ARCHIWUM 1999-2017

Bajka o dobrym dopalaczu

Miało być inaczej: o beznadziejnej walce z dopalaczami chciałem opowiedzieć za pomocą statystyk, nazw trujących środków oraz wypowiedzi paru osób na ich temat. Potem spotkałem jego.
Redakcja Portalu
Dlaczego wciąż dochodzi do zatruć dopalaczami?

Nazwałem go Jaś. Szedł przez Rynek, miał 13, może 14 lat i nie więcej niż 140 centymetrów wzrostu. W dłoniach miętosił czarną folijkę o rozmiarze wizytówki. Dopalacz. Ściskał go tak, jak ściska się największy skarb.

Umawiał się z kolegą na otworzenie czarnej folijki.

Mógł ją kupić w Krośnie, raczej nie osobiście. Kobieta pracująca w sklepie z dopalaczami zarzeka się bowiem, że pyrtkom ich nie sprzedaje. Zanim pójdzie po niego na zaplecze i zanim wyda go przez niewielkie okienko z kratami, poprosi o dowód. Klient musi być pełnoletni. Dopalacz dla Jasia kupił więc starszy kolega lub brat. Ktoś dorosły, a dorosłych kobiecie nie żal, bo mają swój rozum. Przecież zaraz po przekroczeniu osiemnastki każdy doskonale wie już, co jest dobre, a co złe. Poza tym to tylko praca, a o nią ciężko. Praca taka, jak w każdym innym sklepie. Chleb, jeansy, dopalacz. Co za różnica, skoro wszystko można sprzedawać legalnie?

Dopalacz: oficjalnie produkt nie do spożycia, tylko dla dorosłych, należy wsypać go do naczyń i rozstawić w czterech kątach pokoju

Jaś pewnie nie miętosiłby w dłoni swojego skarbu, gdyby ktoś nie opowiedział mu bajki. W niej dopalacz jest taki dobry: - Zastanów się Jasiu - ktoś przekonywał - narkotyki są zabronione, a to nie. A skoro nie jest zabronione, to znaczy, że ci nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie: pomoże, poczujesz się jak nigdy, poczujesz, jak spływa na ciebie moc wielkiego bóstwa, która cię pobudzi, sprawi, że zapomnisz o szkole, o problemach, świat zawiruje, będziesz się Jasiu świetnie bawił, tak jak ja. Że co? Że ostrzegali przed dopalaczami? Pieprzenie! Przecież to naturalne produkty, już starożytni uczeni odkryli jego dobroczynne działanie! Pamiętaj, starzy to zgredy, zawsze narzekają i zakazują! Zazdroszczą, że w ich czasach nie było takich rzeczy! Twoi kumple już próbowali, chcesz być gorszy?

O nie! Nie będzie gorszy! Spotka się z kolegą, rozsiądą się na ławce, rozerwą folijkę, wyciągną ze środka woreczek z gramem lub pół posiekanego suchego zielska, wyjmą z kieszeni zapalniczkę, buchnie dym.

Na początku świat Jasia zacznie falować, kolory wyostrzą się, usłyszy szumy. Potem poczuje się ciężko. Zrobi mu się gorąco, serce zacznie przyspieszać. Usłyszy głosy. Powiedzą mu one na przykład, żeby rozebrał się do naga. Zrobi to. Albo że musi przebić głową mur. To też spróbuje zrobić. Zacznie nią walić o ścianę, aż roztrzaska czoło. Będzie na tyle świadomy, żeby zadzwonić po karetkę, powie: - Wziąłem dopalacz, ratujcie mnie, bo chyba będę umierał!

Może też pójść na lekcję. Wpadnie do klasy i zacznie ujeżdżać ławkę (potem powie, że widział w niej lwa lub tygrysa). Albo pomyli okno z drzwiami. Nauczyciel będzie chciał go uspokoić. Tylko jak? Jaś jest w furii, rzuca się, jak dzikie zwierzę, jak potem wyjaśnić rodzicom, że trzeba było użyć siły, żeby go powstrzymać? Jak wytłumaczyć sińce na ciele dziecka?

