ARCHIWUM 1999-2017

35 lat podróży krośnian

W latach 80. były zakładowe wycieczki po kraju i wczasy w demoludach. W latach 90. wakacje w zachodniej Europie. Dzisiaj, w bogatych i kolorowych katalogach znaleźć można oferty wyjazdów w najodleglejsze zakątki świata. Biuro turystyczne przy ul. Blich 1 od 35 lat wysyła krośnian w podróże po Polsce i świecie.
Redakcja Portalu
Biuro podróży przy ul. Blich 1 (popularnie zwane "Orbisem") zostało otwarte 35 lat temu. Przez ten czas podróżowanie krośnian kompletnie się zmieniło

Rankiem 1 lutego 1980 r., do siedziby krośnieńskiego oddziału Przedsiębiorstwa Państwowego "Orbis" weszła pani Stanisława Samborska, właścicielka salonu fryzjerskiego. Za pośrednictwem biura zarezerwowała bilet na samolot LOT-u z Rzeszowa do Warszawy.

W tamten piątek, pół godziny po rezerwacji biletu, ponownie przekroczyła próg "Orbisu". W jednej ręce trzymała bukiet kwiatów, w drugiej butelkę szampana. Wróciła, aby wspólnie z 10 pracownikami biura uczcić to, że była pierwszą jego klientką.

Z tygodnika "Podkarpacie" (czwartek, 31 stycznia 1980 r.): "W Krośnie, w ramach programu rewitalizacji zabytkowego zespołu staromiejskiego - zakończono prace remontowo-adaptacyjne kamieniczki narożnej przy ulicy Blich i Słowackiego, gdzie uruchomiono oddział Polskiego Biura Podróży >Orbis<. Na spotkanie, podczas którego omawiano program działania placówki, przybyli przedstawiciele władz politycznych i administracyjnych województwa i miasta".

Lata 80.

W "Podkarpaciu" napisano jeszcze: "Krośnieński oddział >Orbisu< zapewni pełną obsługę turystyczną, zajmie się organizacją turystyki krajowej i zagranicznej, m.in. poprzez organizowanie wycieczek do krajów demokracji ludowej i kapitalistycznych, wczasów indywidualnych i zbiorowych, wycieczek. W placówce czynne będą kasy biletowe, gdzie rezerwować się będzie bilety, również PLL LOT".

"Orbis" miał zapewnić mieszkańcom Krosna pełną obsługę turystyczną

Przymuszali do wypoczynku

- W dziale turystyki krajowej pracowały dwie osoby: jedna obsługiwała wycieczki wyjazdowe, druga - przyjazdowe - wspomina Alicja Styś, która w biurze podróży przy ul. Blich 1 pracuje nieprzerwanie od 35 lat. Od początku lat 90. kierowała "Orbisem", a w 2004 r. została prezesem zarządu spółki "Polskie Biuro Podróży - Krosno".

Alicja Styś: - Ludzie podróżowali wówczas przede wszystkim dzięki zakładom pracy, bo większość z nich jeździła na wycieczki zakładowe. Zakłady były państwowe, miały fundusze socjalne i organizowały swoim pracownikom wypoczynek. Ci płacili za niego niewiele. Te z naszego regionu organizowały wyjazdy po kraju, natomiast tutaj przyjeżdżali ludzie z zakładów z całej Polski. Na ladach było tyle teczek imprez, że te lady aż się od nich uginały. Było nawet tak, że człowiek, jak nie chciał się ruszyć, to go przymuszali, żeby jechał wypoczywać. Rozumie pan? Pan nie chce, a oni nalegają! I jeszcze płacą!

Bułgaria spod lady

Przed 1989 r., za granicę mieszkańcy Krosna najczęściej wyjeżdżali na Węgry, do Rumunii i Bułgarii oraz nad Adriatyk do dawnej Jugosławii. Oprócz tych krajów, popularna była Czechosłowacja i NRD, czyli inne kraje demokracji ludowej, tzw. demoludy.

