Nawet 1/3 ludzi na świecie nie ma szans na zobaczenie prawdziwego nocnego nieba. Powodem jest jego zanieczyszczenie sztucznym światłem. Chociaż my, jako mieszkańcy Podkarpacia, mamy przywilej podziwiać je w Beskidzie Niskim czy Bieszczadach, to nie zawsze z niego korzystamy. Są jednak w naszej okolicy osoby, które zarwały niejedną noc, aby uchwycić jej piękno.
Mariusz Świętnicki jest miłośnikiem astronomii i astrofotografem już od ponad 30 lat. Mieszka w Zręcinie, gdzie na działce przy domu zbudował własne obserwatorium. - Zawsze miałem zamiłowanie do wielkich przestrzeni. Fascynowały mnie m.in. góry i lotnictwo. W pewnym momencie, dokładnie w 1986 roku, zdałem sobie sprawę, że nad głową mam o wiele większą przestrzeń, tylko trzeba po nią umiejętnie sięgnąć. Jest nią kosmos – przestrzeń wspaniała, zadziwiająca i onieśmielająca swoim ogromem – mówi.
Wśród jego ulubionych fotografowanych obiektów są galaktyki oddalone o miliony lat świetlnych. - Mam świadomość, że matryca mojego aparatu rejestruje fotony światła, które zostały wysłane 60 mln lat temu. Tak długo podróżowały w kosmosie, a teraz ja „uwięziłem” je w aparacie – opowiada. – Poza tym uwielbiam fotografować mgławice, czyli chmury wodoru, które pięknie świecą i przybierają niesamowite kształty, a także komety, które są nieprzewidywalne, zaskakują obserwatorów, wybuchają, dzielą się na mniejsze obiekty, a czasem uderzają w planety.
Aby sfotografować dane obiekty i zjawiska, potrzebny jest teleskop z możliwością zamocowania do niego aparatu. Dodatkowo musi on posiadać mechanizm, który będzie prowadził obiektyw za ruchem sfer niebieskich. – Aby tak się stało, musimy najpierw go bardzo precyzyjnie ustawić – równolegle do osi obrotu kuli ziemskiej – tłumaczy Mariusz.
W ten sposób proces wykonania fotografii jest całkowicie zautomatyzowany. Trwa on kilka godzin, w ciągu których aparat wykonuje nawet kilkaset zdjęć. Każde z nich jest naświetlane około minuty (w zależności od sprzętu). - Obiekty, które naświetlamy są bardzo daleko w kosmosie i słabo świecą. Aby je uchwycić, konieczny jest długi czas ekspozycji. Mgławicę zwaną Głową Wiedźmy naświetlałem przez dwie noce, żeby zebrać wystarczająco dużo zdjęć – opowiada pasjonat.
Okazuje się, że jedno zdjęcie kosmosu, które podziwiamy w Internecie, złożone jest z tych kilkudziesięciu czy kilkuset ujęć wykonanych przez całą noc. Fotografowie nakładają je na siebie w Photoshopie lub w specjalistycznych programach do astrofotografii. To w połączeniu z dalszą obróbką (np. kolorystyczną i kontrastem) wydobywa rzeczywisty wygląd nieba. - Trzeba pamiętać o tym, że to co widzi matryca aparatu, ludzkie oko nie zauważy. Często jest tak, że fotografujemy obiekty, których nie można dojrzeć nawet przez potężne teleskopy. Nigdy nie dojrzymy tylu szczegółów i kolorów jak na zdjęciach, które często są naświetlane przez wiele, wiele godzin.
Mariusz jest także sekretarzem krośnieńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. Prowadzi pokazy multimedialne poświęcone astrofotografii w szkołach lub w RCKP w Krośnie. Umożliwia także małym grupom odwiedzenie swojego obserwatorium i organizuje obserwacje w terenie np. na Przymiarkach. Jego działalność można śledzić na Facebooku. Każde z opublikowanych przez niego zdjęć jest opatrzone szczegółowym opisem. Jego fotografie trafiają do prasy astronomicznej: najstarszego w Polsce czasopisma „Urania - Postępy Astronomii” i kilkuletniej „Astronomii”. Sporadycznie pojawiają się również w zagranicznych magazynach.
