Opracowanie pod nazwą "Określenie zagrożenia powodziowego w zlewni Wisłoka" to dokument wydany przez specjalistów z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. Zgodnie z unijnymi wytycznymi, taki dokument jest niezbędny do wypracowania specjalnego planu zarządzania ryzykiem powodziowym, który ma powstać do 2015 roku.
Studium powstało na bazie danych m.in. geodezyjno-kartograficznych, hydrologicznych i meteorologicznych, brano też pod uwagę stany wód na przestrzeni 30 lat. W ten sposób wyznaczono obszary bezpośredniego zagrożenia powodzią. Opracowanie ma przyczynić się do minimalizowania strat powodziowych, ale też być ważnym dokumentem w planowaniu przestrzennym.
- W porównaniu ze starym studium, na podstawie którego pracujemy w tej chwili, tereny zalewowe, zarówno dla Wisłoka, jak i Lubatówki - tak jak się spodziewaliśmy - zmieniły się - mówi Katarzyna Bigoś, naczelnik Wydziału Urbanistyki. - Ogólnie zmniejszyły się, ale nie wszędzie tam gdzie przewidywaliśmy, bo np. teren zielonego rynku w dalszym ciągu w całości jest uznawany za teren zalewowy. Zauważalna zmiana jest np. w okolicach ul. Jeleniówka - kiedyś cały ten teren traktowano jako zagrożony powodzią, teraz są już "wyspy", gdzie zgodnie z prawdą woda nie dochodzi.
Rada Miasta jednomyślnie pozytywnie zaopiniowała przedłożone opracowanie, ale - choć nikt w profesjonalizm wykonanego studium nie wątpił - miała też szereg zastrzeżeń. Najważniejsze, w formie uwag, zostaną przedstawione wykonawcy.
Głosownie odbyło się na sesji Rady Miasta (13.08) i przebiegło spokojnie, ale podczas obrad Komisji Urbanistyki i Geodezji Rady Miasta Krosna (05.08) temat został gruntownie przedyskutowany.
Wątpliwości co do rzetelności opracowania wzbudzała mapa, na którą naniesiono granice terenów zalewowych. Pochodziła z 2004 roku, brakuje na niej wzniesionych przez ostatnie lata obiektów, np. galerii handlowych w pobliżu Wisłoka czy wybudowanych dróg. Według radnych, jest wielce prawdopodobne, że zmiany w zagospodarowaniu terenu zmieniły zasięg powierzchni zalewowych w terenach sąsiednich.
Krzysztof Smerecki, p.o. naczelnika Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta tymi wątpliwościami podzielił się już z dyrekcją RZGW: - Pytałem o lokalizację nowych obiektów. Okazało się, że to są tematy, które są pomijalne dla tego typu wyliczeń - mówi.
Radni wskazywali, że w wielu miejscach zasięg obszarów zalewowych zaznaczonych na mapie nijak ma się do realiów, które obserwowali chociażby podczas tegorocznej powodzi. Oto kilka rozbieżności:
- Mimo wielu wysiłków związanych z dokładnością wykonania, opracowanie nie jest dopasowane do realiów, które mamy dziś w mieście. Cóż z tego, że ludziom z bazaru będziemy opowiadać, że oni są na terenie zalewowym, jak wiedzą, że tylko w części są zalewani, a i tak tylko cofkami z kanalizacji. Uważam, że obszary zurbanizowane trzeba potraktować szczególnie, a nie z dużym przybliżeniem - komentował Piotr Przytocki, prezydent miasta.
Różnice znów tłumaczył Krzysztof Smerecki: - Nie robi się symulacji na podstawie jednego wydarzenia, które ma specyficzne warunki, dlatego nie ma co patrzeć na mapę tegorocznej powodzi. Opracowanie było robione na podstawie danych zebranych z ostatnich kilkudziesięciu lat, bo dopiero wypośrodkowanie na podstawie modelu matematycznego daje taki wynik. Ale trzeba też pamiętać o tym, że studium nie stanowi 100-procentowej pewności, że wody będą w ten sposób wyglądać. To swego rodzaju uogólnienie.
Podczas dyskusji podkreślano, że powódź w Krośnie ma dwa źródła: jednym są rzeki, drugim - intensywne opady i cofki z kanalizacji. Tej ostatniej przyczyny nie uwzględnia model opracowany przez RZGW, stąd też rozbieżności na mapie w stosunku do realiów.
To właśnie kanalizacja jest główną przyczyną wielu podtopień w mieście, m.in. w obrębie ul. Legionów, targowicy czy właśnie w rejonie Ogrodu Jordanowskiego. - Podczas intensywnych opadów przepływy w naszej kanalizacji wzrastają kilkunastokrotnie. Ona nie ma szans pomieścić tej wody. Dlatego są wybicia z kanalizacji i podtopienia - tłumaczy Krzysztof Smerecki. - Dlatego sądzę, że te niektóre uwagi będą odrzucone przez RZGW.
