Okazały budynek z podcieniami, usytuowany na rogu Rynku i ul. Piłsudskiego nie ma szczęścia. Choć stoi w atrakcyjnym miejscu, nikt do tej pory nie potrafił tego wykorzystać. Teraz mury ma popękane, wybrzuszone, odchylone od pionu. Tynki złuszczone, z liszajami i plamami. Arkady zabite deskami, mocno zniszczony dach. Piwnice zawilgocone i zagrzybione. Od strony Rynku ściana powleczona zieloną siatką. W oknach z wypaczonymi ramami już dawno nie palą się światła. Ostatni lokatorzy wyprowadzili się stąd w 1999 r.
– Wyrzucili na siłę. Przyszedł komornik i eksmitowali nas – wspomina Kazimierz Żywiec. Jego rodzina mieszkała tam od 1945 roku. Mówi, że przyjechali z „dawnej Polski”, gdzie zostawili duży dom z całym majątkiem. Za utracone mienie mieli prawo do uzyskania od Skarbu Państwa rekompensaty w postaci innych nieruchomości wystawionych na przetarg. – Nawet nie dopuścili nas do przetargu, kiedy sprzedawali tę kamienicę - wspomina. Jego matka, repatriantka, zmarła w 2000 r., nie doczekawszy się zadośćuczynienia. Pan Kazimierz żyje teraz w mieszkaniu komunalnym w Krośnie.
Kamienica istniała już w XVI w. – Pierwotnie w tym miejscu znajdowały się dwa budynki. Jedna część, dwuprzęsłowa wychodziła na obecną ulicę Piłsudskiego – wyjaśnia Antoni Bosak, kierownik krośnieńskiej delegatury Wojewódzkiej Służby Ochrony Zabytków. Podczas ostatnich badań, prowadzonych przez zespół archeologów z Muzeum Podkarpackiego w Krośnie po kierunkiem Anny Muzyczuk, w piwnicach pod kamienicą natrafiono na dobrze zachowany portal z XV w. W trakcie badań Stanisław Pąprowicz przy współudziale Zdzisława Gila wykonał inwentaryzację architektoniczo–konserwatorską tych piwnic. Zdaniem specjalistów są to jedne z najciekawszych w Krośnie!
W 1544 r. właścicielem domu był Klemens Negocjator, a w drugiej połowie XVI w. Stanisław Klimkowicz, stąd nazwa „kamienica Klimkowska”. Pierwotnie były przy niej jatki – kramy rzeźnicze i szewskie. Rozebrano je prawdopodobnie na początku XIX w. Na ich miejscu dobudowano dwa przęsła od strony ul. Piłsudskiego i piętra kamienicy. W części do parteru zachowały się mury z XVI i XVII w.
W czasie II wojny światowej kamienica została uszkodzona. Wyremontowali ją ostatni właściciele, rodzina Kindermanów. Wymienili m.in. okna i drzwi. Z tego okresu zachowało się pokrycie z czerwonej dachówki, klatki schodowe z metalowymi balustradami i posadzki. Potem nastał okres marazmu, nie wzbogacano wyposażenia. Od 1969 r. kamienica przeszła na własność Skarbu Państwa, w 1982 r. wpisano ją do rejestru zabytków. W 1993 r. od miasta kupiła ją spółka PUH "Telecom-development" z Krosna. Już wówczas mury były w bardzo złym stanie. – Właściciel, choć zobowiązał się do remontu, nie zrobił tego – wspomina Antoni Bosak. W 2000 roku budynek administracyjnie został wyłączony z użytkowania.
Następnie kamienica przeszła w ręce firmy Foto-Hurt II. s.c. z siedzibą w Krośnie, która też nic nie zrobiła. Mury pękały, tynki odpadały, dach niszczał. Niektórzy mówili, że tylko patrzeć, jak zdarzy się tragedia. Wokół tej budowli panowała dziwna niemoc.
Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego nic nie mógł zrobić. Słyszał, że nie on jest od zabytków.
- W przypadku obiektów objętych ochroną, nie możemy nakazać żadnych remontów, dotykania jakiejkolwiek substancji zabytkowej – wyjaśnia Stanisław Łojek, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego dla miasta Krosna. - Jeśli dany obiekt grozi zawaleniem lub jakiś konkretny element stanowi zagrożenie, możemy tylko nakazać doraźne zabezpieczenia, np. podstemplowanie stropów czy ścian, wydzielenie terenów i wywieszenie tablic ostrzegających.
Tak zrobiono. Podstemplowano stropy i sklepienia łukowe, arkady zostały zabite deskami, ale było to tylko doraźnie zabezpieczenie, nie przywracające życia budynkowi.
