Jazda wózkiem inwalidzkim po Krośnie przypomina Drogę Krzyżową.
W czwartym tygodniu ciąży na plecach płodu urósł guz. Tak objawia się przepuklina oponowo-rdzeniowa, wada wrodzona kręgosłupa, która przytrafia się jednemu na dwa tysiące noworodków.
Nigdy do końca nie wiadomo, co jest jej przyczyną. Pewne jest tylko to, że u Damiana doszło do porażenia kończyn dolnych i od urodzenia skazany był na wózek inwalidzki.
Z Damianem, studentem informatyki na krośnieńskiej PWSZ, poznała mnie Fundacja Aktywnej Rehabilitacji. 20-latek bardzo sprawnie porusza się na wózku. Jeśli on nie pokona jakiejś bariery, to raczej nikt jej nie pokona.
Zanim wyjechaliśmy na krośnieńskie chodniki, uczył mnie techniki jazdy na wózku, przede wszystkim tzw. balansu, który pomaga w wyjeżdżaniu lub zjeżdżaniu z progów i krawężników.
Ruszamy z ul. Staszica i od razu natrafiamy na pierwszą barierę. Chcemy przejechać przez plac Konstytucji 3 Maja. Ustawiamy się w miejscu z ciemniejszą, łupaną kostką, bo tylko tam chodnik zrównuje się z poziomem ulicy. To jakby przejście.
Wjeżdżamy. Wózek telepie się na bruku jak auto na szutrowej drodze. Nierówna powierzchnia hamuje jazdę. Ze zdwojoną siłą obracam kołami, bo zaczynam tamować ruch.
Plac został niedawno wyremontowany, a jak zapewnia magistrat, każda nowa inwestycja znosi bariery dla osób niepełnosprawnych. - Bzdura! - mówimy, porównując "łupankę" z kostką o równej powierzchni, którą wybrukowano resztę ulic na placu. Po niej przejechalibyśmy bez większych trudności.
- Zauważyłeś, że miejsce parkingowe dla osób niepełnosprawnych pod redakcją wyłożone jest taką samą kostką jak przejścia? - pyta Damian. - Czyli wysiadasz z samochodu i zaczynasz jazdę od takich nierówności.
Wjazd do sądu dla niepełnosprawnych znajduje się od ulicy Sienkiewicza. Gdy pojawiamy się w środku, dwóch ochroniarzy natychmiast podrywa się ze stanowiska. Pierwszy schodzi i pomaga nam po kolei wjechać na specjalną platformę. Drugi zostaje na górze, aby asystować przy zjeżdżaniu.
Następnie pytają, gdzie chcemy jechać, bo to uzależnia dalsze kroki. Budynek sądu składa się z dwóch części, połączonych niewielkimi schodami. Jeśli jedziemy do podniesionej części, rozłożą na schodach szyny, po których nas wypchną.
Surowi z postury mężczyźni są mili i uczynni, a co najważniejsze, w niewymuszony sposób, bo dowiadują się, kim jestem, dopiero gdy wspólnie sforsowaliśmy wszelkie przeszkody.
Zjeżdżamy ul. Wisłoczą do ul. Legionów, a dalej pod Centrum Dziedzictwa Szkła. Stąd próbujemy dostać się na rynek. Strome schody na ul. Blich odpadają. Podobnie schody ruchome w CDS, ale w głębi pomieszczenia znajduje się winda przeznaczona dla niepełnosprawnych.
Przywołanie windy nie działa. Obok jest natomiast informacja: aby z niej skorzystać, musimy zadzwonić pod wskazany numer. Zakładamy, że nie mamy przy sobie telefonów, dlatego poprosimy o pomoc przechodniów.
- Oczywiście, że pomożemy - przed CDS trafiamy na dwie panie, z którymi wracamy pod windę. Dyktujemy młodszej z nich numer telefonu. Pojawia się problem, bo we wpuszczonym w skarpę pomieszczeniu nie ma zasięgu. Kobieta musi wyjść na zewnątrz i znaleźć miejsce, gdzie go złapie. Nawet gdybyśmy mieli telefony, musielibyśmy zrobić to samo, czyli przynajmniej dwa razy niepotrzebnie mocować się z ciężkimi drzwiami.
