Do zdarzenia doszło po godzinie 16.00 w środę, 21 sierpnia na ulicy Bema w Krośnie. Patrol policji chciał skontrolować jeden z samochodów. Zjeżdżali właśnie na miejsce do tego wyznaczone, gdy z naprzeciwka drogę zajechał im inny samochód i zatrzymał się tuż przed maską radiowozu.
Jeden z policjantów chciał pouczyć kierowcę, że nie może stać w tym miejscu ze względu na zakaz zatrzymywania się pojazdów osobowych. - Gdy podszedłem do niego, zauważyłem, że jest bardzo blady – relacjonuje sierż. Lenik. - Poprosił o pomoc, bo nie wiedział, co się z nim dzieje. Skarżył się, że drętwieją mu nogi, a w brzuchu coś się rozlewa. Nie był w stanie się poruszać, bardzo cierpiał z bólu.
W pewnym momencie poprosił, żebym złapał go za rękę. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Szybko wezwaliśmy POMOC.
– mówi sierż. Hubert Lenik o zaistniałej sytuacji.
Funkcjonariusze za pośrednictwem dyżurnego wezwali karetkę pogotowia, która przyjechała z Jedlicza. - Moglibyśmy przewieźć pana radiowozem, ale nie chcieliśmy go przenosić, bo stwierdziliśmy, że może być to sytuacja zagrażająca jego zdrowiu i życiu. Nie wiedzieliśmy, co może się stać w czasie transportu.
Jak przyznają policjanci, również lekarz, który przyjechał karetką, nie był w stanie stwierdzić, co dokładnie dolega mężczyźnie. Niezbędne okazało się prześwietlenie. - Pan zostawił mi numer telefonu do żony, którą poinformowaliśmy o wszystkim. To ona później zadzwoniła do nas z wiadomością, że jej mąż jeszcze tego samego dnia, przed północą przeszedł zabieg usunięcia wyrostka robaczkowego.
31-latek podziękował policjantom za pomoc. Okazało się, że w chwili ataku, był w pracy, podróżował samochodem służbowym. Świadomie zjechał na pobocze, bo zauważył sygnały świetlne radiowozu.