Fotografią głębokiego kosmosu od ok. 2 lat zajmuje się także Łukasz Obuch z Korczyny. – Sprzęt najczęściej rozstawiam na tarasie. Muszę poczekać aż latarnie w mieście zgasną - mówi i dodaje, że poziom zaświetlenia nieba w danym regionie można sprawdzić na stronie www.lightpollutionmap.info. – Zaświetlenie ukazane jest kolorami. Najeżdżamy na dane miejsce i posługując się legendą możemy porównać, gdzie niebo jest ciemniejsze – tłumaczy Łukasz.
W okolicach Krosna poziom jasności jest mniej więcej w połowie skali, natomiast w Beskidzie Niskim i Bieszczadach jest wyjątkowo niski. To popularne kierunki astrofotografów. – Do takich wyjazdów trzeba się dobrze przygotować – podkreśla Łukasz. - Zdarzyło mi się, że jechałem 20 km i pod koniec rozkładania sprzętu zorientowałem się, że zapomniałem złączki 3x3 cm. Musiałem wrócić do domu, a samo rozkładanie jest na tyle czasochłonne, że nie zdążyłbym już wykonać zdjęć – opowiada.
- Innego razu w okolicach Przełęczy Szklarskiej rozstawiłem sprzęt na polnej drodze, myśląc, że z pewnością nikt w środku nocy nie będzie przez nią jechał. Niestety pojawiła się jakaś terenówka. Stałem na przejeździe, więc musiałem się przesunąć, a przerwanie pracy już ustawionego sprzętu oznacza zazwyczaj koniec zdjęć - dodaje.
Nocne fotografowanie na pustkowiach to często także kontakt z dziką zwierzyną. – Nie raz słychać puszczyki czy jelenie podczas rykowiska. Zdarza się, że coś przebiegnie obok i nie wiadomo co to. Niebezpiecznych sytuacji jednak nie miałem – mówi Łukasz.
Na swoim astrofotograficznym koncie ma m.in. kratery księżyca i jego wyraźne zaćmienie, mgławice: Oriona i Amerykę Północną, przejście cienia Ganimedesa przez tarcze Jowisza oraz galaktyki: Bodego, Cygaro, Wiatraczek, Wir i Andromedy. Wszystkie zdjęcia można zobaczyć tutaj.
- Do uprawiania astrofotografii w najprostszej formie nie potrzebujemy specjalnego sprzętu, wystarczy dobrej klasy aparat i statyw fotograficzny, żeby rejestrować piękno nocnego nieba – mówi Mariusz Świętnicki.
Dowodem na to są np. fotografie Daniela Szmyda, mieszkańca Malinówki. Zobaczymy na nich Drogę Mleczną i spadające gwiazdy.
- Konieczny jest stabilny statyw i pilot do zdalnego wyzwalania migawki, aby nie wprowadzać sprzętu w drgania. Do tego wystarczy dobra pogoda i bezchmurne niebo. Najlepsze efekty są także w noce, w które księżyc nie wschodzi, bo zazwyczaj jego światło zakłóca ciemność nieba – tłumaczy Daniel.
- Przeważnie około 13 sierpnia występuje maksimum meteorów z roju Perseidów i wtedy aż nie chce się wracać do domu z tak pięknego spektaklu, jaki odbywa się na niebie – dodaje.
Pierwsze kroki w astrofotografii stawia także 21-letni Arkadiusz Gancarz z Jedlicza, dla którego brak profesjonalnego aparatu nie był problemem. Za pomocą teleskopu i smartfona wykonał nie tylko zdjęcia księżyca, ale także uchwycił zarys Saturna.
- Jak miałem około 10 lat to już wtedy byłem zafascynowany kosmosem i oglądałem różne programy. Stwierdziłem, że kiedyś muszę zobaczyć pierścienie Saturna. Wówczas wyobrażałem sobie, że będę musiał jechać do jakiegoś planetarium - opowiada.
Obserwując niebo Arek korzysta ze specjalnej aplikacji na telefon, która pokazuje cały nieboskłon w danym momencie w konkretnej lokalizacji. - Pewnego gwieździstego wieczoru wyłapałem, że coś mocniej świeci na niebie, według aplikacji był to właśnie Saturn. Gdy nakierowałem teleskop na to miejsce i zobaczyłem te pierścienie Saturna, to aż się popłakałem. Było to dla mnie na tyle emocjonujące przeżycie, że ta planeta stała się moim tatutażem - przyznaje.
Lokalni astrofotografowie przyznają, że w naszym regione każdy miesiąc nadaje się do wykonywania tego typu fotografii. Jednak nocy, w których pogoda dopisuje, jest w ciągu roku jedynie około 20.