Iza Fularz przez długi czas była tylko „psiarą”. Miała dwa owczarki niemieckie, które bardzo kochała. Jednak do jej serca kilka lat temu wkradła się miłość do kotów. Cała historia zaczęła się od tego, że do ogrodu krośnianki ktoś podrzucił małego mruczka. Nazwała go Oskar i pozwoliła mu u siebie zamieszkać.
Później zaczęły się pojawiać też inne futrzaki. – Były takie momenty, kiedy na tarasie miałam nawet siedem bezdomnych kotów. Oswajałam je i dokarmiałam, a one później znikały. Sądzę, że znajdowały inną przystań albo ginęły, bo tuż koło mojego domu jest ruchliwa ulica.
Teraz Iza opiekuje się nie tylko swoimi czterema kotami, ale również zapewnia tymczasowy dom bezdomnym futrzakom po przejściach. Pomaga jej w tym inna krośnianka Marysia Gancarz, która swoją przygodę z niesieniem pomocy rozpoczęła od wolontariatu w Kociarni na Zawodziu. Sama jest posiadaczką Herona, który trafił do niej z Ropczyc. Miał wtedy tydzień. – Wykarmiłam go butelką, wychowałam i tak u mnie pozostał, bo nie miałam serca go oddać – mówi.
Razem z Izą dokarmiają bezdomne mruczki, jeśli trzeba płacą za ich leczenie i szukają im nowego domu, ogłaszając to na lokalnych portalach i na Facebooku. A jak zachodzi potrzeba, organizują im dojazd do nowych właścicieli, z którymi przeprowadzają też przedadopcyjne rozmowy. - Nigdy nie oddajemy zwierzaków w ciemno i szukamy dla nich domów niewychodzących, czyli takich, z których nie wychodzą na zewnątrz. Podpisujemy z nowymi właścicielami umowy, że adoptują kota i zapewniają mu opiekę. To ma zapewnić zwierzakowi bezpieczeństwo.
Trudno zliczyć ilu kotom pomogły, ale w ubiegłym roku było ich około 36, nie tylko z terenu Krosna. Za każdym z nich kryje się wzruszająca historia.
Sześcioletni Olek przez dwa tygodnie mieszkał w wózku widłowym w Korczynie. Marysia, gdy przeczytała o nim na Facebooku, skontaktowała się z mieszkańcami, którzy go dokarmiali. – Był to piękny, duży kot o burym umaszczeniu i długiej sierści – opowiada. – Wymagał leczenia, miał dużą ilość świerzbowca w uszach, ranę na uchu i skołtunioną sierść. Z Izą zawiozłyśmy go do weterynarza, gdzie był leczony. Został tam też odrobaczony i wykastrowany.
- Znalazł nowy dom w Ropczycach, ale po dwóch dniach został oddany. Okazało się, że pan, który chciał go zaadoptować, ma potworną alergię na kocią sierść – dodaje Iza. –Olek wrócił do mnie, ale w końcu trafił do Myślenic pod Krakowem.
Krośnianki pomogły również Eli i jej dzieciom. – Jeden z mieszkańców Krosna zabrał kotkę z pięcioma kociętami z kontenerów za śmietniskiem przy ul. Sporne. Przygarnął je, mimo że nie było go stać na opiekę nad nimi – opowiada Marysia. - Postanowiłam im pomóc.
Razem z Izą zabrały koty do weterynarza na szczepienie i odrobaczanie. Marysia dowoziła im też karmę i pomagała mężczyźnie, bo nie miał pojęcia o opiece nad zwierzętami. Gdy stało się jasne, że nie zapewni im domu niewychodzącego, przeniosła Elę z kociętami do Izy. - Po prostu bałam się, żeby ktoś ich nie rozjechał, bo ulica była blisko. Bardzo szybko wszystkie znalazły dom – mówi.
Z szukaniem domów dla bezdomnych kotów bywa różnie. Jedne nowych właścicieli znajdują w kilka tygodni, inne czekają nawet kilka miesięcy. Większym zainteresowaniem cieszą się małe kotki niż dorosłe mruczki. – Ludzie szukają ładnych kotów – tłumaczy Iza. – A nie wszystkie są takie. Niektóre są po ciężkich przejściach.
Krośnianka kilka lat temu zaopiekowałam się kotem, który mieszkał ze swoją kocią mamą pod sklepem w Iwoniczu. - Ktoś kopnął go tak dotkliwie, że spowodował otwarte złamanie. Dwa miesiące chodził z wystającą kością, zanim otrzymał pomoc. Przez to musiał mieć amputowaną jedną łapę łącznie z przedramieniem. Maciek mieszkał u mnie trzy lata, bo nikt go nie chciał. Gdy zachorował na nerki, musiałam go uśpić – opowiada. – Teraz jeden z moich kotów, Pirat, jest częściowo niewidomy. Gdy go znalazłam, miał zaropiałe oczy. Wzroku w jednym z nich nie udało się uratować. A to takie kochane kocisko.
Iza przyznaje, że ludziom często brakuje po prostu empatii do zwierząt. – Pewnego dnia na chodniku pod przedszkolem w Strzyżowie znalazłam pięknego kota. Był malutki i wygłodniały, ale nikt z miejscowych nie chciał mi pożyczyć pudełka ani dać wody zwierzęciu. Zamiast tego zostałam potraktowana jak intruz. Dlatego marzy mi się, żeby w Krośnie powstała taka akcja, np. prowadzona przez wolontariuszy, którzy uczyliby najmłodszych miłości do zwierząt. Bo tego bardzo brakuje.
Drugim poważnym problemem jest sterylizacja i kastracja bezdomnych kotów w Krośnie. Od 2013 roku Urząd Miasta przekazuje rocznie ponad 40 tys. zł na opiekę nad bezdomnymi i wolnożyjącymi zwierzętami, również kotami. Z tych pieniędzy finansowane są różne zadania, także sterylizacja i kastracja. Od tego czasu pomocy udzielono około 2 tys. kotom i większość z nich została wysterylizowana lub wykastrowana. W 2020 roku te zabiegi wykonano 137 osobnikom.
- To wciąż za mało, a świadomość ludzi jest przerażająca – mówi Iza. - Niektórzy moi znajomi dziwią się, że wiozę kota na zabieg. Nie rozumieją problemu, a tych bezdomnych zwierząt w naszym mieście jest coraz więcej.
- Wiele z nich żyje pod blokami oraz na ogródkach działkowych na Jeleniówce, Zacisze, czy Rajsy – dodaje Marysia. - Pomimo akcji sterylizacyjnych to niekończąca się historia.
Takich osób jak Iza i Marysia jest w Krośnie więcej. Przykładem jest inna krośnianka Dorota Jastrzębska, która dokarmia bezdomne koty, wiele z nich ratuje i szuka im domów. Działa tak od około dziesięciu lat. Prowadzi KOTłowisko na Facebooku.
Dlaczego pomagają bezinteresownie? - Robimy to, bo kochamy zwierzęta – mówi Iza. – To ogromna satysfakcja, gdy kot po przejściach, wyleczony i wykastrowany bądź wysterylizowany, dzięki nam znajduje kochający dom. Dlatego mamy ogromną prośbę do wszystkich, którzy na swojej drodze spotkają takiego mruczka. Nie przechodźcie obok niego obojętnie. Skontaktujcie się z nami, chętnie pomożemy!
Z Izą i Marysią można kontaktować się poprzez fanpage Pomoc dla bezdomnych zwierząt w Krośnie lub pod numerem telefonu 724 730 656.