LUDZIE

Jak drugi dom. Ośrodek dla niepełnosprawnych dzieci i młodzieży z bliska

Ania odżyła, kiedy trafiła do ośrodka. Błażej czuje się tam, jak w domu. Alek uczy się żyć z innymi ludźmi, a Ola potrafi „zagadać”, pokazując palcem obrazki w specjalnej książce. Aby zrozumieć ten inny świat, wystarczy zmienić myślenie i nie bać się w niego wejść.
Małgorzata Habrat
Wychowankowie ośrodka rozwijają swoje pasje i najróżniejsze umiejętności
Archiwum OREW

Drugie życie

OREW, czyli Ośrodek Rehabilitacyjno -Edukacyjno -Wychowawczy przy ulicy Powstańców Śląskich 16 w Krośnie, powstał około 30 lat temu z inicjatywy rodziców dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Od tego czasu umożliwia zarówno niepełnosprawnym dzieciom i młodzieży, jak i całym ich rodzinom codzienne funkcjonowanie w społeczeństwie.

- Mój syn wymaga ciągłej opieki, 24 godziny na dobę – tłumaczy Wojciech Krężałek, tata cierpiącego na zespół Angelmana Alka. – Dzięki ośrodkowi razem z żoną możemy podjąć normalną pracę, zrobić na spokojnie zakupy – mówi mężczyzna i wyjaśnia, dlaczego z Alkiem nie jest to takie proste: – Myśli, że wszystkie półki w sklepie są jego.

Odkąd Alek trafił do ośrodka, rodzice chłopca poczuli, jakby dostali drugie życie. Mogą spotkać się czasem ze znajomymi ze świadomością, że ich syn jest w bezpiecznym miejscu. Bo, jak zaznacza pan Wojciech, OREW to nie jest „przechowalnia”.

Każde dziecko w ośrodku traktowane jest indywidualnie
Archiwum OREW

Małymi krokami do celu

Wychowankowie ośrodka uczą się tu najróżniejszych przydatnych umiejętności: komunikacji z otaczającym światem, samodzielnego spożywania posiłków, codziennej toalety, ubierania się, gotowania, sprzątania, robienia zakupów. – Terapia trwa już od rana - mówi Wioletta Błaż, psycholog w ośrodku. – Ma różnorodne formy i jest dostosowana do potrzeb i możliwości dziecka – tłumaczy pani Wiola.

Ponieważ do ośrodka uczęszczają osoby w różnym wieku (od 3 do 25 lat) i o różnym stopniu niepełnosprawności (autyzm, zespół Downa i inne zespoły genetyczne, dziecięce porażenie mózgowe, epilepsja), każdy wychowanek ma swój zindywidualizowany harmonogram zajęć. Jego opracowanie i realizacja są możliwe dzięki współpracy kilku specjalistów: oligofrenopedagoga, logopedy, psychologa i fizjoterapeuty. - Nie wszystko można osiągnąć od razu, dlatego ważne jest, by obrać cel i dążyć do niego małym krokami – wyjaśnia pani Wiola.

Wszystkie dzieci i młodzież, niezależnie od stopnia niepełnosprawności, lubią zajęcia w grupie
Małgorzata habrat

Wychowankowie ośrodka uczestniczą w najróżniejszych terapiach m.in. logopedycznej, muzykalno-rytmicznej czy terapii w Sali Doświadczania Świata - specjalnym pomieszczeniu wyposażonym w różnorodne urządzenia stymulujące rozwój zmysłów. Poza tym dzieci i młodzież objęte są codzienną rehabilitacją ruchową z wykorzystaniem nowoczesnych sprzętów i metod.

Inny świat

Kompleksowa opieka zapewniona przez OREW to bardzo duże udogodnienie zarówno dla dzieci, które często źle znoszą zmianę otoczenia, jak i ich rodziców. – Wcześniej na rehabilitację musieliśmy wozić Alka do kilku różnych placówek – pan Wojciech wspomina czas, gdy syn chodził jeszcze do przedszkola specjalnego. Przygoda Alka z ośrodkiem zaczęła się, kiedy miał 7 lat i musiał zacząć wypełniać obowiązek szkolny.

