Agnieszka Zuzak, mieszkanka Szczepańcowej, ma 22 lata i od 2,5 roku jest szczęśliwą mamą Kalinki. Razem z mężem wiodła spokojne życie, nie przypuszczając, że za chwilę choroba wywróci je do góry nogami.
W maju zeszłego roku wyczuła guzek na węzłach chłonnych szyi. – Najpierw myślałam, że mnie przewiało i to zwykłe zapalenie. Gdy guzek nie znikał, zaczęłam robić badania – opowiada.
Tuż przed swoimi urodzinami usłyszała diagnozę – mięsakomięśniak prążkowanokomórkowy - rozległy nowotwór złośliwy w obrębie jamy nosowej, zatok, prawego oczodołu i węzłów chłonnych szyi. Obecnie rak ma także przerzuty na obie piersi, płuca i odcinek piersiowy kręgosłupa.
Trwająca epidemia nie ułatwiła Agnieszcze leczenia. - Gdyby nie koronawirus, to pewnie całkiem inaczej by się to wszystko potoczyło – przyznaje. Pierwsze badanie onkologiczne odbyło się prywatnie. Następnie, ze względu na nietypową chorobę, skierowano ją do szpitala w Gliwicach, oddalonego o ok. 300 km.
– Kilkakrotnie przekładano mi termin konsylium (przyp. red. narady lekarzy) i odwlekano przyjęcie na oddział – wspomina. Sprawę przyspieszyło krośnieńskie Stowarzyszenie „Czyń Dobro, mimo wszystko”, które prowadzi Kamila Bogacka. – Sporo zawdzięczam pani Kamili, towarzyszy mi w każdym wyjeździe do kliniki.
To pytanie mała Kalinka zadała mamie, gdy po długim czasie zdołała wziąć ją na ręce. Pierwsza chemia, którą przyjęła Agnieszka spowodowała niedowład lewej ręki. – Nie jestem w stanie nawet zapiąć córeczce guzika. Nie mogę samodzielnie funkcjonować – mówi. - Choroba zabrała mi możliwość cieszenia i zajmowania się dzieckiem. Odebrała mi radość życia. Córka dużo rozumie jak na swój wiek. Dba o mnie, a gdy widzi, że źle się czuję, bierze telefon i udaje, że dzwoni do doktora.
Nowotwór doprowadził do deformacji prawego oka i częściowej utraty wzroku. Codzienność 22-latki to nieustanny ból, konieczność przyjmowania morfiny co cztery godziny, domowe wizyty pielęgniarki i lekarza oraz wyjazdy do Gliwic, aby przyjąć chemię, tym razem najsilniejszą.
Agnieszkę w walce z chorobą można wesprzeć, wpłacając pieniądze na zbiórkę – tutaj. Chociaż uzbierano już sporą kwotę, pieniądze nadal są potrzebne. – Nie wiadomo, co mnie jeszcze czeka w przyszłości, jaki zabieg, operacja czy rehabilitacja – przyznaje. Rodzina codziennie ponosi koszty leków – m.in. morfiny, maści i kropli do oka oraz leków wspomagających niedowład lewej ręki, a także specjalistycznej diety, która ma wspomagać leczenie. Do tego dochodzą opłaty za dojazdy do Gliwic i hotele, gdy dzień wcześniej pobierany jest wymaz na koronawiursa, a z samego rana trzeba wstawić się w szpitalu.
Mimo wszystko Agnieszka nie traci nadziei. Na pytanie o prognozy lekarzy odpowiada: - Mówią, że to, co będzie, w 70% zależy od mojego podejścia. Dlatego się nie poddaję i jestem dobrej myśli. Sama nie wiem, skąd we mnie tyle siły. Dopóki nie usłyszę od lekarza, że nie da się tego wyleczyć, będę walczyć.
Największą motywacją dla 22-latki jest jej córka. – Marzę o tym, żeby w przyszłości być na tyle sprawna, aby móc się zajmować Kalinką, bawić z nią i cieszyć. Wierzę, że pokonam chorobę.
Agnieszka zmarła w niedzielę nad ranem (11.04). O jej śmierci poinformowała Kamila Bogacka, która towarzyszyła jej podczas leczenia.
Pogrzeb odbędzie się we wtorek (13.04) w Szczepańcowej. Msza święta rozpocznie się o godz. 13:00 w kościele parafialnym, po niej nastąpi odprowadzenie trumny.