Tego na sesji Rady Miasta jeszcze nie było. W ramach obchodów Roku Języka Polskiego radni przystąpili do dyktanda. Jego tekst przygotował Jan Lusznia - przewodniczący zarządu dzielnicy Śródmieście, emerytowany nauczyciel języka polskiego.
Radni pisali dyktando w trzech grupach: Klub SLD, Klub Samorządowy i Klub Prawicy. Do zabawy przystąpili także przedstawiciele kadry kierowniczej Urzędu Miasta (zastępca prezydenta Robert Hanusek, sekretarz miasta, rzecznik prasowy itd.) oraz przedstawiciele mediów (portal i "Nowiny").
Do dyktanda nie przystąpił Wojciech Kolanko (Klub Prawicy - PiS). Wyszedł z sali na początku zabawy. - Szkoda, że niektórzy radni, którzy są tacy głośni na sesjach, opuścili salę. Bardzo żałuję - skomentował później Zdzisław Dudycz (Klub Samorządowy).
"Nie tylko niewyczerpani, ale nawet nieznużeni żmudną, mrówczą pracą na rzecz miasta, przybywali radni na którąś z kolei sesję w trzyipółlecie swej kadencji. Ochoczo, żwawo i hożo, z niekłamanym entuzjazmem omiatali rozmarzonym, ale równocześnie jakże czujnym spojrzeniem projekty licznych uchwał. Niektórzy znalazłszy rozmówców, pogrążali się w żywej, twórczej dyskusji. Inni krążyli tu i ówdzie, również tędy i owędy, a także wzdłuż i w poprzek stołu obrad, ustawionego nie wiedzieć z jakiegoż to powodu w podkówkę. Wtem, poprzedzani brakiem fanfar, zjawili się najwyżsi przedstawiciele władzy wykonawczej. Pod ścianą, w bezpiecznej odległości od mikrofonów, cichutko jak trusie kulili się bez żadnej racjonalnej przyczyny, rzec by można: ni z tego, ni z owego, przewodniczący zarządów dzielnic i osiedli. Przecież nie cicho, ale wręcz gwarnie, powiedziałby ktoś: hucznie, było w gromadce ludzi mediów, wśród których niestety rzucała się, i to boleśnie, w oczy nieobecność dziennikarzy CNN, BBC i Reutera. A poza tym nic szczególnego nie zdążyło się zdarzyć."
Skąd pomysł na taki tekst? - Wydawało mi się, że powinien się spodobać, bo dotyczy realiów pracy Rady Miasta. To jest tekst ironiczny, satyryczny. Nie padła w nim nazwa naszego miasta, więc nie musi się odnosić tylko do Krosna - mówi Jan Lusznia. - Podczas mojej pracy nauczycielskiej przeprowadziłem setki takich dyktand, ale po raz pierwszy dyktowałem tekst radnym - dodaje.
Według autora tekstu, dyktando miało średni poziom trudności. - Trudno powiedzieć które kruczki ortograficzne były szczególnie dokuczliwe, ale wydaje mi się, że pisownia łączna i rozłączna "nie" z różnymi częściami mowy, ale także przyimków - ocenia Jan Lusznia.
Wacław Mika - radny z Klubu SLD:
- Charakter mojego pisma będzie trudny do odczytania. Na co dzień piszę na komputerze, więc wyszedłem trochę z wprawy w pisaniu ręcznym. Na pewno popełniłem jakieś błędy.
Anna Dubiel - radna z Klubu Samorządowego:
- Nie miałam większych problemów. W szkole prawie w ogóle nie robiłam błędów, ale teraz czasem sięgam do słowniczka ortograficznego.
Tadeusz Alibożek - radny z Klubu Samorządowego:
- Nie miałem większych problemów, może z interpunkcją trochę. Jeszcze szkoła działa.
Andrzej Jurczak - radny z Klubu Samorządowego:
- Najwięcej problemów nie sprawiła mi ortografia, ale znaki interpunkcyjne.
Bogumiła Romanowska - radna z Klubu Prawicy (PiS):
- Dyktando nie sprawiło mi większych problemów.
Bogdan Józefowicz - radny z Klubu Prawicy (PiS):
- Najwięcej problemów sprawił mi wyraz "hożo". Ostatnio chyba na maturze tak się pociłem.
Marek Tenerowicz - radny z Klubu Prawicy (LPR):
- Dyktando nie sprawiało mi problemów. Pisałem równiutko, bez zastanowienia. To chyba jeszcze nawyki szkolne.
Stanisław Słyś - przewodniczący Rady Miasta:
- Trzeba było sięgnąć pamięcią do lat szkolnych. Oprócz pisowni "ch", "h", "ż", "rz", "ó", "u" trudna była też kwestia znaków interpunkcyjnych - gdzie postawić przecinki. W tekście było wiele wyrazów, z którymi na co dzień mam niewiele do czynienia.
Robert Hanusek - zastępca prezydenta:
- Dyktando nie było trudne, ale łatwe też nie. Najwięcej trudności sprawił mi jeden wyraz. Resztę chyba napisałem poprawnie. Kiedyś byłem dobry z ortografii.
Krzysztof Smerecki - sekretarz miasta:
- Chciałem się usprawiedliwić - jestem zbadanym dyslektykiem, ale bardzo dzielnie zmagałem się z każdym problemem językowym. Mam nadzieję, że popełniłem nie więcej jak 10 błędów ortograficznych.
Joanna Sowa - rzecznik prasowy Urzędu Miasta:
- Najwięcej problemów stwarzało przyzwyczajenie do edytora Word, którym posługujemy się na co dzień. On za nas we wspaniały sposób poprawia błędy. To współczesny analfabetyzm wtórny.
Ocena bardzo dobra - ex equo: kadra kierownicza Urzędu Miasta i Klub SLD
Ocena dobra - media
Ocena dostateczna - Klub Samorządowy
Ocena niedostateczna - Klub Prawicy
Najlepsza praca - 1 błąd ortograficzny
Najgorsza praca - 15 błędów ortograficznych
Stanisław Słyś, przewodniczący Rady Miasta:
- Prace - wbrew pozorom - nie były anonimowe. Zidentyfikowaliśmy autorów wszystkich prac. Wiemy ile błędów zrobił każdy z radnych. Tych radnych, którzy zrobili najwięcej błędów skierujemy na lekcje uzupełniające z języka polskiego. Takie korepetycje będzie prowadził pan Jan Lusznia. To dyktando pokazało, że istotną rzeczą jest zarówno posługiwanie się językiem polskim w mowie, ale również w pisowni. Radni przygotowują projekty uchwał, więc ich pisownia musi być prawidłowa. Będziemy również wnioskowali, aby przyszli kandydaci na radnych przedstawiali zaświadczenia o nienagannej pisowni ortografii w naszym ojczystym języku.
Ta wiadomość opublikowana została w Prima Aprilis. Dyktando rzeczywiście się odbyło. Wypowiedź Przewodniczącego Rady Miasta była żartem - prace były anonimowe, a radni nie będą musieli chodzić na korepetycje z języka polskiego. Oceny wystawiła redakcja portalu.