ARCHIWUM 1999-2017

A w kopalni pana Łukasiewicza żadnego draństwa

Naftowa gorączka właśnie opanowuje warte miliony ropodajne ziemie Galicji. Dla żądnych fortun właścicieli szybów górnicy są więc jak armatnie mięso. W bezwzględnej pogoni za zyskiem udziału ani myśli brać kopalnia w podkrośnieńskiej Bóbrce.
Dawid Iwaniec
Gdy zagłębie naftowe w Borysławiu (widok z przełomu XIX i XX wieku) opisywane było jako piekło, okolice Bóbrki porównywano do zadbanych terenów Niemiec lub Francji

Gdyby tylko mógł, pewnie zjechałby na dno każdego szybu, żeby sprawdzić, czy pogłębiający je żeleźnicy mają tam czym oddychać. Na powierzchni zbada jednak wszystko, co tylko będzie mógł: odwiedzi pracownicze baraki, przeanalizuje księgi rachunkowe firm i zapozna się z protokołami śmiertelnych wypadków. Przed Edwardem Windakiewiczem, C.K. radcą górniczym, który na początku 1874 roku na zlecenie Monarchii Austro-Węgierskiej wyrusza na przegląd 19 najważniejszych w Galicji kopalni ropy naftowej, nic się nie ukryje.

***

Obydwie miejscowości zaczynają się na tę samą literę. To dwa główne ośrodki wydobycia ropy w Galicji. Od tego momentu Borysław i Bóbrka będą się już tylko różnić.

Borysław

Droga jest tylko jedna i tonie w błocie. Szybów naftowych mają za to tutaj aż 12 tysięcy (z czego 4 tysiące w ruchu). Z daleka przypominają gigantyczne kretowisko, a górnicy w nich pracujący z bliska wyglądają jak krety. Albo jak diabły, jak nazwie ich odwiedzający miejscowość kilkanaście lat po Windakiewiczu pisarz Józef Rogosz. "Ludzie w sukniach czarnych, zatłuszczonych, obdarci, brudni, z twarzami zasmarowanemi" - napisze Rogosz.

Diabelskie panują tu też porządki – aby zniszczyć konkurencję, właściciele szybów zalewają je sobie nawzajem wodą lub zakładają nowe zaledwie kilka metrów od istniejących, czasami tak blisko, że wykopany nieco pod kątem szyb przebija się do sąsiedniego. Od ich zagęszczenia centralna część miejscowości zapadła się już zresztą na około pięć sążni*. Nikt nie zważa jednak na to, że z powodu tej rabunkowej gospodarki lada chwila po Borysławiu zostać może wielki lej, bo tu każdy chce wyrwać z ropodajnej ziemi swoje tysiące reńskich złotych i coraz częściej nie ma takiej podłości, do której ogarnięci naftową gorączką przedsiębiorcy nie byliby się w stanie posunąć, aby wyrwać ich jak najwięcej. I jak najszybciej.

Tak, Borysław, leżąca pod Drohobyczem najważniejsza w Galicji miejscowość naftowa, to istne piekło, i chyba nawet sam Dante lepiej by go nie wymyślił.

*1 sążeń = około 1,9 m

Bóbrka

"(...) Bóbrka w każdym względzie wyprzedza wszystkie inne kopalnie ropy" - zauważa już na wstępie Windakiewicz. Zgoda, szybów jest tej pokrośnieńskiej wsi mniej (111, z czego 60 czynnych), ale nikt ich nie zatapia, przy ich obsłudze nie pracują wynędzniałe, ledwie ludzi przypominające istoty, a myśli nie kalają się najmniejszym nawet draństwem.

Kopalnia w Bóbrce pod koniec XIX w.

Borysław

Kto tu pracuje, igra z ogniem. Ryzykują zwłaszcza ręcznie pogłębiający szyby żeleźnicy, którzy zjeżdżają na dno w plecionych koszach, pracują bez oświetlenia, a świeże powietrze tłoczy się im za pomocą prymitywnych młynków na korbkę. "Stan bezpieczeństwa jest w Borysławiu między wszystkiemi miejscowościami naftowymi najniekorzystniejszy" - ocenia Windakiewicz. Obserwacje podpiera danymi: w 1871 roku zginęło tu 24 górników, a 23 zostało ciężko rannych; kolejny rok przyniósł 24 ofiary śmiertelne i 12 ciężko rannych, a kolejny – 22 zabitych i 21 poważnie okaleczonych. Na powierzchni nieczynne szyby są źle zabezpieczone, ludzie wpadają do nich i łamią sobie karki. Na dole górnicy duszą się z braku powietrza lub giną przygnieceni osuwającą się ziemią.

Bóbrka

W ciągu trzech ostatnich lat w Bóbrce zginęły trzy osoby. Pierwszą zabiła głupota – wybuch gazów zapalonych przez ogień z fajki. Druga wpadła do szybu, a trzecia się udusiła. W ocenie Windakiewicza zarząd kopalni odpowiednio dba jednak o zdrowie i życie pracowników, przede wszystkim zapewniając im o wiele wydajniejszą wentylację.

I wierci się tutaj łatwiej, bo oprócz siły ludzkich rąk, szyby pogłębiane są także świdrami, a w przypadku tych najgłębszych – machinami parowymi. "Co się tyczy mechanicznych przyrządów (...) to wszystko co można było zastosować użyto tutaj" - pisze sprawozdawca.

