Tradycja balów noworocznych organizowanych przez Nowy Styl sięga 10 lat. - Zaczęliśmy w 2000 roku ze skromną, z dzisiejszej perspektywy, grupką 150 gości z kilku placówek z okolic Krosna. Dziś bawimy się już po raz 10 i to w grupie ponad 800 gości z 28 placówek z terenu Podkarpacia - podkreśla Krzysztof Duliński, rzecznik prasowy Grupy Nowy Styl.
Konkursy i zabawy wymyślone przez organizatorów bardzo cieszą dzieci, ale jeszcze bardziej zadowolone są z wizyty św. Mikołaja, który co roku przynosi prezenty. Ich wartość to około 100 tys. zł. Upominki przekazane przez organizatora na wszystkich dziesięciu balach przekraczają wartość 650 tys. zł.
Lodówka, odkurzacze, radiomagnetofony, dofinansowanie na zagraniczny kurs językowy - m.in. takie prezenty przez te wszystkie lata otrzymał Dom Dziecka im. ks. Zygmunta Gorazdowskiego w Krośnie. - Dla nas to bardzo duża pomoc. Zawsze wiemy, że możemy na nią liczyć - mówi siostra Ewa Pacyfika Pławecka, dyrektor placówki. - To jest świetne, że zawsze organizatorzy pytają co jest nam potrzebne. W tym roku Dom Dziecka w Krośnie wzbogacił się o ksero, odtwarzacz DVD, wideo oraz pralkę
Dom Dziecka prowadzony jest przez Zgromadzenie św. Józefa. Siostry dbają o to, żeby ich podopieczni doceniali pomoc ludzi dobrej woli, której doświadczają bardzo często. - To, że Mikołaj przychodzi do dzieci tak wiele razy, to nie jest coś normalnego. Dla dziecka wychowywanego w rodzinie na średnim poziomie zamożności przychodzi tylko raz - tłumaczy siostra Ewa (na zdjęciu obok).
Co roku bal sponsorowany przez Nowy Styl ma motyw przewodni. Tegoroczna zabawa odbyła się pod hasłem "Dziki zachód, czyli pojednanie Kowbojów i Indian". - Goście malują tipi, pływają canoe, próbują swoich sił w ujeżdżaniu byka, tańczą na specjalnych matach i prezentują swe ubrania w Wielkiej Pokojowej Paradzie Kowbojów i Indian - wylicza Krzysztof Duliński.
Dzieciaki do balu przygotowywały się od wielu tygodni. Zasięgnęły wiedzy teoretycznej, potem wraz z wychowawcami przystąpiły do przygotowywania strojów. - Przebrałem się za "Indiana" - informuje mały Alan. - Jest tu dużo dzieci i dlatego wszyscy się bawią - ocenia. - Czekaliśmy z utęsknieniem na ten bal. Tu jest fajna atmosfera. Możemy się spotkać z rodzeństwem, poznać nowych znajomych - przekrzykują się Robert, Karolina i Hela.
- Rzeczywiście jest świetna zabawa, nie mówiąc już o poczęstunku. Na co dzień niczego dzieciom nie brakuje, ale tu jest to w ogromnej obfitości. To ich bardzo cieszy - dodaje siostra Ewa.
W Domu Dziecka im. ks. Zygmunta Gorazdowskiego przebywa obecnie 34 dzieci. Mieszkają w zabytkowym budynku przy ul. Grodzkiej. Historia tego domu sięga 110 lat. Od czasów zaborów, od 1898 r. funkcjonował jako ochronka, czyli przedszkole dla dzieci robotników (od 1899 prowadzona przez Zgromadzenie Sióstr św. Józefa, które założył ks. Zygmunt Gorazdowski). W 1910 roku powstał obecny budynek, a raczej jego najstarsza część. Od tego czasu oficjalnie datuje się działalność Domu Dziecka. - Od początku powstał z taką misją, żeby był przeznaczony dla dzieci. Od tego czasu działa nieprzerwanie - podkreśla siostra józefitka.
W czasach komunistycznych, w latach 60. siostrom zabroniono prowadzenia ochronki. - Wtedy chciano nam również zakazać prowadzenia Domu Dziecka, ale nie udało się to dzięki Władysławowi Gomułce - wspomina historię siostra. - Tutaj przy Domu Dziecka było gospodarstwo, siostry musiały się utrzymywać z pracy rąk własnych. Gdy zmarła mama Gomułki, siostry użyczyły swoich koni i zawiozły trumnę na pogrzeb. On zachował wdzięczność w swoim sercu, postarał się, żeby nie zabrano nam tego dzieła - tłumaczy.
Działalność ochronki - teraz jako przedszkola - została wznowiona w ubiegłym roku. - Wróciłyśmy do korzeni. Były takie głosy, żeby była cała linia wychowania katolickiego, bo w pobliżu jest liceum i gimnazjum katolickie - mówi siostra. Do przedszkola uczęszcza pięćdziesięcioro dzieci.
- Ten Dom Dziecka na pewno wyróżnia się w porównaniu z innymi. Są tam wąskie, przepięknie ozdobione pracami dzieci korytarze. Widać, że nie jest to placówka, tylko dom. Jest tam atmosfera ciepła, serdeczności i miłości. To się od razu rzuca w oczy - opowiada o swojej wizycie w Domu Dziecka Krzysztof Duliński.