Targ na rynku należał do najważniejszych wydarzeń w życiu przedwojennego Krosna. 94-letni Alexander Białywłos-White, który spędził w mieście dzieciństwo i młodość, pamięta, że w latach 20. i 30. dzień handlowy odbywał się od wiosny do jesieni, raz w miesiącu, w poniedziałki.
- Na rynek zjeżdżało wówczas mnóstwo ludzi spod Krosna oraz z dalszej okolicy, m.in. z Jasła – wspomina. - Pojawiali się wcześnie rano, niektórzy nawet przed świtem. Towary przywozili wozami, rozkładali kramy i wyjeżdżali poza rynek. Część z nich handlowała jednak prosto z wozów.
Widok zatłoczonego i gwarnego targu utkwił w pamięci 94-latka ze szczegółami. Pamięta na przykład młodego Żyda Pinię Tellera, który przeciskał się przez tłum z dwoma wiadrami. W jednym miał wodę sodową, a w drugim wodę po kiszonych ogórkach. Sprzedawał je na kubki. - Chłopak w nietypowy sposób reklamował swój towar - chodził po rynku i śpiewał. Wciąż słyszę jego głos, jak woła "Woda sodowa, woda sodowa!" - opowiada.
Doskonale pamięta także sceny targowania się – kłótni o cenę, obrażania się sprzedających i kupujących na składane przez obydwie strony oferty, odchodzenia klientów i pogoni za nimi handlarzy, którzy łapali ich za ramię i spuszczali ostatecznie z ceny.
Podczas dnia targowego na rynku zaopatrzyć się można było dosłownie we wszystkie dostępne wówczas towary – od żywych kur i kaczek, chleba, czereśni, truskawek, ziemniaków, marchwi, serów, jaj, a nawet śledzi z beczki, poprzez buty, bławaty i skóry, aż po wyroby z drewna czy wiklinowe kosze. Najwięcej osób przewijało się przez rynek do południa, potem ruch stopniowo zamierał, choć ostatni handlarze i klienci opuszczali go dopiero wieczorem.
- Targ był wielkim wydarzeniem, niemal świętem – porównuje Alexander. - Mieszkańcy naprawdę na niego czekali, ja kilku-, a potem kilkunastoletni chłopak oczywiście też. To było niezapomniane przeżycie. Gdy dzisiaj zamykam oczy i przypominam sobie krośnieński rynek, to właśnie te sceny mam przed oczami.