Most na Białobrzegach istnieje już blisko 100 lat. Wielokrotnie był poprawiany, budowany na nowo. Do remontów nie miał szczęścia. Tak jest i teraz, wszystkie naprawy wystarczają na krótko, co rusz pojawia się nowa dziura, gniją kolejne belki. Ten most będzie jednak musiał jeszcze przez jakiś czas służyć mieszkańcom, bo na nowy nie ma pieniędzy.
Most w ciągu ul. Konopnickiej posadowiony jest na dwóch przyczółkach i filarze postawionym na środku rzeki. Na stalowych trawerzach położona jest drewniana nawierzchnia. W latach 90. przykryto ją asfaltem. Co jakiś czas odbywają się cząstkowe remonty, ale niewiele one dają. Jaki teraz jest stan mostu, każdy widzi.
Nakładka asfaltowa jest cała pokruszona, bo drewniane podłoże ciągle drga, siatka wiążąca asfalt wyszła na wierzch. - Pod spodem widać spróchniałe dyle, prześwituje też woda - opisuje Maria Moskal, radna z dzielnicy Białobrzegi. - Deski na poboczu dla pieszych też są zgnite, barierki ciągle się ruszają, a przecież dzieci tędy chodzą do szkoły, mają drobne nóżki, są ciekawskie. O nieszczęście nie trudno - mówi.
- To już nawet nie jest do mostu podobne - ocenia kolega, radny Eugeniusz Bobowicz. - Jeśli nie ma pieniędzy na nowy most, trzeba zrobić kapitalny remont. Jego stan jest już krytyczny.
- Zmaltretowany powodziami most przyjmuje na siebie coraz większy ruch, nie tylko mieszkańców dzielnicy. Kierowcy omijają w ten sposób zakorkowane centrum Krosna - przypomina Maria Moskal.
Jak sama twierdzi, nie jest zwolenniczką radykalnych działań, ale w akcie desperacji rozważała już złożenie wniosku o zamknięcie mostu. - W tej chwili nie jest już bezpieczny - tłumaczy. Pojawił się też pomysł, aby ruch na moście odbywał się tylko jednostronnie. - Chodziło o to, żeby kierowcy mogli swobodnie omijać te dziury, jechać nie swoim pasem - podkreśla. Ostatecznie żadne tego typu rozwiązanie nie znajdzie zastosowania.
Jak zapewnia prezydent miasta, po doraźnej naprawie mostu, odbędzie się jego remont. - Jest przygotowywany przetarg. Podczas ostatniej sesji zabezpieczyliśmy w budżecie na ten cel 60 tys. zł - informuje. Wymienione zostaną zniszczone elementy podłoża, położona będzie też nowa siatka metalowa, która ma za zadanie wiązać masę asfaltową. Kierowcy będą musieli liczyć się z utrudnieniami, ale na pewno nie będą one trwały zbyt długo.
A co z gruntowną przebudową mostu lub budową nowego? To znacznie bardziej skomplikowane przedsięwzięcie, głównie ze względów finansowych. Prace nad projektem nowego mostu dobiegają już końca, ale jego realizacja nie jest określona w czasie.
- Konstrukcja nowego mostu będzie zupełnie inna, ten jest za niski w stosunku do poziomu wody. Trzeba powiększyć pas drogowy, wykonać dodatkowe podjazdy, nasypy, wydłużyć most. Pozyskaliśmy już na ten cel nawet sąsiednie działki - mówi Piotr Przytocki. - Ale to właśnie sprawia, że ten most nie będzie kosztował tyle, co niedawno wybudowany most na ul. Asnyka - 4,5 mln zł, a znacznie więcej. Wstępny kosztorys mówi o kilkunastu milionach - informuje prezydent. - Gdyby to było 4 mln, to nie czekalibyśmy tak długo.
Ubieganie się o środki unijne niewiele da, bo inwestycja nie zostanie oceniona wysoko. Przyniosłoby to niewielkie dofinansowanie w stosunku do potrzeb. Próby pozyskania środków nie powiodły się. Cała kwota musiałaby być wyłożona z budżetu. - Mamy ogrom dużych inwestycji w mieście, a póki da się jeszcze ten most uratować, to będzie służył mieszkańcom - twierdzi Piotr Przytocki.
Wzmianki o moście na Białobrzegach pojawiają się w pamiętniku rodziny Moskalów. Pisała go siostra zakonna o imieniu Kaliksta, z domu Salomea Moskal. Opisuje w nim życie rodziny, życie na Białobrzegach w czasach wojennych.