Po dłuższej chwili wraca bez dobrych wieści. - Linia jest cały czas zajęta - spogląda na nas, jakby to była jej wina. - Wyjedź schodami ruchomymi do recepcji – podpowiada starsza z pań, która zostaje z nami. - Pisałam pracę dyplomową o sporcie osób niepełnosprawnych. Przy okazji zobaczyłam, ile mamy w Krośnie barier - spuszcza wzrok.
Zobacz film z przejazdu wózkiem inwalidzkim po Krośnie:
Zanim winda się otworzyła i pojedynczo wywiozła nas na poziom rynku, upłynęło prawie dziesięć minut.
- Może dzwonek na dole? - sugeruję pani z CDS, która asystowała nam w windzie.
- A po co? - patrzy zdziwiona.
- Nie byłoby problemu z zasięgiem lub zajętą linią - tłumaczę.
Wzrusza ramionami.
- A gdybyś się wstydził poprosić przechodniów o pomoc? Dla wielu niepełnosprawnych proszenie jest zbyt krępujące - wtrąca Damian.
Albo jeśli trafisz na osobę taką jak pani, którą spotkaliśmy w Powiatowym Centrum Orzekania o Niepełnosprawności przy ul. Legionów. Tam też jest winda. Przywołaliśmy ją. Obsługująca ją urzędniczka nie odpowiedziała na nasze "Dzień dobry", a gdy dowiedziała się, że chciałem po prostu sprawdzić na przyszłość, czy winda działa, zrobiła kwaśną minę. Moje "Do widzenia" także zbyła.
W 2012 roku magistrat wymienił nawierzchnię rynku. Pojawiły się wprawdzie ciągi piesze z płyt, ale środek wybrukowano kocimi łbami. Chcemy skrócić drogę, więc jedziemy po przekątnej, lekko pod górę. Istna gehenna. Przejścia na placu Konstytucji to przy tym kaszka z mleczkiem. Po przejechaniu zaledwie kawałka, z czoła kapie mi pot.
- Zabytek zabytkiem - mówi Damian - ale starówka w Zamościu także jest zabytkowa, wpisana nawet na listę UNESCO, jednak rynek wyłożono równą kostką granitową, taką jak w tym miejscu - wskazuje na prowadzący do rynku fragment ul. Sienkiewicza. Jazda po takiej kostce nie sprawia mi większych kłopotów.
Wysokie progi to zmora starówki.
Osoby na wózkach nie wjadą na dwa z trzech ciągów podcieni, m.in. na te, przy których znajduje się punkt informacji turystycznej. Z ul. Sienkiewicza wjechaliśmy w lewe podcienia, tylko z jednej strony, bo na drugim końcu zjechać się nie da. Ale nawet tutaj nie mogliśmy się swobodnie poruszać. Dokładnie na środku restauracja Marhaba postawiła potykacz, który musimy ominąć, a miejsca nie mamy za wiele. Błaha rzecz.
Z powodu progów, niepełnosprawni nie wjadą także do większości sklepów na starówce. I do banków. Próbuję się dostać do ING. Próg ma około 10 cm wysokości, wystarczy, żeby sterczeć na zewnątrz. Jedna z klientek próbuje mi pomóc. Jest silną kobietą, ale i tak nie daje rady nadnieść wózka. Robi się widowisko, które żenuje mnie tak bardzo, że w pierwszym odruchu uciekam byle dalej.
Za jakiś czas wracam. Ustawiam się bokiem przed wejściem i przez otwarte drzwi wołam konsultantkę. Podaję jej dowód osobisty i proszę o sprawdzenie stanu konta. Po chwili wraca z wyciągiem. - W czymś jeszcze mogę pomóc? - pyta. - Proszę przekazać szefostwu, że przydałyby się rozkładane, ułatwiające wjazd szyny - postuluję.
Damian jest bezbłędny w komentowaniu: - Dzisiaj mamy piękną pogodę, ale gdyby padało? Albo gdybyś chciał załatwić dłuższą sprawę, np. poznać ofertę lub założyć konto?
Kawałek dalej jest bankomat SKOK-u. Damian z trudem dosięga klawiatury, ja nie dostaję do ekranu. - Tak jest w większości bankomatów - rozkłada bezradnie ręce 20-latek. Kolejny próg, tylko że w pionie.
