Śledztwo w tej sprawie policja i prokuratura prowadziła prawie rok. Pierwsze sygnały o zagrożeniu życia i zdrowia mieszkańców bloku przy ul. Wyzwolenia w Krośnie dotarły do policji w połowie 2008 roku. Z informacji wynikało, że w ostatnich latach doszło tam do kilku zatruć tlenkiem węgla, a interwencje mieszkańców u zarządcy budynku pozostają bez reakcji.
Kilka miesięcy później, w styczniu 2009 roku, na podstawie materiałów zebranych przez policjantów krośnieńskiego wydziału do walki z przestępczością gospodarczą, Prokuratura Rejonowa w Krośnie wszczęła w tej sprawie śledztwo.
- W trakcie śledztwa okazało się, że już w lutym 2005 roku, podczas obowiązkowego przeglądu przewodów kominowych mistrz kominiarski stwierdził niewielkie nieprawidłowości, zalecając ich usunięcie odpowiednim mieszkańcom i zarządcy budynku - informuje Marek Cecuła, rzecznik prasowy policji w Krośnie. - Zarządca nie tylko nie wykonał tego obowiązku, ale również nie przeprowadził obowiązkowego przeglądu przewodów kominowych w roku 2006.
Podczas kolejnego przeglądu wykonanego już w marcu 2007 roku mistrz kominiarski ujawnił nieprawidłowości, które w jego ocenie zagrażały bezpieczeństwu ludzi. Również tych usterek zarządca nie usunął.
Wcześniej, bo w połowie stycznia 2007 roku, w jednym z mieszkań zaczadziła się kobieta, którą na szczęście udało się uratować. - W lokalu przeprowadzono wówczas pomiar stężenia tlenku węgla, stwierdzając znaczne przekroczenie dopuszczalnych norm. Stwierdzono również brak ciągu kominowego. Interwencje właściciela mieszkania w spółdzielni mieszkaniowej pozostały bez echa - twierdzi Marek Cecuła. Ostatecznie mężczyzna sam zlecił przeprowadzenie ekspertyzy, która wykazała wadliwy stan przewodów kominowych.
Zgodnie z przepisami prawa budowlanego, obowiązek utrzymania budynku w odpowiednim stanie technicznym ciąży na jego zarządcy. Dlatego, na podstawie zebranych dowodów, prokurator oskarżył 62-letniego byłego już prezesa spółdzielni o narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu zaczadzonej w 2007 roku kobiety. Za pierwsze z tych przestępstw grozi kara pozbawienia wolności do lat 3, za drugie od 3 miesięcy do lat 5.
Oskarżony, który w ubiegłym roku został odwołany z zajmowanego stanowiska, nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
W toku śledztwa nie ustalono bezpośredniego związku pozostałych zaczadzeń z zaniedbaniami ze strony zarządcy.