- Robaki dosłownie wyszły z cukierków – mówi pan Hubert, który kilka dni temu kupił dla siebie i żony 20 dag słodkości. – Był wieczór, zjadłem jednego i nic nie zauważyłem. Dopiero żona stwierdziła, że coś jest nie w porządku – opowiada.
„Michałki" firmy „Wawel”, o których mowa, zawinięte w folię wyglądały normalnie i nie wzbudzały podejrzeń. – Gdy zaczęliśmy odwijać jeden po drugim, okazało się, że robaki są w każdym z nich. Część była w czekoladzie, a część wyszła na wierzch – relacjonuje pan Hubert. Na filmiku, który zamieścił na swoim Facebooku, widać jak wiją się i pełzną.
Gdy tylko informacja dotarła do sklepu, cukierki wycofano ze sprzedaży, a naszemu czytelnikowi zaproponowano zwrot pieniędzy. „Felerna partia” – tłumaczyli sprzedawcy.
Sprawa trafiła także do Powiatowej Stacji Sanitarno–Epidemiologicznej w Krośnie, gdzie potwierdzono obecność robaków. Sanepid podejrzewa, że przyczyną jest nieodpowiedni proces produkcji. Po przeprowadzeniu kontroli w sklepie, przekażą sprawę do właściwego oddziału sanepidu, który bezpośrednio sprawdzi producenta.
Z panem Hubertem skontaktował się również „Wawel”, którego przedstawiciel handlowy odebrał połowę cukierków i przekazał je do laboratorium.
Niestety, taka niesmaczna historia mogła i nadal może spotkać każdego z nas – niezależnie od sklepu czy produktu. – To nie jest odosobniony przypadek, zwłaszcza w cukierkach z orzechami – mówi pan Hubert. – Mam nadzieję, że jeśli ktoś kupił te cukierki, to sprawdzi, czy się nadają do jedzenia.
Robaki, na które trafił krośnianin, to prawdopodobnie larwy moli spożywczych. Mogą pojawić się zarówno podczas produkcji, jak i na półce w sklepie. Ich przypadkowe zjedzenie nie zagraża zdrowiu, ale może skutecznie zniechęcić do konsumpcji takich słodyczy. – Nieprędko, ale pewnie w końcu się na nie skuszę - dodaje pan Hubert.
Firma Wawel przysłała krośnianinowi wyniki ekspertyzy z Instytutu Entomologii w Warszawie (entomologia to dział zoologi zajmujący się owadami - przyp. red.).
Okazało się, że cukierki zostały wyprodukowane na przełomie listopada i grudnia 2019 roku. Od tego czasu znajdowały się w obrocie handlowym, co świadczy o tym, że niezgodność powstała poza fabryką.
Wawel tłumaczy, że takie zanieczyszczenia powstają najczęściej w sklepach, magazynach czy gospodarstwach domowych. - Są to miejsca, które nie mają takich zabezpieczeń, jak nowoczesne fabryki, najczęściej nie mają ich w ogóle - komentuje firma.
Szkodniki zostały rozpoznane jako omacnice spichrzanki. Ich rozwój od stadium larwy inwazyjnej do stadium poczwarki trwa ok. 2 miesięcy. To znaczy, że wyrób został zanieczyszczony szkodnikiem na początku października tego roku.
- Na cukierkach są liczne grudki odchodów różnej wielkości, od najmniejszych do największych, co świadczy o tym, że w tych cukierkach żerowały i rozwijały się larwy szkodnika od najmłodszych stadiów. Zauważyć można wyraźne ubytki w masie cukierków spowodowane żerowaniem szkodników. Na zewnątrz jednego z cukierków znalazłem gęsty (zimowy) kokon z przędzy, jaki tworzą gąsienice jesienią i zimą – napisano w ekspertyzie.
Gąsiennice omacnicy spichrzanki nie przenoszą czynników chorobotwórczych. Ich ewentualne skonsumowanie nie jest groźne dla zdrowia i życia.