Przypominał też definicję powodzi. Należy ona do naturalnych zjawisk, którym nie sposób zapobiec. - Nie ma żadnej budowli hydrologicznej, która zabezpieczy przed powodzią, żadnej zapory, ani wału. Naszym zadaniem jest ograniczenie ryzyka występowania powodzi. Róbmy w mieście to, czym powinniśmy się zająć - wadliwie działającą naszą infrastrukturą - wskazywał.
Dyskusja radnych skierowała się w stronę planowanego Osiedla Parkowego, którego budowa ma ruszyć jesienią tego roku przy ul. Parkowej, na działce w pobliżu Ogrodu Jordanowskiego. Teren bezpośrednio sąsiaduje z wałami nad Lubatówką. Inwestor - KPB-Development dysponuje już prawomocną decyzją o warunkach zabudowy, ubiega się o pozwolenie na budowę. Kontrowersję wzbudza fakt, że na obniżonym terenie zbiera się woda, co Magdalena Łącka - prezes spółki - tłumaczy brakiem kanalizacji deszczowej. Podkreśla też, że przed wyborem lokalizacji terenu pod osiedle, sytuacja była dokładnie analizowana.
Niektórzy radni podkreślali, że wydanie pozwolenia na budowę w tym rejonie byłoby nierozsądne. - Nikt mi nie powie, że teren od mostu na ul. Piłsudskiego do mostu kolejowego, nie jest terenem zalewowym - mówił radny Adam Krzanowski. Jednak przygotowane przez RZGW opracowanie, zarówno to nowe, jak i to, którym urzędnicy dysponowali dotychczas, jasno określa, że teren, o którym mowa, nie jest zaliczany do terenów zalewowych. - Przed wydaniem decyzji o warunkach zabudowy raz jeszcze upewnialiśmy się w RZGW. Potwierdzili, że to nie jest obszar zagrożony powodzią - podkreśla Katarzyna Bigoś. - Nie możemy przecież tego samowolnie zmienić.
- Wały są wzmacniane, podwyższane, będą spełniały wymogi bezpieczeństwa i pewnie tak będzie, że to osiedle nie będzie zalewane, mogą jedynie występować zjawiska związane z niedoskonałością systemu kanalizacyjnego - mówi prezydent miasta, Piotr Przytocki. - Woda w tym rejonie nie przeszła przez wały, one same też nie przeciekają, a Ogródek Jordanowski był podtopiony przez kanalizację - dodaje Marek Toropolski z Biura Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta.
Tereny zalewowe zwykle określa się dla tzw. wody stuletniej (przez specjalistów zwanej Q1 %), której prawdopodobieństwo wystąpienia szacowano na raz na 100 lat. Obecnie jednak ryzyko jest znacznie większe. - Zmienia się klimat, mamy coraz więcej terenów zurbanizowanych, zamkniętych dla wody. Leśne tereny tracą swoją funkcję retencyjną, coraz więcej obszarów stanowią nieużytki, a wiadomo, że ziemia zruszona, uprawiana, lepiej wchłania wodę - tłumaczą urzędnicy. Dlatego powódź o takich rozmiarach może pojawiać się częściej.
Od 20 października 2010 zmieniają się wytyczne dotyczące wydawania decyzji o warunkach zabudowy. Każdy obiekt planowany do budowy w obszarze zalewowym musi być opiniowany przez dyrekcję Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie.
- Są tereny, gdzie na pewno nie wolno budować, ale jest cała masa takich terenów na pograniczu, w stosunku do których nie powinniśmy się ograniczać, tylko dawać bardzo rygorystyczne zastrzeżenia, np. żeby obiekty były bez piwnic, z wysokim fundamentem. Wtedy prawdopodobieństwo uszkodzeń budynku w przypadku podtopienia będzie niewielkie - twierdzi Krzysztof Wilk z Wydziału Geodezji. - Nie bójmy się ograniczać terenów do inwestycji - mówi z kolei radny Adam Krzanowski. - Natura Polaka jest taka: dziś podniosę fundament, a za chwilę wyciągnę rękę po odszkodowanie, przecież mnie zalało - polemizuje.
Uwagi, m.in. te dotyczące rozbieżności opracowania z realiami oraz aktualności mapy, trafiły do RZGW. Tam zostaną przeanalizowane - albo zostaną uznane i dokument zostanie skorygowany, albo zostaną odrzucone.
W ten sam sposób opracowanie musiały zaopiniować wszystkie samorządy leżące w obszarze zlewni Wisłoka - jest ich około 50. Ostatecznie zaakceptowany przez nie dokument (po analizie zgłoszonych uwag) będzie obowiązywał samorządy w działaniach z zakresu ochrony przeciwpowodziowej, m.in. w procesie planowania przestrzennego.