Progi to nie tylko problem starówki. Podobne bariery funduje petentom Komenda Miejska Policji, a kinomanom - artKino. Jeśli nie przełamiesz w sobie wstydu i nie chcesz, aby wnoszono Cię z wózkiem po schodach, z własnej woli się do nich nie zbliżasz.
Jedziemy ul. Legionów w kierunku centrum handlowego. Stan chodników to temat rzeka. Nie da się wskazać wszystkich miejsc, w których napotkaliśmy utrudnienia, bo chodniki to globalna bariera. Kostka lub płyty falują, choć pieszy może nawet tego nie poczuć. Najbardziej niebezpieczne są jednak ubytki i wszelkie wystające elementy. Chwila nieuwagi i lecisz z wózka na twarz.
Na wysokości bazaru, w uliczce, która rozdziela chodnik, parkują dwa auta. Dla nas to szlaban. Jeden z samochodów szybko odjeżdża, a drugi próbujemy ominąć bokiem, tam gdzie został skrawek dostępu do chodnika. Przed wysokim krawężnikiem jest dziura. Zawieszam się. Dwie osoby pomagają mi się wykaraskać. Dopiero wtedy kierowca bez słowa przestawia samochód. Stał tuż obok, nie kiwnął palcem.
Odjechaliśmy kawałek i spoglądam przez ramię. Facet znowu zatarasował dostęp do chodnika. Wracam, żeby zapytać go, czy sytuacja sprzed chwili nie dała mu do myślenia. Widzę, jak gawędzi w najlepsze przy jednym ze straganów. Nie dojadę do niego, bo znowu się zawieszę.
- A co mamy zrobić, skoro taką niewygodę tu mamy i nie ma jak towaru dowieźć? Musimy zablokować chodnik - narzeka jedna z handlarek.
- Ten wózek wcale nie jest wygodniejszy - pocieszam ją.
Po wizycie w galeriach mamy z Damianem apel do właścicieli sklepów: wiemy, że liczy się każdy metr kwadratowy powierzchni handlowej, ale prosimy: chociaż główne przejścia zostawcie szersze. Szczególnie apelujemy o to do państwa z Empiku, bo przejechanie przez niego bez strącenia towaru graniczy z cudem.
A sprzedawców w marketach spożywczych prosimy, aby nie tarasowali alejek paletami i koszami z towarem w promocji. Tworzycie wąskie gardło, w którym klinują się osoby na wózkach.
Czekamy na przystanku MKS. Ludzie taksują nas wzrokiem.
Pierwszy przyjeżdża bus, z wąskim przejściem, nie dla nas. W przeciwnym kierunku jedzie starszy typ autosana, ze schodami w środku, też nie dla nas. Dla osób na wózkach jest ten z niskim wejściem. Z rozkładu nie dowiemy się jednak, jaki typ autobusu przyjedzie o danej godzinie, bo pojazdy nie są przypisane do kursów. To loteria.
Ale nawet gdy podjedzie odpowiedni autobus, to dopiero część sukcesu. Kierowca naszego zatrzymuje się dobrych 20 cm od krawędzi chodnika, a to dla nas przepaść i sami sobie nie poradzimy.
Na pomoc spieszą licealiści. Damian jest lżejszy, po chwili jest w środku. Moja waga sprawia kłopoty, ale i mnie pakują wreszcie do środka. Pakują to dobre słowo. Wstyd mi, że tu jestem. Staliśmy się widowiskiem, wszystkie rozmowy nagle ucichły, a pasażerowie świdrują nas wzrokiem.
- Rozumiesz już? Jeśli nie potrafisz znieść robienia z siebie widowiska i lepiących się do ciebie oczu, zostajesz w domu, może nawet przez resztę życia, bo takich sytuacji nie da się uniknąć - mówi Damian.
Wysiadka jest znacznie łatwiejsza. Okazuje się, że kierowca ma klucz do platformy ułatwiającej wyjazd z autobusu. I wjazd. Tylko dlaczego nie wysunął jej wtedy, gdy uczniowie wsadzali nas do pojazdu jak worki ziemniaków? - Może spanikował na widok dwóch gości na wózkach? Chyba rzadko mu się to zdarza - zgadujemy.
Do wieży farnej nawet nie podjeżdżamy.
Muzeum Podkarpackie - zapomnij. Do kasy prowadzą schody, nie ma przy nich dzwonka, a drzwi są zamknięte. Czekamy chwilę, rezygnujemy.