Jeśli Jaś nie zrobi sobie w szkole krzywdy, nikt nie zgłosi tego zajścia. Co to za nauczyciel, który nie radzi sobie z uczniami? Co to za szkoła, w której na lekcje przychodzą dzieci po dopalaczach?

Jeśli jednak Jaś straci przytomność, roztrzaska nos, pogruchota kości, lub powie "chyba będę umierał" szkoła wezwie karetkę.

Ratownicy położą Jasia na noszach. Może się rzucać, wtedy go przytrzymają. Będą próbować z nim rozmawiać, ale nie powie zbyt wiele. Wciąż będzie splątany.

Karetka zawiezie go do szpitala. Będzie się czuł podle, serce będzie mu kołatać, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, zacznie wymiotować. Jeśli roztrzaskał głowę, lekarze zszyją mu ją, albo poskładają połamane gnaty. Znajdą też najlepszą żyłę na jego ręce i przekłują ją. Podadzą kroplówkę, która przyspieszy wypłukiwanie dopalacza z organizmu. Będą go obserwować. Nic więcej nie zrobią, bo tak naprawdę nie będą wiedzieć, jaką truciznę wziął. Słowo "dopalacz" to żadna wiedza. Dziś ma taki skład, jutro inny, zawsze nieznany, zawsze działający jak narkotyk. Bo niezależnie od bzdur, jakich Jasiowi ktoś naopowiadał, dopalacz to tak naprawdę narkotyk, tylko inaczej nazwany.

Do szpitala przyjadą rodzice Jasia. Ojciec złapie się za głowę, matka schowa swoją w dłoniach. Zapytają: - Jasiu, czemuś ty to wziął?! Lekarzowi powiedzą, że nic nie wiedzieli, nie przypuszczali nawet, żeby Jaś... To prawda, trochę brakuje dla niego czasu, trochę się buntował, ale którzy rodzice nie są dzisiaj zagonieni? Który nastolatek się nie buntuje?

Jeśli ich syn będzie miał szczęście, skończy się na obserwacji. Ale wcale nie musi go mieć.

Zdarza się bowiem, że po dopalaczu dochodzi do uszkodzenia i rozpadu mięśni. Potem wysiadają nerki. Wtedy Jasiu dowie się, czym jest dializa.

Zdarza się też, że do dopalaczy dodają różne syfy, chociażby strychninę. Tą samą, którą truje się szczury.

I śmierć się zdarza.

W Krośnie zrobi się wrzenie. Któryś z posłów lub radnych napisze list do prezydenta miasta, zapyta w nim czemu ten sklep jeszcze działa, zapewni, że jemu los młodzieży tak bardzo leży na sercu.

Prezydent zwoła spotkanie odpowiednich służb. Zada im to samo pytanie, które padło w liście: czemu ten sklep jeszcze działa?

Odpowiedzą, że regularnie kontrolują sklep: sanepid w asyście policji zabezpiecza podejrzane czarne folijki, próbuje wręczyć właścicielowi stos decyzji o wstrzymaniu obrotu dopalaczami i o zaprzestaniu ich produkcji na czas niezbędny do zbadania ich bezpieczeństwa. Jeśli okaże się, że stwarzają zagrożenie dla życia lub zdrowia (zawsze tak się okazuje), zatrzymuje je, zabrania ich sprzedaży i nakłada setki tysięcy złotych kary. Na tyle pozwala im prawo. Ale właściciela jeszcze nigdy nie zastali, jest z łódzkiego, a pracownica sklepu nie jest upoważniona do przyjęcia decyzji. Stosy papieru sanepid wysyła więc pocztą. Właściciel odbiera je dopiero wtedy, gdy firma, której dotyczą decyzje już nie istnieje. Na jej miejsce pojawia się nowa, zarządzająca starym, dobrze znanym sklepem. Wszyscy rozkładają bezradnie ręce, kopie decyzji lądują w opasłym segregatorze, na półce, obok kilkunastu podobnych segregatorów z podobnymi decyzjami. Walka zaczyna się od nowa.