Borysław

W Borysławiu wydobywa się rocznie 200 tysięcy cetnarów* "oleju skalnego". Koszt wydobycia jednego wynosi 3 złote reńskie, a cena jego sprzedaży to 3,5 reńskiego złotego. To najdrożej wydobywana i najtaniej sprzedawana ropa w całej Galicji. "Na jednego człowieka w kopalni wypada trzech, a nawet czterech na wierzchu, którzy zwykle bardzo mało robią i tylko czekają, jak żeleźnik znak da do wyciągnięcia wiadra" - powody niskiej opłacalności wydobycia są dla Windakieiwcza dość oczywiste.

*1 cetnar = około 56 kg

Bóbrka

W Bóbrce (23 tysiące wydobywanych rocznie cetnarów) ropę pozyskuje się najtaniej (2,10 złotych reńskich za cetnar), a sprzedaje najdrożej (do 5,9 złotych reńskich). Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że niskie koszty produkcji wiązać należy z wyzyskiem. Windakiewicz jest pod wrażeniem rozpisanego w detalach taryfikatora wynagrodzeń. Wynosi go do symbolu wszechpanującego w kopalni porządku.

Robotnik pracujący przy wydobyciu ropy w Borysławiu

Borysław

Może mieć czterdzieści kilka lat, ale wygląda na zgrzybiałego starca. Twarz ma bladą i przeoraną zmarszczkami, a oczy zapadnięte. W tej ręce, która mu została, trzyma kapelusz. Żebra żałosnym wzrokiem, bo prosić o centa pasażerów przewijających się przez borysławiecką stację nawet nie śmie. Jest stąd. W kopalni pracował trzy lata. To w niej stracił rękę, choć amputacja nie była wynikiem urazu odniesionego w czasie pracy, ale obrażeń, jakich doznał, gdy dwie wrogie sobie kompanie naftowe – żydowska i francuska – uwikłały się w krwawą jatkę.

Jeszcze wcześniej był tu gospodarzem. Miał porządną chałupę z drewna, stodołę i stajnię, w której trzymał krowy, jałówki, woły, konie i stado owiec. - Chowało się to wszystko i dobrze nam było, bo ojciec nieboszczyk zostawili mi 60 morgów* pola – opowiada Józefowi Rogoszowi. Gdy wybuchła naftowa gorączka, stracił wszystko. Zbałamucony, oddał ziemię, cóż z tego że za całkiem pokaźną sumę, skoro nienauczony rozporządzania gotówką, szybko ją przepił, po czym opuszczony przez żonę zatrudnił się jako robotnik w szybach wybudowanych na jego ojcowiźnie.

Historii o chłopach sprzedających swoje pola, a następnie tracących majątki, zatrudniających się w kopalniach i dalej przepijających w wyszynkach pensje, Windakiewicz nasłuchał się w Borysławiu do znudzenia. Naoglądał się też brudu i nawąchał smrodu, unoszącego się w robotniczych barakach, w których teraz mieszkają, zdemoralizowani i sfrustrowani. Naftowy boom niczego dobrego miejscowej ludności nie przyniósł, wypada mu podsumować.

*1 morga = około 0,58 ha

Bóbrka

"Potrzeba tylko widzieć drogi, uprawę, mieszkanie małych i większych posiadaczy, a nareszcie samych ludzi po drodze do Bóbrki, ażeby doznać takiego wrażenia, jak gdyby się przeniesionym zostało w jaką lepiej uprawianą okolicę Niemiec lub Francyi (…) wszędzie widać pewien dobrobyt, który także przy zwiedzaniu kopalni wpadł mi w oczy; widziałem mianowicie, że robotnicy podczas obiadowej godziny gotowali mięso i słoninę, czego w Galicyi nigdzie zresztą nie widziałem" - nie może się nadziwić Windakiewicz. "Największą zasługę w tem wszystkiem ma dyrektor kopalni (...) pan Ignacy Łukasiewicz, który niezmordowanie i w każdym względzie ludziom na rękę idzie i prawdziwym jest ich ojcem" - pisze.

Problem utraconych majątków? Nie występuje, bo Bóbrka ma tylko jednego właściciela – Karola Klobassę.

Problem pijaństwa robotników? Nie dotyczy, bo w Bóbrce obowiązuje jedna żelazna zasada - za picie alkoholu wylatuje się z pracy.

Dyrektor Ignacy Łukasiewicz (siedzący w środkowym rzędzie, drugi od lewej) wraz z pracownikami kopalni w Bóbrce (II poł. XIX w.)

Borysław

Że niby z mojej winy zdarzył się wypadek? Pracował przecież u mnie na własne ryzyko!
Że zginął? Śmierć zamyka sprawę.
Że został okaleczony i potrzebuje lekarza? I niby co jeszcze? Won!
Dla mnie robotnik chory lub okaleczony przestaje istnieć – ten brak zasad jeszcze przez długie lata po wizycie Windakiewicza wyznawać będą przedsiębiorcy naftowi z Borysławia.

Bóbrka

Za skromną opłatą trzech centów od każdego zarobionego reńskiego złotego robotnicy mają zapewnioną wszelką pomoc lekarską w razie wypadku lub choroby, i środki na utrzymanie podczas jej trwania. Założona w 1866 roku kasa bracka pokryje także koszty pogrzebu zmarłego pracownika, a wdowie i osieroconym dzieciom wypłacać będzie utrzymanie tak długo, jak będzie to koniecznie.

Wyznawanych przez Ignacego Łukasiewicza zasad kapitaliści uczyć się będą jeszcze dzisiaj.

Wykorzystane fotografie pochodzą z albumu ''Dawno temu w Karpatach'' (Kraków, 2005)