Podjeżdżamy do Muzeum Rzemiosła, chodnikiem na wprost okien. Gdy zbliżamy się do schodów, zauważamy, że ktoś nas obserwuje. W pośpiechu przechodzi do innego pomieszczenia, widać to wszystko przez szyby w drzwiach. I widać, jak wraca. Czekamy kilka minut, zastanawiamy się na głos, czy jakiś muzealnik do nas wyjdzie. Nie wyszedł. Czujemy się, jakbyśmy dostali z liścia w twarz.
Przy schodach do poczty jest specjalny dzwonek. Gdy go użyjemy, ktoś powinien nam pomóc. Dzwonimy raz, po chwili drugi, a potem trzeci. Bez reakcji. W tym czasie z urzędu wychodzi kilka osób. Żadna nie zainteresowała się nami. Pytam Damiana, jak z tym jest, oferować pomoc, czy nie, bo niepełnosprawni różnie mogą reagować. - Oferować - odpowiada - jeśli ktoś sobie jej nie życzy, to powie. Obojętność jest najgorsza.
Bezmyślność jest jeszcze gorsza. Urząd miasta na ul. Lwowskiej ma specjalny podjazd, ale co z tego, skoro drapiący iglak przerasta wjazd, a w połowie ktoś ustawił utrudniający manewrowanie betonowy kosz?
Ręce opadają nam w budynku magistratu na ul. Staszica. Winda dla osób na wózkach znajduje się od strony dziedzińca. Chcemy sprawdzić, czy działa. Nie dowiemy się, bo dojazd do drzwi zablokowany jest przez renault scenic.
Żeby obejrzeć film w kinie Sokół, osoba na wózku musi zapukać w okno przy wejściu (jeśli jest na tyle wysoka, aby go dosięgnąć), kasjerka przyniesie bilet i skieruje niepełnosprawnego na tyły kina - wjazd od ul. ks. Piotra Skargi.
Ta ulica to Golgota. Ledwie doturlałem się na wysokość wjazdu do Sokoła. Nawet nie próbuję podjechać pod kino, bo po mozolnej wspinaczce nie mam ochoty na jazdę po wertepach. Próbuję ruszyć dalej. Przed drugą częścią chodnika jest niewielki krawężnik. Wjeżdżam na niego, ale dalej ani drgnę, bo chodnik jest stromo nachylony.
Zjeżdżamy trochę niżej, tam gdzie wjazd na chodnik jest łagodniejszy. Próbuję od nowa, ale wymiękam. Zapieram się nogami, które u osób na wózkach są przecież bezwładne, a mimo to poruszam się o centymetry do góry. Po chwili próbuję już tylko się nie stoczyć. - Pomogę - słyszę nagle za plecami, ale nawet nie mam sił odwrócić się i powiedzieć "Dziękuję".
Młoda dziewczyna z trudem wypchnęła mnie na szczyt. Przegrałem z geografią, kolejną barierą w Krośnie.
Po dwóch dniach jeżdżenia po mieście, z ulgą schodzę z wózka. Damian zostaje na swoim.
Sprawdzam kilka stron internetowych krośnieńskich instytucji, m.in. stronę urzędu miasta, MKS, MOSiR, muzeów i CDS. Na żadnej nie ma zakładki, czy nawet informacji o udogodnieniach dla osób na wózkach. O niepełnosprawnych nie wspomina także witryna dla turystów visitkrosno.pl ani portal NaprawmyTo, gdzie nikt nie pomyślał, aby dodać specjalną kategorię usterek - utrudnienia dla osób niepełnosprawnych.
- Myślisz, że ten tekst coś zmieni? - pytam Damiana.
- Będę zadowolony, jeśli po artykule ludzie zaczną myśleć szerzej, zaczną pomagać i nie będą obojętni na to, co dzieje się dookoła. A instytucje, które odwiedziliśmy, wyciągną wnioski.
Oby.
Tekst nie powstałby bez pomocy pani Lucyny Przybyło z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Rzeszowie.
Na podstawie przejazdu po Krośnie stworzyliśmy mapę utrudnień dla osób niepełnosprawnych na wózkach. Zachęcamy do zgłaszania nam kolejnych miejsc, które będziemy na bieżąco nanosić.
Zgłoszenia wysyłajcie na adres redakcja@krosno24.pl.