Dużo później, bo w wieku 13 lat, do ośrodka trafiła Ania. Wcześniej dziewczyna uczyła się indywidualnie z nauczycielką, która do niej przychodziła na godzinę dziennie. Przez resztę czasu była sama, co sprawiało, że zamykała się w sobie. Dlatego, jak przekonuje mama Ani, córka odżyła, kiedy jej codzienność zaczęła toczyć się w ośrodku.

Z okazji Święta 3 Maja wychowankowie i pracownicy ośrodka wspólnie zatańczyli menueta
Archiwum OREW

- Tutaj ma rehabilitację, gotowanie, które lubi, a także kolegów i koleżanki – mówi z dużym uśmiechem Alicja Haręzga. Jej córka od zawsze porusza się na wózku, ale to, czego najbardziej potrzebuje od drugiego człowieka, to serdeczność i chwila rozmowy.

- Ania rozumie wszystkie dzieci, niezależnie od tego, czy mówią, czy nie, ze wszystkimi rozmawia– kontynuuje z entuzjazmem pani Ala. – Weszła w zupełnie inny świat – dodaje.

Jest też czas na zajęcia rekreacyjno-sportowe
archiwum oreW

Po przekroczeniu progu ośrodka można się przekonać, że w pewnym sensie to jest naprawdę inny świat. Aby w niego wejść, trzeba trochę zmienić myślenie i zrozumieć na przykład to, że porażenie mózgowe nie jest przeszkodą, by „porozmawiać” z kilkunastoletnią Olą. Po prostu dziewczyna zamiast słów używa obrazków zamieszczonych w specjalnie dla niej zrobionej książce do komunikacji. Jak tłumaczy pani Wiola, lata pracy z Olą sprawiły, że jej książka ma aż tyle stron. Dziewczyna dobrze wie, gdzie znajdzie konkretne obrazki i bez wahania „odpowiada” na różne pytania.

Do tzw. komunikacji alternatywnej w ośrodku wykorzystuje się też tablety i specjalistyczne oprogramowanie.

Wychowankowie OREW potrzebują serdeczności i zrozumienia
Małgorzata Habrat

Jak w domu

Obecnie w ośrodku bezpłatną opieką otaczanych jest codziennie ponad 70 dzieci i młodzieży z Krosna i mniej lub bardziej odległych okolic. – Obecnie mamy wychowanków nawet z takich miejscowości jak Chorkówka, Wojaszówka czy Brzostek – mówi Joanna Janocha, dyrektor OREW. – To dlatego, że zajmujemy się dziećmi z głębszą niepełnosprawnością, na co szkoły specjalne nie zawsze są przygotowane – tłumaczy.

Transport uczniów do ośrodka organizuje gmina, w której mieszkają lub sam ośrodek, gdyż ma do swojej dyspozycji dwa busy przeznaczone do przewozu osób niepełnosprawnych. Dowóz finansuje z założenia również zamieszkana przez dziecko gmina. Jednak w praktyce wiele samorządów, szczególnie tych bardziej odległych, nie pokrywa kosztów dojazdu do Krosna. Z tego powodu Urszula Stopyra, by codziennie dowozić chorego na wodogłowie, dziecięce porażenie mózgowe i padaczkę syna spod Jasła do krośnieńskiego ośrodka, nauczyła się jeździć autem.

W miarę możliwości wychowankowie ośrodka uczą się pielęgnować otaczający budynek ogród, który jest też dla nich miejscem wypoczynku
Małgorzata Habrat

Wiedziałam, że albo zrobię prawo jazdy, albo Błażej będzie siedział w domu. Nigdy nie miałam wątpliwości, czy podjęłam słuszną decyzję – mówi dzisiaj pani Ula. Wspomina też swoją pierwszą stłuczkę, gdy wracała rano do domu po zostawieniu syna w ośrodku. – Bałam się, ale nie miałam wyjścia, musiałam po południu wsiąść do auta i jechać po Błażejka. Wtedy się przełamałam i teraz nie wyobrażam sobie życia bez samochodu – opowiada.

Jeszcze szybciej Urszula przełamała inny strach, związany z zostawieniem syna samego w nowym miejscu. Gdy przyjechała po niego po pierwszym spędzonym dniu w ośrodku, zobaczyła, że zachowuje się tak, jak w domu, gdy jest zadowolony. I już wiedziała, że Błażej na pewno jest w dobrym miejscu.