Alicja Styś: - Dostawaliśmy przydział miejsc dla Krosna. Klienci przychodzili do nas i dowiadywali się kiedy będziemy je sprzedawać. Załóżmy, że dostawaliśmy Bułgarię z dojazdem własnym. Sprzedawaliśmy ją w soboty i w niedziele. Od rana pod biurem ustawiały się kolejki, więc wczasy trzeba było sobie wystać. A i tak nie było gwarancji, że dostanie się to, czego się chce. Ktoś chciał trzy pokoje w Złotych Piaskach, nieważne w jakim hotelu, a dostał tylko dwa. Stali klienci prosili nas, żeby zostawić im tyle i tyle miejsc, więc po cichu im tę rezerwację robiliśmy. Musieliśmy, bo to był produkt deficytowy, można powiedzieć, że spod lady.

Klienci indywidualni spędzali wakacje w krajach demokracji ludowej. Bardzo popularne były plaże Bułgarii

To brzmi jak absurd

Do tzw. krajów kapitalistycznych (Europa Zachodnia i USA) wyjeżdżano zdecydowanie rzadziej. W 1984 r. o wyjazd za granicę ubiegało się 19,5 tys. mieszkańców województwa krośnieńskiego. 4,5 tys. z nich złożyło wniosek o paszport i wizę do któregoś z krajów kapitalistycznych. Wyjazdy poza zaprzyjaźnione kraje demoludów poddawano szczególnej kontroli.

Alicja Styś: - Pamiętam, że w 1982 r. brat koleżanki, z którą pracowałam, chciał jechać na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w Hiszpanii. "Orbis" organizował taki wyjazd. Zagrożono koleżance utratą pracy, jeżeli jej brat nie wróci z tych mistrzostw. Dzisiaj to brzmi jak absurd.

Kolejka aż po piekarnię

Największe kolejki tworzyły się po bilety kolejowe, bo oprócz PKP, tylko "Orbis" mógł sprzedawać miejscówki (w tym sypialne i kuszety) w pociągach dalekobieżnych. Codziennie ustawiał się po nie sznureczek ludzi. Sięgał po piekarnię pana Kubita. Czas oczekiwania w sznureczku - do kilku godzin.

Alicja Styś: - Jak przychodziliśmy rano, to przynajmniej 20 osób już czekało pod drzwiami i napierało na nie tak, że ciężko je było otworzyć. Kolejami jeździły wtedy setki podróżnych. Na każdy pociąg mieliśmy pulę biletów. Dodatkowo, tylko my w Krośnie mieliśmy kasę biletów międzynarodowych. Żeby zarezerwować taki bilet, dzwoniliśmy do centralnej rezerwacji w Warszawie lub Krakowie, tam obsługa miała diagramy na każdy pociąg i odznaczała sobie, że Krosno pobrało, dajmy na to, dwa miejsca. Całą rezerwację robiono ręcznie, na tych diagramach. I wszystko sprawnie działało, nikt nie przychodził ze skargą, że miał zdublowane miejsce. Takie rzeczy się nie zdarzały.

Komputer z jednym programem

Pierwszy komputer pojawił się w biurze w czerwcu 1985 r. Jego ekran miał wielkość kartki z zeszytu, a sprzęt służył do obsługi tylko jednego programu: do sprawdzania dostępności miejsc na danym rejsie lotniczym.

Alicja Styś: - Zostaliśmy autoryzowanym agentem IATA - Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych. Dla nas i dla mieszkańców Krosna, to było bardzo ważne wydarzenie, bo do tamtej pory w regionie istniał tylko jeden oddział PLL LOT w Rzeszowie. A ten komputer, mimo że nic poza sprawdzaniem dostępności biletów nie można było na nim robić, i tak był ogromnym ułatwieniem, bo nie trzeba było za każdym razem dzwonić do LOT-u. Wcześniej LOT, podobnie jak PKP, też miał diagramy i odznaczał miejsca.