Będą pikietować, poniosą transparenty, dopalaczom zrobią nawet trumnę

Bezradność służb sprawi, że ulicami Krosna przejdzie pikieta przeciwko dopalaczom. Pójdzie w niej kilkanaście osób, przede wszystkim emeryci, żadnego dziecka, bo zorganizowana zostanie, gdy te są w szkole. Pikietujący zaczepiać będą siedzącą na ławkach młodzież, zapytają czemu nie idą razem z nimi i czemu są tacy głupi i biorą to świństwo. Młodzież odpowie im pełnym politowania uśmiechem i pukaniem w czoło. Pikietujący poniosą też transparenty, napiszą na nich, że czas skończyć z dopalaczami, zrobią nawet symboliczną trumnę, zaniosą ją pod same drzwi sklepu, tym, co jeszcze nie wiedzieli, że jest taki sklep, wskażą go palcem. Na koniec odmówią "Pod twoją obronę" i pójdą do prezydenta. Wręczą mu petycję, w której napiszą, że z dopalaczami można skończyć w bajecznie prosty sposób, trzeba tylko chcieć. Choć rzeczywistość jest inna, przekonywać w niej będą, że w Rzeszowie bez problemu sobie z nimi poradzono.

Pikietę pochwali pewnie ksiądz. Czas w końcu najwyższy, aby ten parszywy sklep zniknął z sąsiedztwa kościoła. Jeśli już ktoś musi się truć, to niech to robi, ale z dala od świątyni.

Następnego dnia po pikiecie do sklepu przyjdą nowe pyrtki. Zza okienka z kratami kobieta z trudem zobaczy czubek ich głowy. Zapytają ją: "Ma pani dopalacze?". Nic im nie sprzeda. Wrócą pod sklep z bratem lub starszym kolegą.

W szkole Jasia odbędzie się kilka spotkań z młodzieżą i ich rodzicami na temat dopalaczy (powstał nawet specjalny ich scenariusz). Rówieśnicy skomentują, że Jasiu to cienias, to się zatruł. Ponadgimnazjalni zaśmieją się z niedoświadczonej gimbazy.

O Jasiu nie zapomnimy i my. Napiszemy o nim. Tekst zatytułujemy "Zatruł się dopalaczami". Albo z większym polotem: "Dopalacze go wypaliły".

Wszyscy czekać będziemy, aż powstanie ustawa, która pozwoli na skuteczną walkę z dopalaczami. Ministerstwo Zdrowia szybko zapewni, że odpowiedni jej projekt jest już tuż tuż. Z dnia na dzień dopalacze oficjalnie staną się narkotykami.

A nasz Jaś? Zakładając, że miał jednak trochę szczęścia, wróci do domu. Położy się spać, ale nie będzie mógł zasnąć. Tak będzie jeszcze przez wiele nocy. Będzie się wiercił i pocił, jakby paliła go gorączka. Będzie się bał zamknąć oczy.

Jeśli skończy z dopalaczami, objawy po jakimś czasie miną. Ale mogą powrócić, za kilka miesięcy lub lat, gdy ułoży już sobie życie. Pot, strach, kołatanie serca, ostra niewydolność nerek.

Jaś przypomni sobie bajkę o dobrym dopalaczu.

W Krośnie, w skali roku dochodzi do ponad 50 zatruć dopalaczami. Zatruwa się nimi przede wszystkim młodzież - chłopcy i dziewczyny - ale zdarzają się także zatrucia wśród uczniów podstawówek. W samym październiku odnotowano 4 przypadki zatruć. Ich liczba w ostatnim roku wzrosła.

Historia Jasia od momentu wzięcia dopalacza powstała w oparciu o rozmowy z pracownikami służb medycznych. Szczególne podziękowania kieruję do lek. med. Andrzeja Jurczaka oraz lek. med. Tomasza Marosza.

Dawid Iwaniec, fot. Damian Krzanowski