięk monokurantu.
- Najczęściej po masażu odczuwa się błogość, ma się poczucie rozpływania się ciała, mogą przyjść nowe pomysły i otwartość na możliwości, których wcześniej nie zauważaliśmy. Czasami jest tak, że doświadczenia tutaj przypominają okres niemowlęcy i dają uczucie zaopiekowania przez mamę – opowiada Jola.
Po masażu nie należy się spieszyć. Właściwie do końca dnia powinniśmy zwolnić. – Fajnie jest pozostać w tym stanie jak najdłużej, pozwolić naszemu układowi nerwowemu zapisać te nowe wzorce, aby później miał łatwość powracania do nich – tłumaczy.
Masaż Lomi odmienia nie tylko osoby, które trafiają do Joli, ale także znacząco wpłynął na jej życie. - Był taki czas w moim życiu, kiedy nie czułam się dobrze, brakowało mi energii, dużo płakałam, przechodziłam przez stany depresyjne. Dodatkowo doskwierały mi bóle mięśni, stawów, arytmia. Mimo dobrej pracy i prowadzenia życia rodzinnego pełną parą było mi po prostu źle. Wtedy zaczęłam szukać rozwiązania – przyznaje.
– Dotyk i masaż zawsze były mi bliskie. Jako dziecko lubiłam, gdy przed spaniem mama lub siostry drapały mnie po plecach, a kiedy bolała mnie głowa, tato przykładał do niej dłonie "ściągając" ból.
Najpierw Jola zaczęła chodzić na fizjoterapię i masowała się nawzajem ze swoimi bliskimi. – Nie miałam wtedy jeszcze żadnego kursu. To też było piękne, bo zaczęłam zauważać, że moje ręce płynnie się układają, a ja czerpię przyjemność z masowania. Wtedy zaczęłam się otwierać na świat i docierać w głąb siebie. Potrafiłam wreszcie zobaczyć, ile ograniczeń w sobie trzymam i uświadomiłam sobie, czego potrzebuję do życia. Poczułam moc do zmiany i chęć dzielenia się tym, co mi pomogło.
Przez dwa lata Jola przeszła całkowitą transformację. Poza kursem masażu Lomi, brała także udział w warsztatach medytacyjnych i kursie terapeutyzacji misami wg tradycyjnego przekazu himalajskiego oraz innych warsztatach pracy z ciałem.
- Teraz mam w sobie dużo więcej spokoju, radości i mocy do kreowania swojej rzeczywistości. Mam pracę, która daje mi satysfakcję i w której czuję olbrzymią wartość. Zaczęłam cieszyć się życiem i tym, co mam – mówi.
Działalność Joli można śledzić na Facebooku i na stronie namaja.pl. Cena za masaż zależy od czasu jego trwania. Sesja 1,5-godzinna kosztuje 200 zł, a 4,5-godzinna 800 zł. W ofercie jest także masaż twarzy, stóp i dłoni, praca z oddechem oraz koncert w dźwiękach instrumentów terapeutycznych.