fot. Damian Krzanowski
Charakterystyczne dla sklepu "Na strychu" jest już samo jego położenie i układ. Wąskie i długie przejście, które prowadzi od drzwi witryny przy ulicy Franciszkańskiej, przez całą kamienicę, aż do okna z widokiem na ulicę Forteczną. Przy tym oknie swoje małe biuro ma właścicielka.
Beata Dobrowolska pochodzi z Wrocławia. To tam, na targach staroci, zaszczepiła u siebie zamiłowanie do antyków. Zawsze marzyła o tym, żeby mieć taki sklep. W Krośnie jej marzenie zaczęło się spełniać, głównie dzięki przyjaciołom.
Pani Beata dzień zaczyna od wizyty w magazynie, który mieści się pod sklepem. W pudłach ze starociami wyszukuje rzeczy, które ujrzą światło dzienne i wypatrzą je osoby odwiedzające sklep. Rzeczy pozyskiwane są z różnych źródeł, m.in. giełd staroci w Polsce i zagranicą, od znajomych ze strychu, od osób, które wystawiają je na ulicach lub po prostu wyrzucają.
Ludzie, którzy odwiedzają to miejsce, wiedzą czego chcą i czego szukają. Czasami sama właścicielka, dowiaduje się od nich bardzo ciekawych informacji o swoich przedmiotach. - Pewien mężczyzna powiedział mi, że ta figurka to grzechotka meksykańska z tykwy. Czasami moi klienci są bardziej ode mnie świadomi tego, co posiadam w sklepie. Cały czas poznaję historię tych rzeczy.
Sklep działa zaledwie dwa miesiące, a już ma swoich stałych klientów. Jak twierdzi pani Beata, otwarcie tego miejsca to najlepsza decyzja, jaką podjęła. - Uwielbiam tu przychodzić, wystarczy raz zajrzeć i już przepadłeś, strasznie uzależnia - słyszę od klientki, która wyszukiwała ubranka dla swoich pluszaków.
- Przychodzą zwykli ludzie, artyści, dusze kolorowe, osoby, które czują ciepło tych rzeczy. Tu się nie sprzedaje bułek, ubrań, tu się sprzedaje historię - mówi z pasją pani Beata.