Pierwszy fragment dotyczący mostu pojawia się w 1916 roku. Rodzinny dom Moskalów znajdował się wtedy najbliżej mostu. Ojciec rodziny i jeden z synów poszli na wojnę, na miejscu została tylko matka z pięciorgiem małych dzieci. Kiedy palił się most, dom był zagrożony.
"W maju rozpętała się wojna - pisze siostra Kaliksta. - Podczas majowego nabożeństwa, gdzieś blisko fary rozerwały się szrapnele, ludzie uciekali z kościoła. Pod koniec nabożeństwa, gdy wyszłam i ja, zobaczyłam pożar w Rynku. Pojedynczy żołnierze uciekali co koń wyskoczy. Ja również biegłam szybko do domu. Jak zginąć to razem. Po patrolach przyszło wojsko. Te wszystkie ogrody po naszej stronie pełne wojska i ciężkich dział kanonów. Kanony stały także na naszym przedsieniu. W domu było pakowane co się dało zabrać. Najważniejsza pościel, ubranie i coś do jedzenia. Obrazy ze ścian pozdejmowane, okna uwolnione z haczyków. Wojsko mówiło: "Najważniejsza ta noc, może się obejdzie bez ewakuacji wsi". Nie spałyśmy z mamą całą noc. Na około łuny pożarów, palił się Odrzykoń, paliła się Korczyna, palił się most na Białobrzegach."
Dwa lata później miał miejsce wypadek. Przy moście pracowali, jak ich nazywano - "ruscy". - Nie wiadomo dokładnie jakiej narodowości to byli ludzie. Mówili po rosyjsku, byli austriackimi jeńcami - mówi Maria Moskal. W środku zimy z mostu do wody wpadł najmłodszy syn, uratowali go żołnierze.
"Mama oszołomiona wypadkiem pyta żołnierzy co się stało, przecież chłopiec poszedł do szkoły może jakieś 15 minut temu. Otóż jeden z pionierów budujących most, majster, zauważył chłopca na belce mostu. Po pewnej chwili dziecko gdzieś znikło. Popatrzył odruchowo na rzekę i widać jakby czapkę. Momentalnie przyszło mu na myśl, że ten chłopak wpadł do wody. Wydaje rozkaz i biegną żołnierze brzegiem rzeki, a tam gdzie koryto rzeki ma niedaleki zakręt, wyrzucają pontony. W momencie, gdy rzekoma czapka nadchodziła z krą lodu, wyciągnęli ofiarę i wynieśli na brzeg. Chłopiec był przytomny i wskazał swój dom. Dziecko nie chorowało wcale, choć mu przepowiadano chorobę świętego Wita - padaczkę. Ocalenie swoje przypisuje Aniołowi Stróżowi, do którego tam rano w chwili tragicznej modlił się." - czytamy w pamiętniku.
Mieszkańcy Białobrzegów urodzeni w 1920 roku pamiętają, że stary most był jeszcze niższy, drewniany, szeroki na jeden wóz konny. Wozy nie korzystały jednak z niego zbyt często, nieopodal był bowiem bród. Kiedy stan wody był niski to właśnie tamtędy pokonywano rzekę. To również dzięki temu most przetrwał wojnę. - Niemcy wycofując się, nie zaminowali tego mostu, bo wiedzieli, że Rosjanie z ciężkimi wozami pójdą brodem i zaminowali właśnie jego. Mieszkańcy opowiadali, że w powietrze leciał tam wtedy wóz za wozem. Strasznie dużo ludzi tam zginęło - opowiada radna.
Według mieszkańców, dzisiejsze fundamenty mostu, przyczółki i filar powstały najprawdopodobniej w 1952 roku, kiedy budowano drogę do szkoły.
Do lat 80. miasto nawiedziło kilka większych powodzi. Podczas jednej z nich, w 1980 roku woda wyrwała z ul. Konopnickiej całe połacie asfaltu. Wtedy most był po raz pierwszy obciążony płytami.
Mieszkańcy Białobrzegów wspominają też jak potem za sprawą pana Stanisława Bajgiera, który "rządził" wtedy dzielnicą, most był remontowany. Wojsko przywiozło swój trak, zwoziło drzewo z lasu. Mówią, że było surowe, dlatego w latach 90. znów trzeba było most od nowa naprawiać, wymieniać drewno.
- Dopóki w latach 70. nie wybudowano mostu na ul. Okrzei, w Krośnie były tylko dwa mosty: na dzisiejszej ul. Niepodległości i ten na Białobrzegach - przypomina Maria Moskal. - Dlatego ten most jest dla miasta bardzo ważny, ma historyczne znaczenie.