Kasa lotnicza działa w biurze od 30 lat

Zasługa pani Mili

Z rozmowy z dyrektorem "Orbisu" Jerzym Ostrowskim ("Podkarpacie", maj 1985 r., przed otwarciem kasy lotniczej IATA):

"- Gdzie pan ma zamiar tą kasę umiejscowić? Przecież to biuro i tak już pęka w szwach, choć przyznać trzeba, że pięknie dbacie o swój lokal, zawsze piękny i ukwiecony.
- Z powodu trudności lokalowych, musimy uruchomić dwie kasy w jednym okienku. Mam nadzieję, że nie będzie to utrudniało życia naszym klientom. Lokal jest rzeczywiście piękny i choć przewija się przez niego setki osób dziennie, naszym obowiązkiem jest dbać o czystość i porządek. Ta duża ilość zieleni - to zasługa Pani Mili, która długie godziny spędza na pielęgnowaniu kwiatów i przygotowaniu lokalu na przyjęcie klientów każdego dnia".

Siedziba biura od początku mieści się w kamienicy przy ul. Blich 1. Stała jest też kadra, bo pracują w nim osoby z minimum kilkuletnim doświadczeniem

Lata 90.

Po 1989 r. granice i niebo stopniowo się otwierały.

Powstały pierwsze katalogi prywatnych biur podróży i dla wielu osób był to czas pierwszych wyjazdów poza dobrze im znane kraje bloku wschodniego.

Alicja Styś: - Popularnym kierunkiem była Europa Zachodnia wraz z basenem Morza Śródziemnego. Klienci, którzy wracali z wyjazdów na Zachód, przychodzili do biura i opowiadali o nich. Byli zafascynowani zarówno samymi wyjazdami, jak i wolnością. Niektórzy nie mogli uwierzyć, że wreszcie sami mogą zdecydować do jakiego kraju chcą wyjechać.

Świat zaczął gwałtownie przyspieszać. Biuro musiało za tym światem nadążyć.

Alicja Styś: - Pojawiły się systemy rezerwacji - osobne dla biletów lotniczych, osobne dla pociągów, promów i autobusów. Pojawiały się nowe usługi: rezerwacje w internecie, ubezpieczenia czy wynajem samochodów. I pojawiły się nowe kierunki: kto zobaczył Włochy, Hiszpanię czy Kretę, był ciekawy, jak wygląda Egipt czy Turcja, a następnie południe Afryki, Azja i Ameryka.

Z drugiej strony, znaczenie niektórych usług zdecydowanie zmalało.

Alicja Styś: - Zmniejszyło się z pewnością zainteresowanie turystyką krajową, bo pogorszyła się kondycja zakładów państwowych. A gdy jakaś firma organizowała pracownikom wycieczkę, to wolała zabrać ich za granicę - do Budapesztu, Pragi czy Wilna.

Zdaniem Alicji Styś magią biur podróży jest to, że człowiek nie rozmawia z ekranem komputera. Dlatego, mimo wciąż zmieniającego się świata, klienci nadal chętnie będą je odwiedzać

Ostatnie lata

Katalogi biur podróży na lato dostępne są już jesienią poprzedniego roku. Są obszerne i podzielone na kierunki: Europa autokarem lub z dojazdem własnym, basen Morza Śródziemnego samolotem, egzotyczne kraje. Zainteresowaniem klientów cieszą się zwłaszcza urocze wyspy greckie, Majorka, Turcja, rezerwaty przyrody w Kenii i Tanzanii czy klimaty Kuby i Brazylii.

Alicja Styś: - Przez ostatnie lata krośnianie zobaczyli naprawdę cały świat. Dzisiaj ludzie mają gdzie jeździć i nie muszą się tych wyjazdów obawiać. Dawniej, jak gdzieś jechaliśmy, to cały czas był jakiś strach: a czemu te granice tak pozamykane? A po co te wizy? A czemu takie kontrole graniczne? Czasami, przed granicą, ludzie się nawet żegnali. Dzisiaj mamy swobodę i luz. Dwa lata temu byłam w Maroku, zwiedzałam między innymi Góry Atlas i tak powiedziałam do męża: "Pamiętasz, jak w podstawówce uczyli nas o tych górach? Byłam wtedy przekonana, że uczą nas o jakiejś fikcji, bo nie myślałam, że kiedyś te góry sama zobaczę".

Dawid Iwaniec, fot. Damian Krzanowski