Po lewej rezerwat Prządki, po prawej - zamek Kamieniec, a na wprost, w oddali - Krosno. Widok jest stąd imponujący. Ale Marek Stodółka, biznesmen z Krosna, wybrał to korczyńskie wzgórze przede wszystkim dlatego, że stok skierowany jest niemal idealnie na południe. To niemal idealnie dla winogron, które uprawia na nim od 2011 roku, odkąd założył Winnicę Zamkową.
- Obsadzony jest tu hektar terenu, dziewięcioma odmianami winogron - czterema odmianami win białych i pięcioma win czerwonych - opowiada gospodarz, przechadzając się między równiutkimi rzędami krzewów, zajmującymi prawie całą powierzchnię działki. - Tylko jedna z odmian - Cabernet Dorsa - należy do gatunku Vitis vinifera, czyli winorośli właściwej. Winiarze z południa Europy uważają, że tylko z tego gatunku da się zrobić dobre wina. Ale świat nie stoi w miejscu i w Niemczech czy w USA powstały gatunki mieszane, odporniejsze na warunki atmosferyczne, nadające się do upraw na północy. I większość odmian, które tu mam, to właśnie mieszańce, głównie amerykańsko-francuskie.
Winnica Marka Stodółki rodzi co roku 4-5 ton owoców. Gdy zostaną zebrane, zazwyczaj w październiku, trafiają do domu wina, który właściciel wybudował w najniżej położonej części działki. Tam odbywa się produkcja.
Pierwsze pomieszczenie to hala przerobowa z młynkiem do oddzielania gron od szypułek i hydroprasą. W drugim stoją kadzie wypełnione fermentującymi winami. W kolejnym ulokowano laboratorium, w którym badane są podstawowe parametry trunku - zawartość alkoholu, cukru, związków siarki i kwasowość.
Wino, które właśnie fermentuje (będzie go mniej więcej dwa tysiące litrów), trafi na przełomie roku do leżakowni. Następnie zostanie rozlane do butelek i zakorkowane. Na koniec otrzyma etykietę oraz banderolę i jesienią 2016 roku będzie je można kupić. Nie tylko tu na miejscu, w znajdującej się obok sali, w której odbywają się degustacje, ale także w jednym z pięciu podkarpackich punktów Delikatesów Centrum. Dwa z nich znajdują się w Krośnie - pierwszy w Galerii Portius, drugi - na ulicy Tysiąclecia.
Marek Stodółka przyznaje, że umieszczenie swoich win na sklepowych półkach wymagało od niego sporej dozy samozaparcia i cierpliwości. - To jest niesamowite - kręci głową jakby wciąż nie dowierzał - ale muszę się korowodzić z dziesięcioma różnymi instytucjami! Wszystkie te instytucje potrafi wyrecytować jednym tchem.
- Trudno jeszcze mówić o zainteresowaniu i popularności moich win, bo są w sprzedaży dopiero od września tego roku - zastrzega winiarz. Jest jednak przekonany, że mają spory potencjał, co udowodniły ostatnie dwie edycje Enoexpo w Krakowie oraz Galicja Vitis w Łańcucie - największych w Europie Środkowej konkursów win. Trunki Marka Stodółki zdobyły na nich cztery złote i trzy srebrne medale.
Nie są jednak tanie. Butelka wina kosztuje bowiem 50-70 zł. - To sporo - zdaje sobie sprawę winiarz - ale polskie wina ciężko kupić taniej. To wynika z wysokich kosztów produkcji. Wina za kilkanaście złotych to w większości wina produkowane na masową skalę. Za naprawdę dobre wino trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych.
- Nie oszukujmy się, Polska nie liczy się w światowej produkcji wina. Produkujemy go rocznie mniej niż jedna francuska gmina - przyznaje Marek Stodółka. Pewnie dlatego od początku nie traktował winnicy jako głównego źródła dochodów i pewnie dlatego na razie nie planuje powiększenia areału.
- Dobrze, że w Polsce są tacy pasjonaci jak ja, dzięki którym można się napić polskiego wina - mówi. - Chyba musi być dobre, skoro Portugalczycy, których ostatnio tu gościłem i którzy go spróbowali, powiedzieli mi: No, Stodółka, wyszło ci to wino.