niebezpieczeństwo

Krok od tragedii. Nadjeżdżał pociąg, a szlabany były otwarte

Ta sytuacja mogła zakończyć się dramatem. W sobotę (26.01) około godziny 14.40 prawdopodobnie na dwóch przejazdach kolejowych: na ulicy Lwowskiej oraz Bohaterów Westerplatte nie zostały opuszczone szlabany przed przejeżdżającym pociągiem. Nie ostrzegały przed nim również światła. Błąd dróżniczki czy awaria?
Redakcja Portalu
Dróżnik odpowiedzialny jest za zamknięcie ramp na ul. Lwowskiej oraz Bohaterów Westerplatte
Damian Krzanowski

Dróżnik, czyli osoba odpowiedzialna za opuszczanie szlabanów, pracuje w jednym z pomieszczeń w budynku na stacji Krosno Miasto. Posiada tam m.in. sprzęt do komunikacji z pociągiem oraz monitory z podglądem na przejazd na ul. Bohaterów Westerplatte, który oddalony jest o ok. 250 metrów. 

To właśnie dróżnik, po otrzymaniu informacji o nadjeżdżającym pociągu, musi wcisnąć odpowiedni przycisk, aby szlabany zamknęły ruch samochodowy na przejazdach. Tym razem tak się nie stało.

O sobotnim zdarzeniu na przejeżdzie na ul. Boh. Westerplatte poinformował nas pan Łukasz. Był jego uczestnikiem. - To była bardzo niebezpieczna sytuacja. Jechaliśmy za samochodem, który zatrzymał się tuż przed samymi torami, po których poruszał się pociąg pasażerski. Rampy były podniesione, nie działały też światła sygnalizacyjne. Nie było również żadnej informacji o awarii urządzeń.

Przejeżdżający pociąg jechał z Zagórza do Rzeszowa. Na stacji Krosno Miasto powinien być planowo w sobotę o godz. 14.43.

Przejazd na ul. Bohaterów Westerplatte
damian krzanowski

Pan Łukasz poinformował o całym zdarzeniu policję. Funkcjonariusze byli na miejscu już kilkanaście minut później. - Policjanci zastali 59-letnią dróżniczkę, która miała zajmować się opuszczaniem i podnoszeniem zapór. Po sprawdzeniu stanu trzeźwości okazało się, że była trzeźwa - informuje st. asp. Paweł Buczyński, rzecznik KMP Krosno. Potwierdza również, że rogatki nie były zamknięte na dwóch przejazdach, na ulicy Lwowskiej i na ulicy Bohaterów Westerplatte. - Obecnie wyjaśniamy szczegółowe okoliczności tego zdarzenia. Ustalamy, dlaczego pomimo nadjeżdżającego pociągu przejazd nie został zamknięty.

W poniedziałek pracowała tam inna zmiana dróżników. Pracownicy nic nie wiedzieli o zaistniałej sytuacji. - Jesteśmy zaskoczeni. Pracujemy na zmiany po 12 godzin. Nas w sobotę nie było. 

Jak podkreśla policja, najważniejsze, że nikomu nic się stało. Kierowcy byli na tyle świadomi, że nie pojechali "na pamięć", tylko zwrócili uwagę na niebezpieczeństwo oraz poinformowali służby.  Taka sytuacja mogła się przecież powtórzyć tego samego dnia.

Śledztwo w tej sprawie będzie prowadzić prokuratura. Sprawa może zostać zakwalifikowana jako sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi kara pozbawienia wolności od 3 do 8 lat.

O wyjaśnienia poprosiliśmy biuro prasowe PKP.

"Na przejeździe kolejowo-drogowym w Krośnie  wystąpiła usterka, o której natychmiast powiadomiony został maszynista pociągu relacji Zagórz – Rzeszów Główny. Skład przejechał przez skrzyżowanie z bezpieczną prędkością poniżej 20 km/h,  podając wielokrotnie sygnał ostrzegawczy „baczność”. Są to standardowe działania dla zachowania bezpieczeństwa, w przypadku zaistnienia sytuacji awaryjnej (...). Drugi przejazd przy przystanku Krosno Miasto był zamknięty i pociąg przejechał z rozkładową prędkością" - napisała Dorota Szalacha z Zespołu Prasowego PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. w Warszawie.

"Dróżniczka, pełniąca obowiązki na tym przejeździe jest długoletnim pracownikiem, wykonującym sumiennie swoją pracę" - podkreśla PKP w liście do redakcji.

Urząd Miasta planuje inwestycję, która ma polegać na obniżeniu torów kolejowych na odcinku od ul. Hallera do ul. Piastowskiej. Dzięki temu, przejazd samochodem przez tory będzie odbywał się bezkolizyjnie, nad torami. - Mamy już zaawansowane projekty. W tym roku będziemy kontynuowali prace projektowe - zapewnia prezydent Krosna Piotr Przytocki. Wspólna inwestycja miasta i kolei będzie dofinansowana z funduszy unijnych.

Damian Krzanowski