Teoretycznie w takich przypadkach może coś zdziałać wojewódzki konserwator zabytków, mający pieczę nad starymi obiektami. Praktyka pokazuje jednak inaczej. Co z tego, że w lutym 2002 r. w ślad za informacją od Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o stanie technicznym kamienicy, konserwator nakazał właścicielowi, czyli firmie Foto-Hurt II wykonanie remontu do końca 2002 r. Właściciele firmy nawet nie dostarczyli projektu remontu. - Po otrzymaniu naszej decyzji, mieli możliwość odwoływania się od niej, ale z ich strony nie było żadnego ruchu. Od początku czynili starania, aby kamienicę sprzedać – relacjonuje Piotr Łopatkiewicz, starszy inspektor krośnieńskiej delegatury Wojewódzkiej Służby Ochrony Zabytków.
W przypadku, gdy zabytek jest w ruinie, konserwator ma wprawdzie możliwość dokonania tzw. remontu zastępczego, ale sprawa komplikuje się z kilku przyczyn: - Trudno prowadzić remont kamienicy, nie znając jej przyszłego przeznaczenia, a już prawie niemożliwe jest znalezienie firmy, która na własny koszt wyremontuje obiekt, a potem na drodze sądowej będzie musiała dochodzić zwrotu kosztów - tłumaczy Łopatkiewicz. Nawet, gdy istnieją teoretycznie możliwości ratowania zabytków, o których nie dbają właściciele, w praktyce pozostają na łasce losu. Chyba że doczekają się nowego, lepszego właściciela tak, jak kamienica „Klimkowska”.
Grzegorz i Paweł Malinowscy, właściciele firmy remontowo - budowlanej „Mal–Bud”, kupili kamienicę za 400 tys. zł.
- Nadaje się do remontu. W żadnym wypadku nie ma mowy o jej burzeniu – twierdzi dr Stanisław Karczmarczyk, rzeczoznawca z Ministerstwa Kultury, który po wielu prośbach Antoniego Bosaka przyjechał do Krosna, aby zbadać obiekt.
Dużo jest do zrobienia. Ściany odspojone od stropów, w jednej z nich – wybrzuszenie, którego nie wolno ruszyć, „blizna” po wojnie. Jak mówi rzeczoznawca: – Trzeba to dokładnie przebadać i znaleźć umiejętne opracowanie metod zabezpieczenia. Problem także z posadowieniem, bo budowla stoi na wrażliwym na zmiany wilgoci podłożu lessowym. Część dachu jest wręcz w katastrofalnym stanie. Podobnie strop poddasza.
– Rozpoczęliśmy już remonty – mówi Grzegorz Malinowski. – Mamy ludzi, sprzęt, fachowców, dlatego nam będzie łatwiej. Stworzyliśmy dwie firmy i wiemy, co robimy – dodaje. Obawia się utrudnień, bo mało dokoła miejsca na składowanie materiałów: z jednej strony płyta Rynku, z drugiej ulica. Wystąpili już do Urzędu Miasta o wydzielenie 100 metrów kw. płyty rynku na prace zabezpieczające. Łatają powoli także dach, osuszają piwnice, zburzyli ścianki działowe na piętrze, które nie mają wartości zabytkowej.
Nowy właściciel liczy, że na remont, który potrwa 2 lata, wyda około 1,5 mln zł.
- Są już rozmowy z przyszłymi dzierżawcami pomieszczeń - dodaje Malinowski, ale nie zdradzi, po ilu latach liczy na zwrot inwestycji. W kamienicy będzie ponad 600 m kw. powierzchni pod wynajem pomieszczeń biurowo-handlowych. W piwnicach, także na poddaszu, zaplanowany jest lokal gastronomiczny. Do wysokości pierwszego piętra budynek będzie obłożony kamieniem. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie miał kolor. Już wiadomo, że konserwator np. nakazał zachować wielkość i podziały istniejącej stolarki okiennej. - Na pewno z remontami i przeróbkami będziemy ograniczeni przez konserwatora zabytków, ale liczymy na jego dobrą wolę. W interesie wszystkich jest przecież, żeby budynek został wreszcie wyremontowany - mówi Grzegorz Malinowski.
Wprawdzie przyznaje, że wolałby, aby ktoś kamienicę uznał za "katastrofę budowlaną". Wtedy na jej miejscu można by postawić nowe mury.
W sens remontów wątpi inżynier architekt Janusz Hanus (w 1993 r. opracowywał dokumentację na remont i przebudowę kamienicy). Na łamach Naszego Głos (nr 6 z dnia 12 lutego 2004 r.) sugeruje: wszystko dokładnie zbadać, opisać, sfilmować, rozebrać a "jamę w ziemi dokładnie oczyścić i okadzić. Na placu wybudować nowy budynek identyczny gabarytami i wyglądem". Stanisław Łojek też uważa, że w naszym kraju często zachowuje się zabytek - nieboszczyka na siłę. Bo: - Trzeba zachowywać autentyczną substancję - uzasadnia Antoni Bosak, co z kolei J. Hanus, nazywa szlachetnymi życzeniami lub hipokryzją. Jest bowiem przekonany, że po koniecznych remontach czy przemurowywaniu ścian niewiele zostanie w budynku zabytkowej substancji.
Remont kamienicy Rynek nr 24 rozpoczął się na dobre kilka dni temu.